czwartek, 31 grudnia 2009

To co dobre szybko się kończy :) Te Święta były wspaniałe :) mniej więcej takie o jakich marzyłam :)
Wigilia bez nerw, masa prezentów i radość :)
Święty Mikołaj w tym roku zagościł u nas i zostawił duużo prezentów.
Od Mamy dostałam zestaw profesjonalnych kosmetyków i akcesoriów, od Miśka kalendarz a od Cioci kapcie.
Ogólnie jestem zadowolona :) Przedwczoraj dla oczyszczenia atmosfery z Panem Dupkiem daliśmy sobie nieco w palnik :) i stwierdziłam że do sylwestra post z Wariacjami :) Wczoraj zaczęłam pisać tę notkę ale delikatnie mówiąc dogorywałam.

Ostatnio dużo myślałam o mijającym roku i szczerze mówiąc był mniej zwariowany niż poprzedni.
Styczeń cały bez Mamy i zmagania z upartym ojcem.
Pod koniec marca zmarła mojej babci bratowa (znów ktoś ze strony ojca).
W kwietniu zaczęłam praktyki w gabinecie oraz pracę w biurze.
W Lipcu pochowaliśmy brata mojej babci ( męża bratowej babci która zmarła w marcu), oraz cudowne wakacje w Zakopanem z Nim :)
We wrześniu wyjechał mój Brat ze swoim teściem do Anglii.
Na początku października dojechali do nich mój ojciec, bratowa z dzieciakami i brata teściowa. No i wyjazd Mamy do Niemiec
Cały listopad problemy z ojcem... Koniec listopada - koniec jednej i drugiej pracy - jestem bezrobotna...
Grudzień - powrót Mamy, powrót do normy od stresów i nerwów. Normalne cudowne Święta.

Jak co roku mam noworoczne postanowienia:
1. Znaleźć w końcu dobrą, stałą pracę.
2. Zrzucić parę kilo.
3. BYĆ SZCZĘŚLIWĄ :)


A no właśnie jakie macie plany na Sylwestra? jakaś imprezka może bal?Ja dostałam propozycję romantycznej poniekąd kolacji :) no zobaczymy co z tego wyjdzie :)

czwartek, 24 grudnia 2009

Co roku o tej samej porze piszemy to samo, życzymy sobie tego co najlepsze nawet ci którzy nie wierzą. Ale czy tak na prawdę jest? czy tak naprawdę robimy wszystko aby te życzenia wchodziły w życie z takim rozmachem z jakim są wypowiadane?

Na szczęście w tym roku świąt nie odwołano. Jesteśmy z mamą same i o dziwo nie mam wyrzutów sumienia że on jest tam sam i być może nie ma co jeść. Rok temu ja siedziałam sama przy biurku podczas gdy on leżała sobie pijany w drugim pokoju.

Żywa choinka stoi pięknie przyozdobiona, zapachy gotujących się dwunastu potraw tańczą po całym mieszkaniu :) Kurka wodna o takich świętach właśnie marzyłam :)

Życzę Wam moje kochane żeby te Święta były wyjątkowe, żeby było rodzinnie i ciepło :)
Sobie też tego życzę :) Chociaż jedne święta będą normalne :)

wtorek, 8 grudnia 2009

Prawdziwa miłość szybko spisuje swój testament.

Czy moja miłość już go spisała? Jeżeli tak to mam nadzieję, że dowiem się o nim po śmierci... :)

Święta zbliżają się wielkimi krokami. Ciekawe jakie dla mnie będą w tym roku. Mam nadzieję, że o niebo lepsze niż rok temu, powiem więcej w zeszłym roku święta odwołano!
Mojej Mamy nie było, a ojciec jak to ojciec - upił się i był szczęśliwy że ma to co mu do życia potrzebne. A ja? ja siedziałam sama w pokoju, przy biurku z psem i chomikiem cała zalana łzami.
W tym roku musi być inaczej! Mama wraca jutro :) a ojciec... Ojca nie chce znać.

Dlaczego? poprzednia notka była zaadresowana po części do mojego ojca. Jak wiecie jest on alkoholikiem (jest bo z tego się nie zdrowieje), wiele razy zaprzepaścił szanse jakie Mama dawała mu w życiu zawodowym. Wyciągnęłyśmy go z Mamą z objęć śmierci, a on co? pojechał teraz do Anglii za MOJE pieniądze i wszystko popsuł. Z tego co zarobił dał mi 180 funtów zapłacił za mieszkanie i zamiast trzymać kasę na czarną godzinę aż znajdzie sobie pracę to wszystko przepił, przepuścił a teraz nie ma za co żyć. Pożyczyłam mu jeszcze 40 funtów bo w jego miejscowości nie ma pracy więc musi szukać poza. Czy on sobie myśli, że tu sobie wróci i wtuli dupkę? oj nie mój drogi za dużo już! Po co pracować, przecież Mama wróci będzie trochę kasy i nie będzie gadania. NIE! Jest mi winien 1800 zł. Więc musi mi to oddać... nie ma już zmiłuj. A z resztą nie ma prawa zepsuć mi tych świąt! NIE MA PRAWA!

za 4 dni minie rok od śmierci mojego wujka, druga żałoba się skończy - zostały jeszcze dwie...

piątek, 4 grudnia 2009

Sentencja na dziś :
... im bardziej poznaję ludzi tym bardziej kocham Zwierzęta...


** ** **


On kochany...
ja szczęśliwa...
ludzie? .............................


mua:*

wtorek, 1 grudnia 2009

Któraś z Was mi napisała, żebym podjęła taką decyzję której nie będę żałowała. Jeszcze któraś napisała żebym nie słuchała rozsądku tylko serca. Dużo rad dostałam, dużo ciepłych słów. Dużo rozmawiałam z mamą na temat tego wszystkiego. To były najgorsze dni w moim życiu. Miliony myśli. Posłucham mojej Mamy i głosu swojego serca w gruncie rzeczy tak patrząc z boku sama sobie wymyśliłam ten problem, przewrażliwiona jestem i tyle. W ogóle to była chora sytuacja. Postanowiłam dać ostatnią szansę, wiem mówiłam już nie raz "ostatnia szansa" ale ta jest naprawdę ostatnią, doszłam do wniosku że nic by mi w tym momencie nie dało odejście i przekreślenie tych ponad pięciu lat. Poza tym nie miałabym dokąd uciec, tak wtedy musiałabym uciec. Jeżeli będę musiała odejść ucieknę do Anglii, bo za dużo kojarzy mi się tutaj z Nim i nie wystarczy przeprowadzka do innego miasta czy odcięcie się zupełnie od Niego i od Jego rodziny.
Swoją drogą dużo miałam czasu do przemyślenia również nad sobą. A dokładnie po niedzielnej wymianie zdań. I szczerze mówiąc ja nie jestem ideałem. Zawsze, powtarzam zawsze było tak, że ja się śmiertelnie obrażałam i On na drugi dzień MUSIAŁ mnie przepraszać, bo ZAWSZE zwalam winę na niego choćbym to ja zawiniła to zawsze jest Jego wina. Zawsze jestem nerwowa, obrażam się i poniżam Jego. Powiedzcie mi który facet by to wytrzymał.
W niedzielę spoliczkowałam go... i mam straszne wyrzuty sumienia. Nie powinnam tego zrobić. A on wiecie co? w poniedziałek zapytał czy pójdziemy na spacer jak przyjdzie i wieczorem przyszedł jak gdyby nigdy nic. Przyszedł, przytulił i był taki jakby była zgoda. Inny by się śmiertelnie obraził, zerwał itepe.
Wyrzuty sumienia nie dały mi spokoju i to one zmusiły mnie do przemyśleń. Jak możemy być szczęśliwi skoro ja tylko biorę nie dając prawie nic w zamian? nie tłumaczę Jego poczynań z przeszłości bo to nie ma nic wspólnego z tym o czym dziś piszę. Po prostu nie czułam się w stosunku do Niego bez winy. I wiecie co kiedy dziś powiedziałam, że przepraszam Go za niedzielę za to co zrobiłam i kiedy on zapytał "za co konkretnie?", to najzwyczajniej w świecie wstyd było mi wymówić to co zrobiłam, powiedziałam to strasznie cicho i kiedy On powtórzył "za to że na mnie krzyczałaś i mnie uderzyłaś?" to spaliłam się ze wstydu, dobrze że światło było zgaszone bo oglądaliśmy telewizję i nie było tego widać. I naprawdę musiałam Go poniżyć, skoro przytaknął, zawsze zaprzeczał... Przecież On też jest człowiekiem.
Kiedyś Janette napisała mi, że chcę z Niego zrobić pieska na posyłki - myślę, że po części tak było, podświadomie karałam Go za wszystkie grzechy mojego ojca, który jest alkoholikiem i który znęcał się nad moja Mamą, moim Bratem i nade mną.

czwartek, 19 listopada 2009

chyba niepotrzebnie. chyba niepotrzebnie to zrobiłam. Dlaczego ja często najpierw plotę ozorem, a potem dopiero myślę?
Tydzień temu złożyłam pewną propozycję na tę sobotę, na tę pojutrze. I co? dziś wymiękam. najzwyczajniej w świecie dopadł mnie strach. Przecież tyle lat to najwyższy czas...
Mam nadzieję, że nie będę żałowała tej decyzji.
Pan S. zapewnia mnie, że nie ma się czego bać bo mnie kocha i wszystko będzie dobrze. Ale jestem mu wdzięczna za to, że dał mi możliwość wycofania się. Rozumie mnie i na nic nie naciska a z resztą to nie On wpadł na ten głupawy pomysł tylko ja. Ale trzeba brać swoje czyny i decyzje na własne barki i stawić wszystkiemu czoła. Mam nadzieję, że się nie zawiodę...

chaotycznie, tajemniczo... no właśnie- jak?

piątek, 13 listopada 2009

Od zawsze miałam problemy z historią w szkole, nie lubiłyśmy się na wzajem :) zawsze miałam parę (krótko mówiąc 10) jedynek i zawsze wychodzilam na trójkę. Bo ja jak wiedziałam, że trzeba się uczyć to to robiłam, żeby jakoś te świadectwo wyglądało :) no i któregoś zakończenia semestru starałam się na 3 na półrocze (bo 2 na świadectwie było dla mnie klęską- w liceum się to zmieniło :P ale mniejsza o to :)). W tym celu musiałam pisać sprawdzian z całego semestru i dostać z niego conajmniej 4 żeby mieć tę tróję. Pisało nas wtedy chyba pół klasy w tym koleżanka, której mama zna nauczycieli... Ściągałyśmy równo od siebie, miałyśmy praktycznie to samo, bo nie ma to jak praca zbiorowa :) Przyszedł dzień w którym historyk sprawdził testy i czyta mój numerek i mówi "nie zaliczone!". Myślę sobie "spoko Ona też nie zaliczyła", no ale czyta jej numerek i mówi "no gratulacje Z. zaliczyłaś" (przyjmijmy umownie że nazywa się ona Z.). Dostałam szału (mało powiedziane) i mówię:

Ja: co?! Ona zaliczyła? to niemożliwe!!

Historyk: możliwe napisala na 5 i tym oto sposobem ma 3 na semestr. Xyz

gdybyś się nauczyła to też byłabyś teraz szcześliwa (ten nauczyciel

uwielbiał sobie z nas żartowac ale tym razem przegiol!)

Ja: Jakim prawem ona zaliczyla a ja nie, jeżeli od siebie ściągałyśmy!

( :) wredziocha byłam (: )

Z.: Xyz zamknij się no!

Ja: nie postawi mi pan tej trójki na semestr?????

Historyk: Nie i koniec dyskusji. (śmiech)

Ja: a założymy się?

Historyk: ja nie muszę się zakładać bo ja to wiem.

Ja: zobaczymy na koniec lekcji!

Wiedziałam że jestem na wygranej pozycji więc oparłam głowę o ręce i zaczęłam płakać :P wiedzialam, że on sprawdza ćwiczenia z historii więc zaczęłam je szybko uzupełniać, żeby nie miał na mnie żadnego haka. Po 15 minutach płakania zaczęłam się aktorsko zanosić :) wszyscy mówili "Panie P. niech pan postawi jej tą trójkę, jak nie za test to chociażby za te łzy" on przez jakies 10 minut zaprzeczał. Po chwili mówi:

Historyk: Xyz dlaczego płaczesz? czy coś cię boli?

Ja: tak, dusza mnie boli bo marnuje się tu mój intelekt ( :P z grobową miną)

Historyk: A masz ćwiczenia uzupełnione?

Ja: MAM!!!

Historyk: no to pokaż musisz zasłużyć na tę trójkę.

Wstałam, podeszłam do biurka i rzuciłam mu tymi ćwiczeniami mówiąc "PROSZĘ". przejrzał i mówi:

Historyk: No proszę, ładnie się przyłożyłaś do przepisania ze starych ćwiczeń :)

Ja: gdzieżbym śmiała tak oszukiwać, sama osobiście je przepisałam yyy tzn

uzupełniłam.A może Z. pan sprawdzi ćwiczenia? (takim ironicznym tonem,

choć dobrze wiedziałam że nie ma uzupełnionych)

Historyk: no dobrze, Z. daj swoje ćwiczenia (przegląda, przegląda, a ja mu

bacznie patrzylam na ręce.nagle znalazł nie uzupełnione i tylko

spojrzał na mnie czy ja widzę bo chciał to przeoczyć)

Ja: no proszę nie uzupełnione, chyba trzeba postawić jedynkę :)

(banan od ucha do ucha :))

Z.: Xyz zamknij się!!!

Ja: co zamknij się? takaś przykładana, a niedość że ściągasz na bardzo ważnym

teście to jeszcze ćwiczeń nie uzupełniasz.Panie P. to jak będzie z tą trójką

moją?

Historyk: Dobra maz tą trójkę i zejdz mi z oczu :)

Ja: nie ma sprawy i tak dzwoni dzwonek na przerwę...a swoją drogą

to wygrałam.

Cała klasa sikała ze śmiechu podczas tej szopki :) ale o swoje trzeba walczyć i nie wolno wykorzystywać znajomości rodziców.

** ** **

Od zawsze lubiłam chemię, biologię, matematykę i język angielski. Któregoś roku również w gimnazjum miałam problemy rodzinne i nie za bardzo mogłam przyłożyć się do chemii, ale chemica dała mi szansę i wzięła mnie do odpowiedzi na czwórkę. Cała uradowana powtórzyłam sobie reakcje spalania i ustałam pod tablicą, traf chciał, że równiż na czwórkę odpowiadała ta sama Z. co na hitorii pisała ze mną test. Pani dała nam polecenie napisania dwóch reakcji spalania (spalania, pół spalania i spalania całkowitego) mogłyśmy sobie wybrać same pierwiaski. Miałyśmy na to 20 minut. Obie w tym samym czasie i pierwiastki nie mogły się powtarzać. Ja swoje napisałam sama, bez niczyjej pomocy i czekałam aż pani mnie oceni a Z. stała pod pustą tablicą i udawała że myśli. 5 minut przed dzwonkiem chemica zaczęła sprawdzać moje i pierwszy przykład był bezbłędnie, natomiast w drugim miałam minimalny błąd, zamiast dużego wpółczynnika w jednej reakcji to napisałam mały i chemica automatycznie skreśliła mnie i postawiła trójkę. Zadzwonił dzwonek na przerwę, wszyscy wyszli. Została tylko chemica, Z. no i ja. Chciałam zobaczyć jak Z. będzie odpowiadała. Ominę fakt, że chemica mnie chciala wyprosić ale miałam prawo zostać i zostałam.

Chemica: no Z. skup się przecież wiesz. jak musisz napisać w pierwszym

spalaniu: dwutle....

Z.: dwutlenek węgla???

Chemica: tak Z. dwutlenek węgla i co plu.....

Z.: plus.

Chemica: a w drugim?

Z.: yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy....yyyyyyyyyyyyyyyyyy

Chemica: tle...

Z.: tlenek?

Chemica: tak :) tlenek wę....

Z.: tlenek węgla??

Chemica: tak i tu masz co? węg....

Z.: Węgiel???

Chemica: Tak Z. bardzo ładnie na semestr masz czwórkę.

Wstałam, wyszłam z klasy, trzasnęłam drzwiami i zeszłam poczekać na tą Z. na dole. Dzieczyny z mojej paczki czekały ze mną. Nic jej nie chciałam zrobić tylko chciałam zapytać dlaczego tak się głupio zachowuje bo ja naprawdę zasługiwałam na czwórkę. Przez nasze niedopatrzenie wyszła szybko ze szkoły i zaczęła nam uciekać, więc my zaczęłyśmy ją gonić, a po 8 lekcjach byłyśmy wymęczone. Biegniemy i krzyczymy "Z. cholero zaczekaj!". po minucie ciężkiego biegu kiedy prawie ją doganiałyśmy jednej koleżance pękł lub rozpiął się zamek plecaka i wszystkie książki runęły na ziemię, na środku chodnika w dość ruchliwej okolicy...myślałam, że się posikam ze śmiechu :) aż musiałam usiąść bo nie dałam rady śmiać się na stojąco :)

nawet teraz jak to piszę śmieję się sama do siebie :)

Kurcze fajnie tak powspominać gimnazjum, powiem Wam że do takiego gimnazjum jakie miałam z taką klasą ( z którą pomimo 9 lat chodzenia do jednej klasy zgraliśmy się dopiero w trzeciej klasie gimnazjum) mogłabym chodzić wiecznie :)

Trochę się rozpisałam :) mam nadzieję, że dotrwałyście :)

DOPISEK:

Muszę coś sprostować! co do pierwszej sytuacji. Nie płakałam dlatego żeby płaczem wymusić lepszą ocenę tylko dlatego bo cholera to chyba nie jest normalne i SPRAWIEDLIWE jeżeli jakiś nauczyciel wywyższa uczennicę i stawia jej lepszą ocenę tylko dlatego że zna jej rodziców mimo że owa uczennica NIC NIE UMIE.

Złe oceny na świadectwie (np 2 czy 3 jeżeli chodzi o gimnazjum) dla mnie wyglądały źle na świadectwie, nikt nigdy nie wtrącał się do tego jak ja się uczę, uczyłam się zawsze dla SIEBIE.

To tak dla wyjaśnienia.


A i dialogi tu umieszczone nie są naciągnięte tylko prawdziwe, takie jakie były. Daleko mi do zmyślania żeby być fajnym czy się popisać. W myśl zdania z ramki o mnie "Jestem sobą - jestem KIMŚ!" :)

niedziela, 1 listopada 2009

"Bóg daje życie a nie owe życie odbiera, nawet jeżeli stoimy nad grobem, powinniśmy wiedzieć że są oni wśród nas."

Pierwszolistopadowo...
Pouro, szaro i zimno. Taki dzień jak co roku skłania nas do refleksji, refleksji nad własnym życiem, własnym postępowaniem i własnym systemem wartości. Każdego dnia gnamy w wyścigu szczurów by być bliżej pieniądza, a tymczasem życie przemija i płynie jak rzeka, nie zawraca tylko płynie dalej. A my co robimy ze swoim życiem? czy kiedy stanę w obliczu śmierci będę mogła powiedzieć : zrobiłam wszystko aby uszanować swoje życie?
Dziś naszły mnie takie właśnie myśli kiedy stałam nad grobami moich bliskich. Czy ja będę potrafiła tak radzić sobie z życiem jak moja mama kiedy kiedyś mi jej zabraknie? bez rodziców... nigdy nie straciłam bardzo bliskiej osoby (za wyjątkiem cioci Alicji która nie była moją prawdziwą ciocią ale traktowała mnie jak najbliższą osobę w swoim życiu, miałam 6 lat kiedy zmarła) więc szczerze mówiąc nie wiem jak to jest kiedy się kogoś traci, ale widziałam wiele razy jak w gronie moich bliskich odszedł ktoś kochany i podejrzewam że jest to najgorsze uczucie na świecie.

Dziś spotkałam się z rodziną, było mi jakoś tak raźniej a zarazem smutno. Widziałam przez okno dwie biegające dziewczynki wielkości mojej Bratanicy, strasznie zatęskniłam...

wtorek, 27 października 2009

Jestem.
Trochę mnie nie było.
Trochę czasu nie miałam.

Za dużo tego wszystkiego, za szybko żyję. Praca dom, dom praca i masa innych obowiązków. Myślałam że jak będę sama to będę miała więcej czasu, a jak jest? nie mam tego czasu na nic. Teraz jestem chora. Jestem na zwolnieniu do końca tygodnia. Czuję się jakbym miała grypę lub anginę a tymczasem jak to określił dziś lekarz " astma i alergia dają o sobie znać" na gorączkę dostałam antybiotyk a na alergię Loratadynę. I wiecie co? wcale się nie smucę tym, że jestem chora. Mogę teraz pospać. A śpi mi się idealnie, jak tylko położę głowę do poduszki od razu usypiam nawet w dzień, co zawsze było dla mnie trudnością, mam tak od jakiegoś ponad tygodnia. Dziś rozmawiałam z moim lekarzem na temat mojego problemu z jajnikami (dla niewtajemniczonych powiem, że nie pęka mi pęcherzyk Graafa i z tego robi się Torbiel). Bo kurcze pani ginekolog powiedziała, że mam obserwować moje boleści i kiedy będzie bolało ale nie w związku z owulacją czy miesiączką mam przyjechać. I tu powstaje dylemat : Kiedy ból nie jest związany z miesiączką czy owulacją?przecież niektórym kobietom ból towarzyszy na tydzień przed miesiączką, jak mam odróżnić ten ból kiedy za każdym razem boli tak samo? I lekarz rozwiał moje wątpliwości, w związku z owulacją: owulacja przypada miej więcej w 14 dniu przed rozpoczęciem kolejnego cyklu miesiączkowego; natomiast w kwestii miesiączki to może boleć nawet przez 5 dni przed miesiączką. Teraz wiem już kiedy mam się bać :) Jestem przynajmniej spokojna bo ostatnio tak samo bolało mnie kiedy trafiłam do szpitala z tym, że teraz to był lewy jajnik a nie prawy. Najwyraźniej znowu pękł... W grudniu pojadę do Olsztyna do pani ginekolog, będę przynajmniej spokojniejsza.I tu szok w rozmowie z lekarzem:

Lekarz: Jest jedno skuteczne wyjście z Twojego problemu.
Ja: Jakie?
Lekarz: CIĄŻA.
Ja: yhm akurat teraz mogę sobie na to pozwolić.(ironia)
Lekarz: Mówię jak jest, pomyśl o tym.

:)

Poza tym wszystko bez zmian. Nie mam ostatnio weny do pisania stąd między innymi moja dwutygodniowa nieobecność.

poniedziałek, 12 października 2009

Tydzień zdecydowanie zaczął się fatalnie. Wstałam niby wyspana i pełna werwy. Godzina 6:00 ostateczna pobudka, do 6:15 w łazience higiena i te sprawy. 6:20 śniadanie w postaci słodziutkiej herbatki, chwila makijażu i czesania. 6:30 na dwór z psami ( tak mam teraz dwa psy: swojego jamnika i kundelka mojej bratowej mamy) i tu się zaczęło. Panienki miały kaprys pogrymasić i powkurzać mnie długim szukaniem miejsca na siku i kupę. Takim oto sposobem do pracy wyszłam o 6:43 zamiast o 6:35. Jak na złe żaden samochód nie chciał mnie przepuścić przez pasy, a nie mam w zwyczaju wymuszać pierwszeństwa :) tak więc stałam jakieś 3 minuty na przejściu dla pieszych aż jedna kobietka zlitowała się i mnie przepuściła.
Do pracy dotarłam na 7:02 ale na szczęście pana Prezesa jeszcze nie było więc mi się upiekło :)
W pracy jakoś wszyscy przez pierwsze 4 godziny mieli takiego muła że nawet nie podejrzewałam, że i mi się udzieli. Z pracy wyszłam o 15 i wylądowałam na poczcie, gdzie cholera no! godzinę stałam w kolejce do okienka, pół godziny spędziłam przy okienku bo miałam swoje i Brata rachunki a zanim pani kasjerka wklepała te głupie numerki to ludzie patrzyli na mnie z dziką chęcią morderstwa, na poczcie zostawiłam 1500 zł... Jeszcze do TESCO po papier toaletowy :) W domu wylądowałam około 17.

Tęsknię... Jak jasny gwint, za moją Niunią kochaną, za moim kochanym dzieckiem (chrzestnym ale to zawsze dziecko) . Wczoraj pojechaliśmy do mieszkania brata przepalić trochę w grzejnikach (żeby nie zapomniały jak się pracuje :)) i najprościej mówiąc zaczęłam płakać jak bóbr, pokój Małej wypełniony jej "najukochańszymi" zabawkami, misiami, lalkami i radyjkiem które zawsze jej grało nad uchem kiedy usypiała...Nie sądziłam że ta rozłąka będzie tak bardzo bolała...

Z Mamą rozmawiam co dzień, na szczęście rozmowy międzynarodowe nie są aż takie drogie. Już tylko 7 i pół tygodnia.

A ja i Pan S.? dobrze :) narzekać nie będę :)


Buźka :)

wtorek, 22 września 2009

Widzę że wywołałam sporo kontrowersji ostatnią notką J cieszę się że tak większość z Was moje blogowe koleżanki zrozumiało jej sens J

Sprawę ślubu tego kolegi zostawię już bez komentarza, jego ślub jego sprawa. Dla niektórych najwyraźniej liczy się każdy grosz nawet w takich sprawach…

Co do nas…to chyba w poprzedniej notce był przełom moich wszystkich stresów i kłopotów.

Twierdzę tak ponieważ wiele się zmieniło. Spędziliśmy miły weekend, przepełniony czułością i radością, tak jakbym wyczarowała to co chciałam aby było.

I po raz kolejny twierdzę z całą stanowczością, że sprzeczki i chwilowe konflikty są niezbędne każdemu związkowi, a chociażby dla oczyszczenia atmosfery. Jednym słowem Pan S. jest taki jak na początku naszej wspólnej drogi J a to mnie niezmiernie cieszy ponieważ takim go pokochałam niemalże od pierwszego spojrzenia.

Wrócił temat Dziecka…ale uwaga tym razem to z Jego strony. Czyżby poczuł to co ja w związku z macierzyństwem? Tego nie wiem, ale cieszę się, że podjął ten temat. Tylko że na razie musimy odłożyć tę decyzję na jakieś dwa lata co najmniej (o matkooo i ja to mówięJ ). Teraz niestety nie możemy sobie na to pozwolić, Jego firma odnosi sukcesy i pochłania prawie całą Jego uwagę (część uwagi skupia na mnie :P) a ja? Kwitnę zawodowo. Pracuję, na razie co prawda w biurze ale od stycznia zaczynam w swoim zawodzie. A Dziecko chcąc nie chcąc pokrzyżowałoby nasze plany. Jest też inny powód, musimy przygotować grunt pod wychowanie Dziecka, musimy mieć gdzie mieszkać a na razie póki co dobrze nam u swoich rodziców, gdzie (nie zawsze, ale czasem) możemy trochę odłożyć. A sprawą poprzedzającą narodziny naszego Maluszka jest Ślub, który jak każda z Was wie jest ogrooomnym wydatkiem mając na uwadze dużą rodzinę no i szerokie grono znajomych. Bo przecież nie ładnie zapraszać bez osoby towarzyszącej ( tak to miała być aluzja :P).

i wiecie co? jestem przeogromnie szczęśliwa :)

środa, 16 września 2009

Różnie to w życiu bywa, raz jesteśmy szczęśliwi a raz upadamy na pysk. Ja obecnie leżę na pysku...
Ostatnimi czasy jest nam obco, tak jak nie było nigdy, nawet kiedy się rozstawaliśmy czy kłóciliśmy. On przychodzi siedzi, nie odzywamy się do siebie i po 22 idzie do domu. Taka znieczulica. Nie wiem co jest tego powodem. Zero starań, czułości czy w ogóle bycia. Postanowiłam, że będę zachowywać się dokładnie jak On, niech zobaczy jak to jest kiedy ukochana osoba jest obojętna...
Druga sprawa... Mamy takiego kolegę, mieszka w innym mieście. Znamy się od pięciu lat ( chłopcy znali się już wcześniej).Wspólne wyjazdy na biwaki, wspólne wyjścia do pizzerii, wsparcie w chwilach smutku itepe. Kolega ten bierze ślub cywilny w październiku z kobietą z którą jest o rok dłużej niż my.I co? I poprosił Pana S. na świadka. No super przecież, tyle że zaprosił Go samego, beze mnie... Tłumacząc to tym że nie maja kasy i będzie tylko 14 osób. Kiedy Pan S. mi dziś to powiedział, poczułam się jakbym dostała z buta w pysk, w pysk na którym jak już wspomniałam w pierwszym zdaniu notki leżę... Najlepsi przyjaciele (oni), jesteśmy dobrymi znajomymi. Ja rozumiem naprawdę wszystko ale ja bym tak nigdy nie zrobiła. Oczywiście szanuję tę decyzję bo to ich ślub i ich sprawa kogo zapraszają ale... przykro mi trochę jest. On oczywiście tego nie rozumie, ale ciekawa jestem jakby On się czuł gdyby mnie koleżanka poprosiła na świadkową i zaprosiłaby tylko mnie, samą, bez Niego.
Ale może to ja jestem jakoś głupio wychowana? może to ja jestem jakaś głupia...

W sobotę mój brat jedzie ze swoim teściem do Anglii, do Scarborough. A 1 października lecą do nich mój tata, bratowa, jej mama i dzieciaki. Zostaniemy z mamą same, ale nie wykluczone że będziemy ich odwiedzać :)

niedziela, 30 sierpnia 2009

Rzadko zdarza mi się pisać co dwa dni :) Ostatnią notką wywołałam trochę kontrowersji, jak przeczytałam ze trzy razy tą notkę i jednak trochę niezrozumiale napisałam, a ile goryczy było w tej notce.Ale wierzcie mi nie miałam ani głowy ani chęci do myślenia nad tym czy to co piszę jest z sensem i zrozumiałe, chciałam po prostu wyrzucić z siebie emocje. W końcu po to jest blog.
Dziś już jest lepiej, rozmowy z Nim, z Mamą i Tatą dały mi ulgę, Pan S. jak zwykle musiał mi nakłaść do głowy.
Wczoraj poszliśmy na pizze do pizzeri :) A z racji tego że dawno nie jedliśmy tego przysmaku, to zajadaliśmy się tak jakbyśmy pierwszy raz jedli pizzę :) do tego zimne piwko z przewagą soku :)
Dziś jest u nas festyn z okazji zakończenia wakacji ale mnie się tak nie chce iść że szok. A On mi od rana truł żeby pójść. Na szczęście Xyz wie jak przekonać swojego Faceta do pozostania w domu i do leniuchowania - obietnica ściągnięcia filmu :P
Jutro już do pracy na 8, ostatni dzień pracy od 8 do 13, od wtorku będę pracować od 7 do 15 no chyba że moja opiekunka dogada się z Prezesem :) na co bardzo liczę :)

piątek, 28 sierpnia 2009

No właśnie, nie zawsze...
Dziś miałam wyniki egzaminu zawodowego... i niestety nie zdałam. Część pisemną zdałam ładnie, natomiast ten głupi projekt zawaliłam. Nie wiem co mogłam poknocić, zadanie było proste i byłam pewna że zaliczyłam chociaż minimalnie. Z mojej klasy zaliczyły 3 osoby tylko. Od 8:30 mam spieprzony dzień... Na dodatek koleżanka która zdała przyleciała do Gabinetu i machała dyplomem przed moimi oczami przy D. (mojej szefowej). Ja rozumiem radość i szczęście, bo sama bym się cieszyła gdybym zdała ale na pewno nie wymachiwałabym tym dyplomem przy kimś komu zabrakło paru procent do zaliczenia. Trzeba mieć tzw wyczucie taktu. Ona zdała akurat, miała 75%. Ja poprawkę mam dopiero za rok i postaram się dać z siebie najwięcej jak tylko będę potrafiła.
Dzień dzisiejszy ciągnął mi się niemiłosiernie. Robiłam parę zabiegów i urwałam się na godzinkę żeby poprawić sobie humor zakupami.Za główny cel obrałam spodnie. Oczywiście nie ma żadnych pasujących na mnie, jak były dobre w pasie to za ciasne w udach, a jak dobre w udach to za ciasne w pasie.Ale za to kupiłam sobie taką koszulkę na jaką polowałam od dłuższego czasu. Zwykła, prosta czarna koszulka pod szyję na krótki rękaw, bez żadnych wzorów bez niczego. Kupiłam sobie również puder matujący w kamieniu Astor Anti Shine i parę innych pierdołek. Ale humoru sobie nie poprawiłam...
Muszę się z tym po prostu przespać i przejść nad tym do porządku dziennego, przecież poprawka to nie koniec świata. Tylko dlaczego dopiero za rok?



MAŁE SPROSTOWANIE:
Do "zadziornej/zadziornego" wcale nie mam urażonej dumy to po pierwsze i nie jestem kujonem to po drugie. Najwyraźniej nie zawaliłaś/zawaliłeś najważniejszej sprawy w Twoim życiu przez głupie pomylenie kolejności wykonywania demakijażu w opisywanym projekcie! spróbuj stawić czoła takiemu projektowi i dopiero dyskutuj! Jeżeli chciałeś obronić Gosie to wybacz ale niepotrzebnie się wtrącałeś bo to nie Twoja sprawa.A żałosna nie jestem ja tylko Twój komentarz i po części Ty!
Do Gosi.Wcale nie jestem zła że zdałaś.Po części jestem zła na siebie choć nie wiem za co, nie wiem co mogłam poknocić, sama wiesz że ten projekt był nielada wyzwaniem. Notka nie była broń Boże wymierzona przeciw Tobie, chciałam zauważyć że chciałam podkreślić w niej to że to mi nie poszło a nie to że ty zdałaś.Najwyraźniej źle to ujęłam. Każdy ma prawo cieszyć się z radości jaka go spotkała. Wcale nie miało chodzić o to w tej notce że chciałaś mi dowalić czy coś. Po prostu chciałaś się pochwalić że zdałaś i miałaś do tego prawo. I nie chodziło w tej notce o Ciebie tylko o mnie. Jeżeli Cię uraziłam to przepraszam. Po prostu pisałam pod wpływem złości i nie chciało mi się myśleć jak mam napisać tak żeby było zrozumiale do końca

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Po głębszych namysłach dochodzę do wniosku że takie burze z piorunami są niezbędnie potrzebne w każdym związku, bez wyjątku. Tak, nie bredzę. Takie incydenty odświeżają atmosferę. Myślę że i on przemyślał sobie pewne sprawy a ja w pewnych kwestiach zmądrzałam.
W minioną niedzielę Pan S. był z rodzicami i siostrą u chrzestnego z wizytą. Podobno jest tam piękny sad, rzeka pięknie ozdobiona naturą jednym słowem pięknie. Pan S. dostał zaproszenie ze swoją dziewczyną (czyli ze mną żeby nie było wątpliwości :)). Podejrzewam, że Jego chrzestny chce mnie poznać, widzieli mnie tylko raz na weselu Jego kuzynki. A poza tym jesteśmy już ponad pięć lat razem więc czas najwyższy żeby powoli poznawać się nawzajem :)
Tak więc jedziemy w sobotę do Chrzestnego Pana S. :) mała tremę już mam, to co będzie w sobotę :)
W niedzielę za dwa tygodnie z kolei są chrzciny naszego nowego członka rodziny :) Nie mówiłam Wam ale bratowa leżała z nim w szpitalu.Ale po kolei. Po tygodniu od porodu wrócili po domu, Maluszek był bardzo grzeczny spał sobie cichutko a płakał dopiero wtedy kiedy był głodny, ale... no właśnie, zawsze jest jakieś ale.Przyszła położna i stwierdziła, że Maluch jest coraz bardziej żółty, pani doktor w przychodni potwierdziła słowa położnej i wysłała ich do szpitala.Przez pierwsze dwa dni Maluch leżał w inkubatorze pod lampami.Ale bilirubina spłatała figla i po wyjęciu z inkubatora na drugi dzień skoczyła do góry.Ale seria antybiotyku na szczęście dała rezultat i po tygodniu i trzech dniach wrócili do domu :)
Tak więc dwa następne weekendy mamy zaplanowane, a trzeci? w dalszym ciągu trwają pertraktacje co do wyjazdu nad morze i... wstępnie jesteśmy umówieni na wyjazd za trzy tygodnie w niedzielę :) co prawda jeden dzień ale jak dużo radości może dać widok naszego, pięknego Polskiego Morza :) - bezcenne :)))
A tymczasem... Mam urlop :) tak moje drogie pięć ostatnich dni stażowego urlopu :) więc laby na całego.
A od września umowa po stażowa. Ale o tym będę pisać po urlopie :) nie chcę sobie psuć radosnych, urlopowych dni :)

wtorek, 18 sierpnia 2009

mowa jest srebrem a milczenie złotem

To był największy test dla mojej wytrzymałości i szacunku dla samej siebie.Po smsie sobotnim zapadła cisza, cisza która z godziny na godzinę, z minuty na minutę, z sekundy na sekundę przeszywała coraz bardziej moje serce. Ale nie! zaparłam się, przecież to ja jestem kobietą w tym związku. Powiem Wam, że nawet mnie nie korciło żeby pisać i łamzać, co było bardzo dziwne bo zawsze pisałam umoralniające smsy, dawałam o sobie znać sygnałami a teraz... złoto :) W niedzielę oczywiście też cisza, bo jakby inaczej zarówno z Jego strony jak i z mojej. Co prawda czasem serce mnie zakuło, zabolało ale nie czułam jakiejś wielkiej rozpaczy. Odpoczęłam sobie, miałam czas do przemyśleń, miałam czas tylko dla siebie. Obejrzałam w końcu film "Kochaj i tańcz" na który tak długo czekałam :) odespałam wszystkie stresy, nerwy i codzienną gonitwę.
W poniedziałek jak co dzień poszłam rano do pracy, miałam trochę roboty więc nawet nie miałam czasu żeby myśleć o tym co sie dzieje w moim związku.Wróciłam do domku, zjadłam obiad i ruszyłam do drugiej pracy. W drodze do Gabinetu niedaleko skrzyżowania które musiałam pokonać dostrzegłam Opla Vectrę z grillem zamiast znaczka, serce mi zakuło. Tak to był On! na szczęście był w takim odstępie że mogłam bez obaw udać że go nie widzę bo widziałam Go tylko kątem oka. Szłam prosto przed siebie jak gdyby nigdy nic. Siedziałam w pracy i myślałam "ciekawe co teraz zrobi". Dokładnie o 14:54 sms:
On:"I co robimy?"
Ja:"To było do mnie czy pomyłka?"
On:"Do ciebie"
Ja:"Ja już ci w piątek powiedziałam że możemy być razem jeżeli ...( i tu mój warunek)"
On:"Mogę, ale tylko od czasu do czasu"
Ja:"W ogóle"
On:"Ok"
Ja:"Jeżeli dotrzymasz słowa to możemy być dalej razem"

I co? i złoto okazało się korzystniejsze. Tak czy inaczej moje drogie pamiętajcie, jeżeli macie 100% pewność że to nie Wasza wina, nigdy nie pozwólcie aby ktoś zwalał na Was odpowiedzialność za swoje winy. Sama myślałam że tak nie dam rady, ale teraz wiem że nie można tak. Koledzy ważniejsi?alkohol?koleżanka? to idź za przeproszeniem "w pizdu!"- zobacz jak to jest kiedy mnie nie ma, zobacz jak to jest kiedy wszyscy się przytulają a ty jesteś sam, zobacz jak to jest kiedy dzień wygląda inaczej, gorzej niż ten spędzony ze mną!

niedziela, 16 sierpnia 2009

Z tą kołdrą to chyba nie do końca tak...zwłaszcza w przypadku kiedy osoba którą się rzekomo kocha nie jest najważniejszą.

tak moje drogie nawet miłość pięcioletnia może wygasnąć bądź zejść na drugi plan.

Wychodzi na to że nie ja jestem tą bez której życie nie ma sensu, inna rzecz (nie osoba lecz rzecz) jest ważniejsza i bardziej ukochańsza niż ja.

W piątek był sądny dzień, sądny pod względem... no właśnie pod jakim, chyba pod każdym. Za dużo wypowiedzianych słów, za dużo gestów

n i e p o t r z e b n y c h.

Te wszystkie słowa na nowo, wciąż i ciągle krążą mi w głowie, miliony myśli, miliony zmartwień i brak...brak jednego najważnieszego, najniezbędniejszego czynnika - brak Jego...

Raptem dowiedziałam się że nikt ze mną by nie wytrzymał nawet tygodnia... bo co? bo chce dla Niego jaknajlepiej? nie wiem czy to wszytsko ma jakikolwiek sens.

Wczoraj dzień przeprosin jednym smsem, kiedy odpisałam o co o tym wszystkim myślę, że gdyby mnie naprawdę kochał nie robił by tego co robi nadal, zapadła cisza.

Cisza przez duże "ce", cisza która coraz bardziej zgniata moje i tak już podziurawione serce. Nie wiem skąd w moich oczach tak silna blokada która nie pozwala lecieć łzom, łzom które na upartego cisną się do przodu, coraz to większą dawką, coraz to większą siłą...

Jak oszukać uczucia? jak oszukać los i to co nie powinno się stać?

"Przepraszam za wszystko (...) pamiętaj że zawsze będę Cię kochał :(" te słowa widniejące w smsie którego On był nadawcą tkwią mi w pamięci, nieustannie...

Co robi? co myśli? czy cierpi tak samo jak ja? - jak znaleźć odpowiedź na te pytania w tej chwili? nie da się.

W moim ciele chulają mi dwa wielkie młoty, jeden rozbija moją głowę na małe cząstki a drugi wariuje w moim sercu.

Nie mogę wegetować w jednym martwym punkcie. Chcę żyć. Nie przypuszczałam, że tak ciężko będzie poświęcić jedną głupią, psującą wszystko rzecz dla osoby z którą jest się ponad pięć lat i której codzień powtarza się

"k o c h a m C i ę".Nie mogę wiecznie prosić i czekać.

Straszni korci mnie żeby wysłać jednego krótkiego sms'a ale wiem że nie wolno mi, bo to nie ja zawiniłam, nie ja rozbiłam naszą bańkę na drobne kawałeczki.NIE JA! Bo gdybym to ja zawiniła to robiłabym wszystko żeby to wynagrodzić, żeby poczuł się kochany, żeby nie cierpiał więcej przeze mnie. A on milczy. Czyżby szukał pretekstu? może chciał wolności...I już wolałabym żeby poszło o obcą kobietę a nie o przedmiot. Sytuacja byłaby jaśniesza,a tak ja poprostu nie wiem co mam myśleć.Czy to dalej trwa czy też już się skończyło.

Wiem, że faceci inaczej to wszystko przechodzą, może mus sobie to wszystko poukładać po swojemu ale dlaczego zawsze próbują tą ciszą wzbudzić w nas kobietach poczucie winy?

Bo przecież najlepiej jest milczeć że niby mowa jest srebrem a milczenie złotem? ja również mogę wybrać złoto. Niech teraz On zabiega, stara się, jeżeli mu jeszcze wogóle cokolwiek na tych naszych zgliszczach zależy. Mi zależy bardzo ale nie mogę starać się za nas obojga.

Przerasta mnie to wszystko.To facet powinien zabiegać o kobietę, bo facet to zdobywca!

A może on w ogóle mnie nigdy nie kochał?

Pogmatwane. Wiem że dośc chaotycznie piszę dziś, ale jak mam być poukładana skoro w głowie mam cholerny charmider?

niedziela, 9 sierpnia 2009

bo spanie pod jedną kołdrą to już miłość

Dzisiaj rano leżąc obok Niego (jak co niedziela z resztą) zastanawiałam się nad tym co to jest ta miłość. Według filozofii miłość jest uczuciem najcenniejszym, najcudowniejszym prosto mówiąc naj, naj, naj. Ale patrząc od innej strony. Miłość to wspólna poranna kawa, to kwiaty bez okazji, to wspólne zaufanie, radość na widok drugiej osoby? w myśl tytułu mojej notki "bo spanie pod jedną kołdrą to już miłość!" ? być może. I tu nasuwa się na myśl kolejne pytanie "czy jak będę stara pomarszczona to On nadal będzie mnie kochał miłością tak szaloną, piękną i stanowczą?" i co teraz? jaka jest odpowiedź? no właśnie tak więc podsumowując mój dość krótki jak na ilość myśli w mojej głowie wywód : MIŁOŚĆ JEST FILOZOFIĄ NIE DO ZROZUMIENIA! Tak moje drogie, miłość jest nie przewidywalna.Możesz znać nie wiadomo jak dobrze osobę którą kochasz ale nie przewidzisz nigdy co planuje miłość siedząca w tej osobie.

SMS dziś:
Ja: "A tak w ogóle to dziś dziewiąty :-)"
On: "A jo, kocham Cię moco mój Dupasku mały :-)"

Jestem w trakcie namawiania Go na wypad nad nasze piękne polskie morze. Mieliśmy jechać na domek od 29 do 31 sierpnia, ale nie mamy za bardzo znajomych więc szczerze mówiąc jak mam wydać 100 zł na domek to wole znaleźć jakiś hotel i skorzystać z uroków morza chociaż by przez jeden dzień. Miejmy nadzieję że mój urok osobisty i dar przekonywania pomoże w negocjacjach :)

Miłej niedzieli i udanego tygodnia :)

czwartek, 6 sierpnia 2009

Kolejny tydzień mija jak z bicza strzelił. Szczerze mówiąc sama nie wiem kiedy i gdzie ucieka mi ten czas. Tak niedawno zaczynałam staż, bałam się jak cholera, nowi ludzie, nowe doświadczenie, a tym czasem ostatni miesiąc stażu właśnie się zaczął.
U mnie? kolejna "chandra", jak to przed miesiączką, znów wkręcam sobie to i owo, znów mam nijaki humor i te huśtawki nastroju. Cóż, takie są uroki bycia kobietą.
Bratowa wyszła ze szpitala przed wczoraj. Maluszek jest śliczny, niemal identyczny jak moja bratanica po urodzeniu.
A jak z nami? hmmm, cóż za bardzo się do Niego przywiązałam przez ten tydzień w którym byliśmy w górach. Teraz znów widujemy się od 20 lub 21 i rozstajemy się po 22. Szczerze mówiąc nie mam o to pretensji, ale troszkę zaczyna mnie to ... no właśnie co? skoro nie mam prawa mieć pretensji? no tak ma swoją firmę i musi na to pracować a jak przyjeżdża do mnie to jest zmęczony i nie ma na nic chęci, ale ja też przecież istnieję. Eh tam nie będę już narzekać bo i po co.

Od wczoraj jak to przed miesiączką mam ochotę na gyrosa z fryteczkami i suróweczką :) czy Wy też macie taki "świński apetyt" przed tymi dniami? Pewnego razu zjadłam : bigos, pyzy, popiłam mlekiem, sałatkę śledziową salsa i popiłam czerwonym winem a jako przegryzkę wzięłam słodkiego batona :) Przed wczoraj np zjadłam dwie kromki chleba z czekoladą, jedną z miodem i jedną z kiełbasą i musztardą i to wszystko popiłam zimnym mlekiem :) dziwne nie ? :)

wtorek, 28 lipca 2009

I jestem :) cała, zdrowa :)
Wyjechaliśmy około 14 w zeszły poniedziałek, mieliśmy wcześniej wyjechać ale Miśkowi padła chłodnica w samochodzie i o 7 rano jechał do Olsztyna po nową.
Jechaliśmy 9 godzin, bylibyśmy wcześniej ale błądziliśmy w Katowicach.
We wtorek poszliśmy na Gubałówkę, piechotą :) i tak poszaleliśmy. Obeszliśmy wszystko dookoła i jako finisz naszej bytności tam fundnęliśmy sobie przejażdżkę wyciągiem narciarskim, po powrocie oczywiście obiad w McDonaldzie :) i resztę dnia spędziliśmy na Krupówkach.
We środę pojechaliśmy do doliny Chochołowskiej, tzn do przystanku busowego a od tego miejsca do Polany Chochołowskiej musieliśmy przejść 4 km w jedną stronę. Do tego około 30 stopni ciepła i zero cienia. Wróciliśmy późnym popołudniem więc troszkę odpoczęliśmy i ruszyliśmy na zimne piwko na Krupówki.
W czwartek planowaliśmy iść do Aqua Parku ale po dalszym namyśle wybraliśmy skocznie narciarskie. Poszliśmy z Misia Tatą bo Jego Mama i Siostra wybrały Kasprowy Wierch.
W piątek pojechaliśmy nad Morskie Oko. 9 km w jedną stronę piechotą przeszło nam migiem, ale warto było iść taki kawał. Morskie Oko jest piękne, lazurowa woda i te góry :) od razu mięliśmy banany na twarzy :) ruszyliśmy w wędrówkę dookoła wody, ale skusiła nas chęć dotknięcia śniegu hen hen wysoko. Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych, weszliśmy na górę na przeciw schroniska, widzieliśmy i dotknęliśmy śnieg :) Po powrocie na ścieżkę wokół wody ruszyliśmy na Czarny Staw. W połowie wspinaczki myślałam że odpadną mi nogi ale dotarłam :) pięknie tam :) pomoczyliśmy nogi i w Morskim Oku i w Czarnym Stawie :)
W dniu w którym byliśmy na Morskim Oku zdechł koń który ciągnął bryczkę z ludźmi. Mówiono o tym w telewizji. Widziałam te konie, widziałam co one biedne musiały znieść. Bieganie w tę i na zad 9 km w każdą stronę z pięć czy siedem razy. Momentami pod górę te konie nie były w stanie już iść.
W sobotę pojechaliśmy sami do doliny Kościeliskiej, ale z racji brzydkiej pogody przeszliśmy tylko przez Mroźną jaskinię i wróciliśmy. Potem oczywiście Krupówki :)
i w niedzielę dzień lenistwa, do 14 oglądaliśmy Londyńczyków na laptopie, potem pospacerowaliśmy i musieliśmy wcześniej wrócić bo w poniedziałek wyjeżdżaliśmy o 6 do domu więc trzeba było się spakować i zrobić kanapki.
Wyjechaliśmy wczoraj z Zakopanego o 6 rano po drodze zahaczyliśmy o Kraków, obejrzeliśmy Wawel i Sukiennice. Pod Miechowem mieliśmy niemiłą niespodziankę, taką jaką mieliśmy już kiedyś jak wracaliśmy z Olsztyna, a mianowicie, najpierw zapaliła się kontrolka ABS potem benzyna, potem opadły liczniki i wyłączył się zegar i samochód ustał...Nie było ładowania. Biegiem z Misiem szukaliśmy mechanika i przyznam że bardziej głupich ludzi jak w tej wiosce nie widziałam. Mało kto wiedział gdzie jest mechanik...tylko jedna czy dwie osoby prawidłowo nas pokierowały. Po 4 godzinach samochód był naprawiony a portfel chudszy o 400 zł.
Do domu weszłam około 0:00.
To był cudowny tydzień ale nie chciałabym go powtórzyć.Plusem było to że byłam z Nim 24 godziny na dobę, mogłam się Nim nacieszyć do woli no i krajobrazy które zobaczyłam. Z reszta... Jednak mądre jest to przysłowie "z dala od Matki i od Teściowej".Co prawda zawsze chodziliśmy sami, a to na Krupówki a to pod Gubałówkę czy pod inna górę ale... Nie będę tego szerzej komentować, powiem tylko tyle - było minęło i to się nie powtórzy. Jednak wolimy sami podróżować :)
Nie macie pojęcia jak mi teraz pusto bez Niego, przyjedzie pod wieczór, uschnę.

A jutro o 9:00 moja bratowa będzie miała cesarskie cięcie :) w końcu będzie to miała za sobą :)

zmykam :)

P.S. 3 najpiękniejsze zdjęcia natury które zrobiłam moim BENQ'iem :) sama osobiście, żeden photoshop, żadna picassa :)








Dopisek 29 lipca 2009 :)

Już jest :) mój kochany, cudowny bratanek Igor :)



:)

Ważył 3350 gram i mierzył 52 cm :) termin porodu był między 6 a 15 sierpnia ale lekarz powiedział że nie kwalifikuje Go do wcześniaków patrząc na Jego wagę :) 10 pkt Apgar :)

środa, 15 lipca 2009

Nie zawsze trzeba mówić to co się wie, lecz zawsze trzeba wiedzieć to co się mówi!

Podejrzewam że przed wyjazdem nie będę miała czasu żeby tu cokolwiek skrobnąć więc napisze dziś choć nie chce mi się jak nie wiem co... Weny nie mam ani ochoty.
wczoraj miałam urodziny, dzień jak co dzień, tylko ludzie poszaleli. Wieczorem zajrzałam na nk a tam stos i kupa życzeń :) miłe uczucie :) Na blogu z resztą to samo, dziękuję moje drogie :)
A dziś miała urodziny siostra Pana S. Poszliśmy. Kupiłam jej 3 słoneczniki z przybraniem, bo lubi. Pomyślałam, że to przecież nie jest moja rodzina ani nic i kwiaty (które ona z reszta lubi) będą najodpowiedniejsze. Był grill, kiełbasa, kaszanka, karkówka, boczek do wyboru do koloru. Osób było mało najbliżsi, rodzice, kuzynka z mężem i córeczką i my. Panowie pili zdrowie jubilatki, było dość wesoło.
- A. czyje to dziecko moje czy twoje?
- moje wujek ale pilnuj póki wnuka nie masz.
- mam nadzieję że się doczekam, mój wnuk będzie miał o niebo lepiej niż wy, moje dzieci w
porównaniu do mojego przyszłego wnuka teraz mają źle (aha jasne, dobra praca, kochający
dom czegóż chcieć więcej? zazdroszczę im)
* * *
- xyz pij polane masz, drinka chociaż.
- nie ja dziękuję.
- co abstynentka?
- tak jakby
- wujek a może już masz wnuka dlatego xyz nie chce się napić.
- jak nie wypije to też go nie będę miał. [śmiech]

to co z tym wnukiem? tak oto wyglądała rozmowa o zmniejszeniu niżu demograficznego :P

Jak sobie pomyślę o siedmiu wspólnych dniach z Miśkiem to aż mam ciarki na plecach :) dwadzieścia cztery godziny na dobę, non stop... O Bożeee mam nadzieję że się nie pozabijamy :P

Pogoda oszalała. Nagle zaczęło być parno wprost nie do zniesienia... śpię przy otwartym oknie i
w ogóle tego nie czuję... i jeszcze ta moja astma... Na zmianę tyję i chudnę, ostatnio przytyłam i wierzcie mi jest mi tak ciężko w taką duchotę że szok. Czekam aż znów schudnę choć kilogram, niby tak mało a czasem ten kilogram może ułatwić życie.

Dosyć tego mojego żalenia. następna notka najprawdopodobniej pojawi się kiedy wrócę czyli za dwa tygodnie chyba że złapie mi internet w Zakopanem :)

poniedziałek, 13 lipca 2009

Kawałek czasu mnie tu nie było, za szybko żyję :)

Praca dom, dom praca. Doba ma stanowczo za mało godzin powinno ich być co najmniej 30.

We środę 8 lipca mój braciszek miał urodzinki, dość okrągłe zresztą bo 30 :) sto lat odśpiewane, życzenia złożone. 9 lipca była nasza sześćdziesiąta druga miesięcznica, spędziliśmy ją szczerze mówiąc nijako, umęczeni po dniu pracy :)

Zastanawiałam się jak spędzimy wakacje, oczywiście ja uparłam się na Morze, nasze kochane Morze :) ale ponieważ Misiek chciał pojechać w góry bo nigdy nie był to postanowiliśmy, że nad Morze mamy bliżej niż w góry więc możemy sobie jednodniowy wypad zrobić a na wakacje pojedziemy w góry :) 20 lipca jedziemy do Zakopanego :) z Jego rodzicami i siostrą. Tak moje kochane z teściami moimi. Trochę się obawiam tego wyjazdu, atmosfery itede, ale miejmy nadzieje że wszystko pójdzie gładko.



Jutro mam wypłatę a już czuję że jej nie mam, tyle mam wydatków.


A jutro się urodzę :)

środa, 1 lipca 2009

Nad moją rodziną na prawdę wisi jakieś fatum...pech czy inne dziadostwo...
W niedzielę zmarł mojego Taty wujek (mojej Babci brat), mąż tej którą chowaliśmy 2 miesiące temu. Co prawda byliśmy na jego śmierć bądź co bądź przygotowani, bo od miesięcy przebywał na oddziele paliatywnym ale....
to już 5 osoba z rodziny, którą pochowaliśmy w ciągu 7 miesięcy...Najpierw Babci siostra, potem Taty brat, potem Taty brata teściowa, potem Babci bratowa i teraz Babci brat, kto będzie następny???
Wiecie co było najgorsze? co mnie najbardziej wściekło?? podejście rodziny Taty ( Taty rodzeństwa i mojej Babci) do tego wszystkiego...oczywiście od Taty strony byliśmy tylko my (mama, tata i ja) i Taty bratowa ale oczywiście Babcia dupska nie ruszyła bo i po co.Przejść 700 metrów to za dużo prawda, Taty brat też nie przyszedł, nie wspomnę już o siostrze Taty z Giżycka.Na pogrzeb swojej siostry Babcia też nie raczyła przyjść, była tylko na pogrzebie swojego syna bo tylko i wyłącznie jego uznawała za swojego. Mój ojciec zawsze ze wszystkim był sam, nie mógł liczyć na wsparcie rodziny, miał przecież dwóch braci i siostrę ale po co pomóc?Babcia zawsze pomagała nieżyjącemu już synowi zawsze, brała dla nich wysokie pożyczki ilekroć potrzebowali i nie narzekała że sama musi spłacać bo oni się na nią wypięli... za to Tata ile razy poszedł pożyczyć na życie to zawsze słyszał "ale ja nie mam pieniędzy". Jak można nie mieć pieniędzy pobierając rentę po mężu zasłużonym milicjancie...
Żal mam ogromny do rodziny Taty, bo on biedny wiecznie musi sobie sam ze wszystkim radzić, na pogrzebie brata sam musiał wygłosić przemówienie (wujek był chowany bez księdza) bo nie było pana do tego...

Co poza tym u mnie? u nas? hmmm ja nadal jestem na stażu do końca sierpnia, od września do końca listopada będę na tej umowie postażowej trzymiesięcznej, z jednej strony to dobrze bo będę miała najniższą krajową czyli nieco ponad 900 zł netto więc nadgonię trochę, biorąc pod uwagę wysokość stażowego które obecnie otrzymuję czyli 670 zł netto.Od stycznia mam już zaklepany drugi staż tym razem roczny w salonie kosmetycznym w którym obecnie dorabiam i się doszkalam :) więc jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli przez najbliższe półtora roku o pracę martwić się nie będę musiała :)
Co u nas? dobrze, Pan S. pracuje od rana do wieczora więc widzimy się dwie godzinki dziennie i to od 20 ale nie narzekam, cieszę się że każde z nas oprócz siebie ma również swoje życie a nie tak jak inne pary które przebywają ze sobą praktycznie 24 na dobę. Nie widzę w tym nic złego, ale my tak byśmy nie mogli chyba. Przecież nawet jak już się mieszka razem to każde idzie do pracy i ma jakiś tam czas dla siebie, dla swojej pracy. Znam jedną taką parę osobiście, on nie pracuje a ona niedawno ową pracę dostała. Wcześniej byli ze sobą 24 na dobę, nocowali to u niego to u niej co dzień a małżeństwem nie są, nawet narzeczeństwem też nie, jeżeli im tak pasowało to oczywiście proszę bardzo nie krytykuję, ale ja wiem po nas że nie moglibyśmy tak non stop. Od tego mamy wakacje kiedy gdzieś jedziemy albo weekend jak Pan S. przychodzi w sobotę koło 18 a odchodzi w niedzielę o 12, wtedy ten czas lepiej smakuje :) Owszem czasem chciałabym mieć go tylko dla siebie przez dłuższy czas ale każdy żyje swoim życiem. Tym bardziej, że on ma swoją ukochaną firmę (wcześniej Jego taty) w którą dużo pracy wkłada już od 10 lat (tak zaczął już pracować jak miał jakieś 12 lat) i nie podejrzewam żeby z niej zrezygnował co mnie ogromnie cieszy bo cenie to, że woli pracować niż gnić w domu jak co niektórzy faceci, a teraz przyszedł sezon więc zaczęły się montaże, coraz to nowe zamówienia. Idzie ciepło, więc ludzie ocieplają domy i zmieniają ogrodzenia a że Pan S. z tatą mają najdłuższy staż swojej firmy więc robią ogrodzenie za ogrodzeniem, bramkę za bramką, balustradę za balustradą itd, itp. Cieszę się bo mają zarobek, ale jak patrzę na Jego poparzone, pokaleczone i pomalowane od farby ręce to aż ściska mnie serce. Coraz mocniejszy ból kręgosłupa od dźwigania ramek, przęseł i innych pierdół a pracy jeszcze przybywa...
Ja również mam swoje życie, rano pędzę na staż potem do Salonu więc jak wychodzę z domu o 7:40 to wracam często grubo po 17 zdążę odpocząć albo czasem i nie i przyjeżdża Pan S. I wiecie co? wcale nie narzekam na to że mamy tak dużo zajęć, cieszę się bo oboje robimy to co lubimy :) owszem razem też jest fajnie pobyć ale my od tego mamy wakacje, urlop :) wtedy wiemy jak korzystać z tego czasu :) bo wiem że takie siedzenie non stop i nic nie robienie czasem może zbrzydnąć, a czasem warto za sobą potęsknić :), może to pogmatwane ale tak właśnie jest. My mamy obie rzeczy, które są baaardzo ale to baaardzo ważne w życiu : mamy siebie i robimy to co lubimy robić :) to jest to szczęście. Nawet jak często rozmawiamy o naszej przyszłości to żadne z nas nie omija pracy zawodowej, to jakby nieodłączny element życia we dwoje :)

U nas w końcu trochę ciepła zawitało. W dzień jest tak okropnie gorąco, nie do wytrzymania za to pod wieczór troszkę pogrzmi, pokropi i na powrót robi się ciepło. Niech tego ciepła będzie jak najwięcej tylko prosiłabym o odrobinę wiaterku :)
Współczuję powodzianom...anomalia pogodowe robią straszne szkody, aż żal ściska serce kiedy oglądam w telewizji wiadomości lub inne programy poświęcone tej tragedii...

Ależ się rozpisałam :) czas kończyć bo połowa z Was pewnie już pousypiała,


piątek, 26 czerwca 2009

odszedł kolejny wielki

Wczoraj o godzinie 23:26 naszego czasu odszedł kolejny Wielki człowiek...Michael Jackson, wspomnienie mojego dzieciństwa... Wychowałam się na Jego piosenkach, razem z moją przyjaciółką od serca oglądałyśmy Jego koncert, był on kimś na miarę Idola... Śpiewał piękne i mądre piosenki, szkoda tylko że świat i niektórzy jego mieszkańcy przypinali do niego różne łatki. Szczerze mówiąc nie wiem co mam napisać, bo ilekroć zacznę jakąś myśl rozprasza mnie myśl o tym że Jacksona już nie ma. Pamiętam kiedy byłam o wiele młodsza i moja przyjaciółka od serca namówiła mnie na udział w konkursie "Mała miss", poszłam a jak! Jednym z układów był układ Upiorów i tam właśnie został wykorzystany utwór "Thriller". Przebrałam się za Freddy'ego Cruger'a...to wspomnienie zostanie w mojej głowie do końca życia...
Nie wnikam w to czy ma to na własne żądanie czy nie, nie czas na rozpatrywanie przeszłości. Ważne dla mnie jest to że już Go nie ma i to co po Nim pozostało czyli muzyka...
Miał 50 lat, 29 sierpnia skończyłby 51 lat.
Ku Jego pamięci...




[*]

środa, 24 czerwca 2009

a dałam mu popalić a co! czasem taka rozmowa sms'owa jest tak prześmieszna że sam szok :
Ja : "Dupek idź do tej Obr....... i zapytaj o ten domek na sobotę, może jak
pobędziemy sam na sam poza domem to nam pomoże. A i dziś autkiem
proszę być i proszę skończyć mi z fochami."

On: "Nie i ch## :)" (on to czasem potrafi rozbroić mnie do rozpuku ;) )
Ja: "E gówniarzu!"
On: "Co dupku :)"

W poniedziałek byłam u tej pani ginekolog. Po badaniu stwierdziła że na razie nie widzi powodu do niepokoju aczkolwiek mam bardzo uważać i pilnować tego prawego jajnika i kiedy będzie znienacka boleć ( oprócz miesiączki i owulacji) mam się zgłosić. Więc teraz sama śmieję się z siebie że tak się bałam, a strachu najadłam się co niemiara.

A gdzie do cholery podziało się LATO?? co ma znaczyć to co się dzieje za oknem??pada, wieje, grzmi... to ma być LATO?? nie moi drodzy państwo to jest cholerna jesień, pogodzie się popientroliło!



"Słoneczko nasze rozchmurz buzię bo nie do twarzy
Ci w tej chmurze!"

piątek, 19 czerwca 2009

Dochodzi 23:00 więc czas najwyższy iść się przebrać w piżamę i ułożyć do snu tym bardziej że na 8:00 jutro do pracy. Poszłam pod prysznic, przecież lubię być pachnąca usypiając. Trochę mi zeszło bo przecież kocham wodę, tym bardziej ciepłą :) jeszcze aby siuśku i ... no tak, już od wejścia do sypialni mina mi z deczka zrzedła... On już śpi! ale to nic, położyłam się obok niego, obsłużyłam Jego ramionami, opatuliłam szczegółowo mówiąc i usnęłam :)
Ale póki co to na razie tylko moje marzenia, co prawda spędzamy wspólne noce raz w tygodniu, z soboty na niedzielę, ale...prawdę mówiąc Nasze noce wyglądają tak : ja już lelkam w piżamie on siedzi na łóżku i gawędzimy do plus minus 2:00 i padamy jak kawki...dobrze że chociaż mamy to. Wiem że kiedyś przyjdzie taki czas że będziemy sobą mogli się nacieszyć do woli, tylko czemu tak długo trzeba czekać...On pracuje od rana do nocy, ja pracuję i szybko się męczę, więc kiedy się spotykamy nie mamy siły kiwnąć palcem.

Dziś odebrałam wynik cytologii, w rozpoznaniu napisane jest "Gr II". Czytałam w goglach że nie jest to powód do zmartwień ale że trzeba być pod kontrolą specjalisty. Na szczęście już w poniedziałek mam wizytę. Ciekawe czy pęcherzyk Graffa pęknie mi tym razem planowo, zobaczymy za tydzień.

Pisałam już że szybko się męczę? a no tak pisałam w dziesiątej linijce. Tak, bardzo szybko się męczę, nie dosypiam, jak nie ja. Nie myślałam że astma może aż tak dawać się we znaki, po przebudzeniu godzinę zajmuje mi kichanie.

Odbiegając od tematu, moja przyszła teściowa jest ze mnie dumna :P Dziś byłam u Miśka kuzynki i zdawała mi relację z wczorajszych imienin teściowej podczas których owa kuzynka dzwoniła do mnie umówić się na dziś. Pytała o szkołę i potem przekazała teściowej że jestem już kosmetyczką. Teściowa uśmiechnęła się i powiedziała że jest dumna i że to się mi chwali. Kuzynka nie powiedziała teściowej o mojej nagrodzie i o średniej, ciekawe jaka będzie reakcja :P Szczerze to ciężko mi sobie to wyobrazić :)) ale cieszę się że jednak jakieś tam pozytywne zdanie o mnie ma :)

Tym milszym akcentem kończę moją notkę i zmykam spać :)

środa, 17 czerwca 2009

Tak, znów się zakochałam...po raz enty i nie ostatni. Po raz enty w tym samym człowieku i co najlepsze On o tym wie. Wiecie co ja nie mam pojęcia co się ze mną dzieje ale każdego dnia jest ze mną coraz gorzej :) nie mogę o nim przestać myśleć, z niecierpliwością wyczekuję czasu kiedy przyjedzie i każdego dnia tęsknię na nowo, mocniej! Żyjemy razem już ponad 5 lat to co będzie za rok? zamknę Go w klatce na kłódkę :) i przykryję kocem :) po prostu W A R I U J Ę. A jak usłyszę jakąś piosenkę o miłości to już kaplica - odpływam. Ostatnio słucham Verba - Gdy. Czy to jest normalne? I to nawet nie chodzi o to czy jest między nami dobrze czy źle, ja nawet w chwilach sprzeczki myślę tyko o tym żeby w końcu Go przytulić. Idąc ulicą śmieję się jak ten głupek sama do siebie... Głupie nie?

Egzamin hmmmmm część pierwsza czyli poniedziałek? część teoretyczna porażka...tak porażka! Zasrana porażka, jak narazie doliczyłam się 24 punktów gdzie zdawalność jest od 25. Dowalili pytania z kosmosu, po prawdzie takie że o niektórych pojęciach nigdy nie słyszałam np hirsutyzm czyli występowanie nadmiernego owłosienia, owłosienia typu męskiego (owłosienie na twarzy, klatce piersiowej, brzuchu, okolicy sromu) u kobiet. Przyczyną najczęściej jest podwyższony poziom androgenów (męskich hormonów). Hirsutyzm może występować rodzinnie, może również pojawić się w czasie ciąży, na skutek przestrojenia hormonalnego organizmu. Może być spowodowany występowaniem nowotworów hormonalnie czynnych (niektóre guzy jajnika, rak nerki oraz rak tarczycy).
A skąd ja mogłam wiedzieć do ciężkiej cholery jaki wtedy hormon jest podwyższony skoro nawet nie miałam o takim czymś przy jednostce modułowej pt Usuwanie zbędnego owłosienia????? nawet w książce o tym nie wspomnieli. Tą częścią teorii jestem załamana...za to z marketingu jestem pewna że zdałam. Wczorajszy czyli wtorkowy egzamin poszedł mi dobrze jestem dobrej myśli. Trafił nam projekt realizacji prac związanych z zabiegiem oczyszczająco - normalizującym u klientki 23-letniej z cerą tłustą i zaskórnikami czyli podręcznikowy przykład :) Dziękuję za kciuki :) jednak coś dały :)

Wizytę u ginekologa przełożyłam miałam na dziś na 16:45 a przełożyłam na poniedziałek 22 czerwca na 16:45. A musiałam zmienić bo raz, że mam miesiączkę od soboty (czyli jak zawsze tydzień z bani), a dwa za dużo stresu bo i egzamin i w domu nieciekawie no i sam fakt że znów będę musiała uwalić się na tej kozie... Mam dziwne przeczucie, że nie jest dobrze boli mnie brzuch tak jak wtedy. Ale teraz medycyna ma taki postęp, że ma i musi być ok :)

- A jak okaże się że jestem bezpłodna to będziesz
nadal ze mną i będziesz mnie chciał?
- Co za głupie pytanie, no pewnie że będę cię chciał.
- Bo ja się boję, że kiedyś w kłótni mi wykrzyczysz,
że jestem taka beznadziejna że nawet dziecka
nie potrafię urodzić...
- Chora jesteś?!, a nawet jak to przecież nie byłaby twoja wina,
ale weź już nie wymyślaj ok wszystko będzie dobrze.
- Boję się.
- Nie bój się Dupku Mały damy radę.

poniedziałek, 15 czerwca 2009




Moje Drogie!
Proszę, proszę, jeszcze raz proszę.
Trzymajcie za mnie kciuki dziś od 12 przez dwie godziny
i jutro od 9 przed godzin cztery.
To są dwa sądne dni, jeżeli nie zdam teraz
kolejną szansę dostanę dopiero za rok...
Więc (wiem że nie zaczyna się zdania od więc) trochę szczęścia
nie zaszkodzi :)
Z góry dziękuję :)

piątek, 12 czerwca 2009

- A ty nic nie zauważyłeś??
- A co miałem zauważyć? (rozgląda się po pokoju)
- A no popatrz uważnie...
Patrzy, patrzy i nagle spojrzał na mnie.
- Malowałaś włosy?
- Noooo
I milczy.
- Miałeś powiedzieć "Kochanie ale ty dziś pięknie wyglądasz, jak pięknie
pomalowałaś sobie włosy" i dać buziaczka.
- No przecież tak powiedziałem.
- Kiedy? pierwsze słyszę.
- Bo ty głucha jesteś.
I znów wyszło że ktoś jest głuchy :) Jak mnie On rozbraja czasami :)
Dziś miałam zakończenie roku szkolnego i wiecie co, doznałam szoku...Okazało się że mam najwyższą średnią w klasie 5.2 i co za tym idzie zostałam wyczytana na owym zakończeniu roku i musiałam wyjść na środek auli :P Dostałam pendrive 1Gb takiego jak bransoletka na rękę. Co prawda mam już 4Gb ale dodatkowa pamięć się zawsze przyda :) Naprawde jestem pozytywnie zaskoczona, wcale się tego nie spodziewałam.Prędzej pomyślałabym, że Pani Dyrektor powie "Z zawodu Technik Usług Kosmetycznych nie wystąpi nikt ponieważ wszystkie mają wysoką średnią" :P W poniedziałek pierwszy egzamin zawodowy : teoretyczny. Od 12 będę się pocić :) A drugi egzamin we wtorek na 9 : etap praktyczny i szczerze mówiąc mam już nerwa :) Jakoś to będzie.
Wczoraj święto było, dzień wolny od pracy. Byliśmy ze znajomymi w Olsztynie na małej przejażdżce.
Pozwólcie że przytoczę Wam pewną śmieszną anegdotę :) We środę byliśmy u mojego brata posiedzieć z Niunią bo brat był w pracy na popołudnie a bratowa jest w szpitalu bo skoczyło jej tętno i ciśnienie. I Pan Mężczyzna wypił z moim bratem (kiedy ten już wrócił z pracy) po dwa piwka i jak już wróciliśmy do domku wypiliśmy jeszcze po piwku (tzn ja jedno a Misiek dwa) i poszliśmy spać. Śpi mi się tak miło i dobrze aż tu nagle czuję jak coś się wali na moje nogi. Budzę się zapalam lampkę a to Misiek leży w poprzek łóżka. Cudem udało mi się go obudzić i poprosić ażeby się położył normalnie. Wstajemy rano Misiek zbiera się do domku sięga po bluzę która leżała na podłodze i mówi "A co ta moja bluza taka mokra jest?" odpowiedziałam, że nie mam zielonego pojęcia. Ale patrzę, podłoga sucha, inne rzeczy też tylko ta bluza jakby zamoczona i porządnie wyrznięta. No nic, po krótkich zastanowieniach zamoczyłam ową bluzę w płynie do płukania tkanin, wyrznęłam i powiesiłam na wieszaku na balkonie. Podczas drogi z Olsztyna zaczęłam się zastanawiać nad tym co się stało z tą bluzą i pytam żartem Miśka "Dupek a może ty we śnie lunatykowałeś i przez sen ją uprałeś i wyrznąłeś?" na co On odpowiedział "a wiesz że możliwe?" i oboje parsknęliśmy śmiechem. Wychodzi na to że Pan Mężczyzna przez sen wyprał sobie bluzę, tylko zapomniał jej biedny powiesić :) Śmiechu było co nie miara, do tej pory jest :)

Fragment z cyklu "świńskie rozmowy" (prosimy nie regulować odbiorników, jeżeli masz mniej niż 18 lat - lepiej nie czytaj:P): Patrząc na jego ucho mówię:
- A co ty masz za kropki na uchu?
- To kupa.
- Eeee na uchu? to chodź ci nasram na klatę ( automatycznie przypomniał
mi się fragment filmu "To nie jest kolejna komedia dla kretynów")
- (myśli, myśli) A ja ci naszczam na włosy.
Ponieważ to mnie rozśmieszyło, parsknęłam śmiechem tak samo jak z resztą On. Jak taka zwykła przepychanka słowna może doprowadzić do łez ze śmiechu :)

poniedziałek, 8 czerwca 2009

aj tam te dialogi

Dziś wieczorem na skrzyżowaniu mojej ulicy z inną była niezła stłuczka, karetka, straż pożarna i policja... jeżdżą idioci jak po śmierć.Z racji tego musiałam wpłynąć na Pana Mężczyznę ażeby i on przestał szarżować po drodze:
- Proszę Cię żebyś ostrożnie jeździł a szczególnie jak jedziesz po siostrę!
- yhym
- I nie 120 km/h jasne?
- Wiesz co! jakbyś powiedziała żebym nie jeździł 170 czy 190 to
ja rozumiem ale 120?
- Nawet nie próbuj mnie denerwować, jak będziesz nie daj Boże miał
kiedyś wypadek to ci jeszcze skopie dupsko! obiecuję.
- Już nie będziesz miała wtedy co skopać :)

I zadowolony z siebie...weź tu z takim rozmawiaj z takim... takim... takim dawcą organów! Nie rozumiem po co to jeździć na złamanie karku , przecież można na spokojnie jechać a nie wypróbowywać ile auto pociśnie. Choć nie ukrywam, że podoba mi się szybka jazda ale bez przesady i to na dodatek z moją nadrozwiniętą wyobraźnią... Po części sądzę, że jest to wina co niektórych instruktorów, pojeździ taki 2 lata autem i myśli że wszystkie rozumy pozjadał. Owszem nie neguję tego że coraz młodsi ludzie garną się do takiej pracy, ale jeżeli nie umiesz jeździć na tyle dobrze żeby uczyć innych to nie bierz się za to. Na dowód tego przytoczę pewną sytuację, pewną stłuczkę w której miałam nie miłą okazję brać udział. Z miesiąc temu Pan Mężczyzna podwoził mnie do pracy i w naszym mieście koło straży pożarnej jest szkoła i przejście dla pieszych. Jechaliśmy w dość dużym odstępie od samochodu oznakowanego "L". Nagle pół metra przed pasami szanowna Elka (a dokładnie uczennica siedząca za kierownicą obok młodego instruktora) gwałtownie zahamowała... bo piesza dochodziła do pasów i owa uczennica chciała ją przepuścić. Biorąc pod uwagę Fiata (podejrzewam że Punto) i jego wagę z piętnastoma tysiącami wspomagań i hamulców a Vectrę Pana Mężczyzny ważącą tonę sześćset i fakt że taki samochód nie zahamuje od tak sobie nie muszę dodawać że delikatnie mówiąc wjechaliśmy mu w tył...Na szczęście tylko go drasnęliśmy, ale oczywiście "mądry" pan instruktor zaczął się drzeć i głupio wypytywać z ironią "i co teraz?". A Pan Mężczyzna który w takiej sytuacji zawsze trzeźwo myśli (wiem że na początku chciał mu odpowiedzieć "gówno":P) wycofał auto i kazał sprawdzić czy wszystko w porządku, a gdy ten zaczął mieć większe pretensje Pan Mężczyzna nie wytrzymał i wygarnął mu co myśli,"Kto będąc instruktorem jazdy karze uczniowi pół metra przed pasami gwałtownie hamować?[...] Odstęp? człowieku czy ty jesteś ślepy? jechałem w odstępie co najmniej trzech metrów, a ty od czego masz lusterko?". Ludzie oczywiście widzieli co się stało i to ewidentnie nie była nasza wina, ale w naszym kochanym kodeksie drogowym ten który wjedzie w tył jest winien i nie ważne czy ten któremu się wjedzie zahamuje gwałtownie czy nie!

Podczas kąpieli w Ozonomatic'u (czyt. macie ozonowej - hałas niesamowity:) )
- Boże... Dupek ja za tydzień mam egzamin zawodowy...
- Co? ( bo nie słyszy w tym hałasie)
- Za tydzień mam egzamin zawodowy!
- Co?
- Egzamin zawodowy mam...ZA TYDZIEŃ!!!!!
- Oj nie krzycz przecież słyszę :P

wrrrrrrrr :P

czwartek, 4 czerwca 2009

Jak nie urok to sraczka...

Jestem w domu, jestem szczęśliwa bo nie wącham tych szpitalnych smrodów ale...
Nie jest dobrze.
Poszłam dziś do mojego lekarza rodzinnego z wynikami badań i z wypisem. Najpierw przytoczę treść USG ginekologicznego żeby było wiadomo o co mi chodzi.
"W jajniku prawym widoczna nieregularna przestrzeń o śr. ok. 13 mm (mogąca odpowiadać pozostałości po pękniętej torbieli).
[...] W zatoce Douglasa niewielka ilość wolnego płynu."
Lekarz przeanalizował moje wyniki i stwierdził że muszę jak najszybciej podjąć leczenie u ginekologa bo owy płyn w zatoce Douglasa może zatamować jajowody i potem komórka jajowa nie będzie mogła dotrzeć na swoje miejsce co będzie oznaczało bezpłodność...Ponadto ta torbiel nie zrobiła się od razu i nie pierwszy raz (kiedyś miałam już ale baaardzo dawno temu torbiel na jajniku ale wyleczyłam antybiotykiem) oraz jest to postać aktywna co sprzyja szybkiemu powstaniu nowej torbieli. Z kolei jeżeli ta torbiel (jeżeli kiedykolwiek się pojawi a pojawi się jeżeli nie będę się leczyć) jeżeli pęknie może zalać drugiego (lewego) jajnika i wtedy będzie trzeba usunąć oba. Tak czy owak jeżeli nie zacznę się leczyć i to jak najszybciej mogę być bezpłodna...
A jeszcze czekam na wynik cytologii, jeszcze dwa tygodnie.Super zajebiste wieści od początku miesiąca, tygodnia...
Myślę o tym non stop. Jutro idę do szpitala, do tej pani ginekolog która mnie badała umówić się na wizytę. Mam nadzieję że szybko zacznę leczenie i nie spełni się mój czarny scenariusz, który od wizyty u lekarza mam w głowie...
A co będzie wtedy z moim życiem?? co z marzeniem o dzieciątku? trzask prask i po wszystkim? A co do Pana Mężczyzny... uwolnię Go od tego jeżeli okaże się że jestem bezpłodna, przecież On ma prawo mieć żonę i sprowadzić potomka na świat. A jeżeli ja nie będę mogła mu dać dziecka da mu je inna kobieta, inna żona...Nie może przecież zrezygnować z idealnego planu przez moją wadę, nie będę potrafiła Mu tego zabrać, nie można zabrać czegoś co powinno być osobie którą się kocha...
Muszę walczyć, za dużo mam do stracenia!


wtorek, 2 czerwca 2009

szpital

Tak moje drogie, jestem w szpitalu... tak się złożyło.
Ale od początku. Śpię sobie smacznie w niedzielę nad ranem a tu... ból niesamowity w dole podbrzusza wprost wyrwał mnie ze snu. Nie mogłam nawet się ruszyć a nie mówiąc już o wstaniu. Bolało mnie całą niedzielę i wczorajszy dzień.Na początku pomyślałam że może jestem w ciąży bo i brzuch strasznie twardy miałam. Poszłam do lekarza po pracy i stwierdził on ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. Dziś bratowa zawiozła mnie i mamę do szpitala, poszłyśmy na izbę, chirurg mnie przyjął i zostałam oddelegowana na oddział chirurgiczny... Ale ponieważ nigdy nie byłam u ginekologa wysłano mnie na konsultację. "Boże proszę żeby tylko przyszła babka" taką miałam tylko myśl w głowie, Bóg mnie wysłuchał. Przyszła taka bardzo miła Pani ginekolog i mnie zbadała na tzw kozie i wykonała usg dopochwowo co do najprzyjemniejszych nie należało. Pani ginekolog stwierdziła, że według niej miałam torbielkę (znów :/) na jajniku i mi najwyraźniej w niedzielę pękła co było powodem okropnego bólu...
Tak więc, nie wykluczyli jeszcze wyrostka bo czekają na wyniki moczu, krwi i cytologii no i... mam ścisłą dietę... nie mogę NIC jeść ani NIC pić...właśnie leci mi trzecia kroplówka (druga działa :P płynu fizjologicznego izotonicznego coś tam :P) a przede mną czwarta czyli druga dawka glukozy... Nie zdajecie sobie sprawy jakie to uczucie głodować ze świadomością, że w szufladzie mam trzy przepyszne kabanoski, dwie bułeczki chrupiące i dwa serki (danio i serek wiejski) :-(((
Mam nadzieję że niebawem mnie wypuszczą, brzuch mnie nie boli, czuję się dobrze tylko jestem głodna....
Całe szczęście, że mam laptopa i że ściąga mi tu internet :) więc mogę trochę tu nabazgrolić :):)
Nudno tu jak cholera, na sali mam panią której opadło płuco i miała je rozprężane czy jakoś tak, ma dren w płucu i rurki, załatwia się w basen...leży tu już ponad miesiąc... Przykro mi patrzeć jak ona tak leży.
Druga dziewczyna podejrzewam że w moim wieku, mówi że jest po wypadku, ale chyba niegroźny ten wypadek bo nie ma żadnych znaków szczególnych na tę okoliczność. Jej tata przywiózł jej też laptopa i leży na łóżku i sobie klika, śmiejąc się co chwilę :) czyli nie jest źle.

Wczoraj był dzień dziecka, jak Wam minął? ja wczoraj dostałam skierowanie do tego cholernego szpitala.





Dopisek: (03.06.2009)
Już jestem w domku :) wypuścili mnie i wychodzi na to że powodem była torbielka z pęcherzyka Graffa na prawym jajniku która raczyła sobie w niedzielę pęknąć. Całe szczęście że była na tyle mała że nie zalała mi jajnika, bo inaczej trzeba by było go usunąć :/
Ale jestem już w domku cała i zdrowa no i przede wszystkim NAJEDZONA :)))))

sobota, 30 maja 2009

ale o czym?

Może o tym co ostatnimi czasy robię? co robię? to proste - padam na pysk.
Wstaję rano o 6:30, ubieram się jem, maluję (Boże ale ja paskudnie wyglądam) i pędzę biegiem do Przedsiębiorstwa na 8. Tam walczę, walczę o to aby nikt mi nie dociął i nie zdenerwował. Ale niestety tak prosto nie jest i tym oto sposobem ostatnio wychodzę tak wkurzona, że nie mam ochoty tam wracać! o 13 wracam szybkim pędem do domu jem lotem błyskawicy obiad, piję mleko i pędzę do Salonu do drugiej pracy gdzie jestem do 17. Ta praca akurat daje mi spełnienie i odprężenie ale i niekiedy zmęczenie, bo np przyjdzie Ci taka pani i z góry mówi:
- Ja bym chciała taki delikatny francuski manicure nie rzucający się w oczy.
Więc Xyz bierze pilniczek, płyn zmiękczający do skórek (bo widzę, że ma małe skórki), cążki i lakiery i przystępuję do pracy. Kończę robić już końcówki u jednej ręki a ona na to:
- Wie pani ja chyba nie chcę tych białych końcówek, chcę tylko francuski ( :| )
Myślę sobie "francuski bez końcówek?" ok zmywam jej końcówki, marzę cielistym lakierem i UV i hejaa. Ale o czym to ja mówiłam? ah tak o tym że siedzę w Salonie do 17. Zamykam i idę w końcu do domu, przebieram się w domowe łaszki i udaję że odpoczywam (ehee akurat). No chyba że jest to piątek i pędzę szybko do szkoły, na 16 lub 18. W piątek oddycham pełną piersią "jutro sobota".
A owa sobota? wstaję o 7 by na 8 wyszykować się do Salonu, tam maluję, makijażuję itepe do godziny po 14 :) i tym oto sposobem znów wpadam w trans i kiedy w niedzielę chcę sobie pospać, odpocząć to jestem jeszcze bardziej zmęczona. Stwierdzam więc z pełną stanowczością że odpoczywam w biegu... ale wiecie, lubię tak odpoczywać :)

Pan Mężczyzna? żyje, kaja się, coś jakby starał. A ja żyję dalej i jeszcze wyżej stawiam sobie poprzeczkę, niebawem będę pracoholikiem :P

miłego weekendu :)

czwartek, 28 maja 2009

Jak to dobrze do stać czasem tyle kopniaków od znajomych z bloga :P

A no były różne komentarze co do opisanej przeze mnie wojny i widzę że zdania uczonych w tej kwestii są podzielone. Jedne mówiły że wiecznie będzie mnie kłamał a ja będę wiecznie wybaczać i płakać, ale drugie mówiły żebym dała tę ostatnią szansę. i bądź tu mądry i pisz wiersze :)
Tak sobie myślałam o tym te dwa dni i pomyślałam (i tu sprostowanie dla co niektórych) że praktycznie wojny są w każdym związku u nas takie bardzo poważne raz na rok, natomiast sprzeczki jak to sprzeczki były, są i na pewno będą.Aha i jeżeli piszę że np mija tydzień jak się nie pokłóciliśmy i nie zagłębiam się w szczegóły to chodzi o normalne sprzeczki, jeżeli chodzi o coś poważniejszego to zawsze to tu opisuję, zawsze...
Wracając do poprzedniej myśli, na szansę zasługuje każdy (wiadomo nie za każdym razem ale zasługuję) więc po prośbach i rozmowach ową szansę postanowiłam dać, ale nie bez zmiany z mojej strony. Muszę nabrać do pewnych spraw dystansu, muszę przestać brać to wszystko tak bardzo do siebie. Postanowiłam zapomnieć o tym co się działo, bo jeżeli zgadzam się by wrócił, nie mogę wiecznie czegoś rozpatrywać, tylko trzeba zapomnieć.
A oczywiście że była poważna rozmowa i to nie jedna, oboje powiedzieliśmy poniekąd to co nas gryzie i denerwuje... Czy dały te rozmowy cokolwiek? nie wiem. Ale szczerze mówiąc szkoda mi jest zaprzepaścić 5 lat z życiorysu. 5 lat to nie jest tydzień, to jest aż 5 lat. Kocham Go kurczę i chcę żeby było jakoś normalnie, nie będzie normalnie od teraz zaraz, ale jeżeli oboje się postaramy to na pewno nam się uda...
Możecie mieć różne zdania na ten temat, ale odpowiedzcie sobie na jedno pytanie : CZY MÓJ ZWIĄZEK NIE MA BURZLIWEJ PRZESZŁOŚCI I ZAWSZE BYŁO TAK JAK BYĆ POWINNO? CZY NIGDY NIE BYŁO KŁÓTNI?
Nie odpowiadajcie mi, odpowiedzcie same sobie. Co innego jakby miała miejsce zdrada czy coś podobnego.

Ta notka tak w gwoli wyjaśnienia. Ja jakoś sobie to poukładałam i muszę wcielić to w życie, dla niektórych to może dziwne ale tutaj teraz wygrała miłość...

Głupie nie?

wtorek, 26 maja 2009

i co?

Wczoraj cały dzień cisza, oprócz dwóch smsów w których to pan S. próbował winę złożyć na mnie!

Napisałam mu żeby przyszedł bo musimy poważnie pogadać. Napisał że przyjdzie ale później, po dwóch piwach (dobrze że mnie uprzedził).Myślę sobie że tak nie będzie i że za 5 minut ma być przy parku. Po drodze spotkałam jego mamę i siotrę i dowiedziałam się że o 18 wyszedł do mnie...Złość mnie rozsadzała. Czekam i czekam przy tym pierdolonym parku a jego nie ma, tylko sms że przyjdzie do mnie za godzinę na co ja że ma być w tej chwili. Po kilku smsach napisał że jest w Olsztynie...Więc poszłam do jego domu porozmawiałam z jego rodzicami i siostra i dowiedziałam się wieeeelu rzeczy. Poszłam do domu około 21:30 i godzinę czekałam na hrabię pod blokiem.Przyszedł, przyniósł mi hamburgery dwa z McDonalda, które były w torebce ze śmieciami po frytkach itp. Powiedział że tak sobie pojechał, jak stwierdziłam że wolał jechać z jakimś frajerem po tego frajera dziewczyne zamiast przyjść i wyjaśnić, milczał. Nie wiem , nie ufam mu już, skąd mogę mieć pewność że mówi prawdę?

Potem zadzwoniłam do Jego mamy żeby poprosić aby o 7 rano go obudziła bo chciałabym chwilkę z nim porozmawiać, to wyłączał się, odkładał słuchawkę.

Wstałam rano, spakowałam jego rzeczy i wyszłam wcześniej do pracy żeby po drodze mu je zanieść i powiedzieć co myśle i zakończyć ten "związek".Poszłam, akurat był na podwórku, dom ocieplał. Wręczyłam mu reklamówkę i powiedziałam że nie mam już ani siły ani ochoty o niego walczyć i niech jeźdźi sobie z jakimś debilem (mojej G. byłym chłopakiem) i jego kurwą, odwróciłam się na pięcie i chciałam iść. Zatrzymał mnie, chciał sobie wszystko wyjaśnić żeby było już dobrze, powiedziałam mu że ja nie mam sobie z nim czego wyjaśniać i że mam to wszystko głęboko już w dupie. Powiedział, że dziś przyjedzie i pogadamy ( patrzcie jaki łaskawy!), odpowiedziałam że dziś to ja nie mam dla niego czasu bo mam szkołe na 18 i kończę o 21, więc on stwierdził że przyjedzie po mnie do szkoły. Powiedziałam tylko że to nie ma sensu i poszłam...

Dziewczyny, powiedzcie mi coś bo ja już się pogubiłam. Kocham Go najmocniej, jest moim światem, był najlepszym przyjacielem...ale ja już mu nie ufam, skąd ja mogę wiedzieć czy mówi prawdę, standardowy paradoks kłamcy...mam straszny dylemat, nie wyobrażam sobie życia bez niego ale i chyba nie chcę już życ w tych kłamstwach...nie wiem czy chcę być z nim dalej...Kurwa najgorsze jest to że tak go kocham...Poniżam się, wiem ale jak ta głupia krowa mam wiecznie nadzieję, tylko na co?

Tym oto sposobem całą noc przełakałam, jestem nie przytymna i mam spieprzony..Co ja mam zrobić?

Ostatnia szansa czy definitywny koniec?

Zobaczymy jak przebiegnie ta "rozmowa"...

Straszny mętlik mam w głowie...

DOPISEK:


- Zdradziłeś mnie?
- Xyz czy ty zwariowałaś? Mogę się upić, pokłócić się z Tobą ale nigdy bym Cię
nie zdradził, z żadną gówniarą ani z nikim innym, po co mi to?
- No ja nie wiem, dlatego pytam.
- Powinnaś już to wiedzieć, przecież Cię kocham i nie mógłbym żyć bez Ciebie...

Dałam szansę, najostatniejszą z ostatnich, tylko po co? Nie ufam mu do końca, wszystko mi wyjaśnił. Wiem jedno, NIGDY ALE TO NIGDY Go już o nic nie poproszę, o żaden wyjazd, o żadną przysługę O NIC! Skoro tak ciężko jest zrobić to o co proszę, ciężko poświęcić się i pojechać ze mną gdziekolwiek to nie będę prosić. Nie będzie tak jak dawniej, nie będzie tak miło i cudownie i to nie dlatego że się aż tak zawzięłam, tylko dlatego że boję się, cholernie się boję cierpienia... i tak serce mam już zbyt słabe...
Może i jestem głupia, ale cholera no! kocham go i to tak mocno... :-( gdybym go nie kochała już bym dawno z nim nie była...
On mnie podobno też kocha...

niedziela, 24 maja 2009

Jakie te chłopy są głupie! O!

A miało być tak pięknie. Wczorajszy miły wieczór i noc w Jego objęciach :) rano buziak na dzień dobry :) wymarzony czas :) Poszłam do szkoły bo to niby ostatni dzień lekcji no i projekty mieliśmy omówić zeszłotygodniowe. Zerwałam się po 10 żeby Go jeszcze poprzytulać, bo mówił że będzie uczył siostrę jeździć bo od wypadku ma uraz. Wracam szybciutko utęskniona :) a tu... ZONK! nie ma Go. Poszedł bo musiał "jechać z tatą swoim do W------go Ł--ka". Więc łapię za telefon piszę dlaczego nie poczekał na mnie na co On, że dopiero sobie przypomniał rano, że musi z ojcem jechać omawiać z księdzem warunki produkcji płotu. Myślę sobie "no ok, w końcu dopiero zaczyna z tą firmą to musi i niedzieli kawałek poświęcić" więc pytam o której będzie i czy gdzieś pojedziemy na co on odpisał że będzie po 16 i że pojedziemy na wycieczkę :) ja uchachana, zadowolona "jaki to będzie cudowny wieczór :)". Godzina 16 nie ma go, 16:30 nie ma go, 17,18, 19 NIE MA GO! i telefon wyłączony... myślę sobie co jest czy to wypadek czy co... dzwonię do Niego na domowy a tam cisza... Godzina po 20 dzwoni domofon, On, pijany... schodzę wkurwiona niesamowicie i myślę "co go tak natchnęło żeby raptem wypić przecież już nie pije!" patrzę - no tak K. Jego kumpel, bo jakże by inaczej, przecież ilekroć K. przyjeżdża to mój Misiek zawsze rozrabia! Okazało się że jak był z K. już w pubie to mi wypisywał te kłamstwa! Tylko po co? przecież można było napisać "Kotku mogę dziś nie przyjść? wiesz K. przyjechał chcielibyśmy pogadać dawno kumpla nie widziałem." przecież bym nic nie powiedziała "idź idź tylko grzecznie tam" bym odpisała, po co tak ściemniać! Zastanawia mnie jedno jak K. jest w Giżycku a Misiek tu to jest jak w niebie (przecież ostatnimi czasy jest tak jak na początku- cudownie!) a jak tylko K. przyjedzie to Misiek "tańczy jak mu K. zagra"! A potem to ja jestem zła i niedobra bo się obrażam i denerwuję, przecież do cholery nie trzymam Go na smyczy, nie jest moim mężem a nawet gdyby nim był to i tak mógłby sobie chodzić z kumplami na piwo, bo przecież trzeba czasem spotkać się z znajomymi... Nie rozumiem Jego pomyślunku! Zadzwoniłam oczywiście do Jego mamy i "zakablowałam" ale musiałam, przecież gdybym tego nie zrobiła byłoby na mnie, że Go upiłam... Eh, niestety tak czasem jest, że facetom, tym podrzędnym zwierzętom bije na mózg...Wiem jedno, nie poproszę Go już o nic, nie będę pytać czy gdzieś pojedziemy, bo i po co skoro jestem na drugim a nie na pierwszym miejscu! Mam nadzieję, że przeczytasz to i zobaczysz jak Cię do ludzi obsmarowałam!
Nie wpuściłam Go no bo jak, wstyd przed rodzicami, mama co prawda nie mówiła nic specjalnie tylko śmiała się, tata też. Doszłam do wniosku, że mógł już nie przychodzić, mógł mi jutro powiedzieć że późno wrócili z tego W------go Ł--ka, to sam się wkopał. Ale chciał pokazać jaki to on jest szczery i zakochany...
Po małym fochu jakiego strzelił spoważniał i mówi (niemal krzycząco) tak:
- Idź do domu i idź spać tak, wiesz, że bardzo Cię kocham nie!
- Tak już idę spać (dla świętego spokoju żeby już sobie poszedł) ale Ty też idź do
domu i idź spać ok?
- No tak ja też idę do domu, ale Ty na pewno idź.
Minęła godzina i jeszcze do domu nie dotarł, bo Jego mama ma mi dać znać jak wróci, a czego jeszcze nie zrobiła, a jest 21:30.
Powiedzcie mi czy wszyscy faceci czasem tak odstawiają? czy tylko mój ma takie czasowe odchyły od normy? Jak dziecko. K. też wygarnęłam co myślę, bo to nie jest dla mnie wytłumaczenie "słuchaj Xyz ja przyjeżdżam raz na jakiś czas" i jeszcze śmieje mi się prosto w twarz, ale sorry nie, nie będę udawała że pada deszcze kiedy pluje mi się w twarz! to mu powiedziałam "a chuj mnie to obchodzi że ty rzadko przyjeżdżasz, dlaczego ZAWSZE jak ty przyjeżdżasz to On odstawia kabaret? bo co K. przyjeżdża to klękajcie narody? Nie! wcale nie!"
A najbardziej się boję, że tego mojego Idiotę okradną, bo nie wierzę K. Portfel, dowód osobisty, prawo jazdy,książeczka wojskowa, karty do bankomatu i kasa - niestety to piechotą nie chodzi a Misiek to wszystko nosi w portfelu... Wkurzona jestem, ba! no jestem wkurwiona wręcz!

Idę zaraz spać, to będzie jedyny pożytek z tego dnia...

poniedziałek, 18 maja 2009

i co ja bym bez Niego zrobiła...

Dziś wracając od D. z salonu z sobotnią dniówką (45zł) wstąpiłam do Świata Udanych Zakupów, chciałam zainwestować w nowe legginsy, mam je na oku już od jakiegoś miesiąca a 9 zł to nie wydatek. Niestety nie było już ich, były tylko jakieś brązowe i białe ze srebrną szachownicą u dołu nogawki, odpada. Pomyślałam więc że rozejrzę się za czymś dla malucha od brata który w sierpniu przyjdzie na świat. Zobaczyłam piękne czapeczki i musiałam jedną kupić a że kosztowała 10zł nie wahałam się ani sekundy dłużej. Kucnęłam aby wybrać którąś, patrzę niżej a tam prześliczne kompleciki : kapciuchy, body, śliniaczek, i pulower, akurat wszystko niebieskie, akurat ostatnie (były jeszcze różowe ale dla chłopczyka lepiej niebieski kolor :)) i tu pojawił się problem koszt 35 zł i tu musiałam wybrać: a) kupić czapkę i komplet i nie mieć nic kasy, b) kupić na razie tylko czapkę, komplet schować na później pod inne komplety a resztą kasy podzielić się z rodzicami bo jak zwykle nie mają. Byłam zmuszona wybrać możliwość b bo jakże inaczej...
Wróciłam do domu i poszłyśmy z mamą do jej znajomej a ja potem poszłam do Misia kuzynki wyrwać jej wąsik. Mama postanowiła zostać jeszcze u znajomej więc postanowiłam iść do domu. Cały dzień intensywnie myślałam o Nim, o moim Szczęściu przez duże S. Jak zwykle wracałam ulicą prostopadłą do Jego ulicy. Chyba odgadł moje myśli bo akurat wyjeżdżał z uliczki, krótkie spojrzenie, przelotny aczkolwiek czuły uśmiech i na tym koniec naszego niespodziewanego spotkania. Wróciłam do domku, przeprałam sobie spodnie i oglądałam tv. Potem przyjechał On :) Rozmawialiśmy i opowiadałam Mu o tym jak w sklepie schowałam ten komplecik, na pewno go kupię bo na pojutrze jestem umówiona z Jego kuzynką na depilację więc zarobię i tak też mu powiedziałam, na co on włożył rękę do kieszeni wyjął pieniądze i mi je dał:
-Trzymaj bo ktoś kupi i co?, będziesz miała to mi oddasz
-Ale ja nie będę miała żeby ci oddać i co wtedy?
-Nie musisz mi oddawać, przecież wiesz.
-Oddam Ci najpóźniej we środę.

Najpierw było mi trochę głupio bo nie potrafię brać od kogoś pieniędzy, ale potem pomyślałam że nikt nie daje od tak sobie komuś pieniędzy na komplet dla nienarodzonego jeszcze dziecka. A z resztą oddam przecież...To przecież mój chłopak i jesteśmy razem już 5 lat...
Potem mu się wyżaliłam z całego życia po raz setny, co muszę przyznać najmilsze nie jest, ale zniósł to i pocieszył mnie. Taka jest siła miłości i przyjaźni. Bo taka jest zasada związku, nie tylko miłość, ważna jest też przyjaźń. Dziękuję Bogu że dał mi takiego przyjaciela...Jemu zawsze mogę ze wszystkiego się wyżalić, zawsze służy mi radą i pocieszeniem. Nie chodzi tu o to że pożyczył mi kasę czy coś. Po prostu zawsze wie jak zaradzić, potrafi mówić do mnie w taki sposób, że problemy stają się mniejsze. A co do kasy... na tym chyba polega to wszystko, że jednego dnia ja nie mam i on mi pomaga a innego dnia jest na odwrót...

-Ale ty się chyba mnie nie wstydzisz co?
-A czemu miałbym się ciebie wstydzić?
-że mam takich rodziców i że kasy nigdy nie mam.
-Xyz weź nie gadaj głupot.


środa, 13 maja 2009

"Ty mnie chyba nigdy nie zdradzisz co?" "Xyz weź co, skąd to pytanie!"

Kocham Twoje niesprecyzowane aczkolwiek
zielone oczy, wiem że patrzą na mnie z miłością.
Kocham Twoje czarne, wystylizowane włosy, często zdarza
mi się widzieć jak z uczuciem układasz je w lustrze :P.
Kocham Twoje spracowane ręce, wiem, że
będziesz kiedyś odpowiedzialnym mężem i to w dodatku moim!
Kocham Twoje piękne ciało, które nie zataja bicia
Twojego serca i uwielbiam wsłuchiwać się w nie,
leżąc na Twoim cudownym torsie...
Tak Cię kocham, tak za Tobą tęsknię.
A Ty to wiesz bo jesteś co dzień, bo też mnie kochasz!


Tradycyjnie jak przed każdą miesiączką nachodzi mnie wena miłości, mówiłabym co pięć minut jak bardzo Go kocham. Przed chwilą obejrzałam nasze wszystkie zdjęcia w laptopie. Jacy my byliśmy śmieszni :) jacy dziecinni, w sumie pięć lat temu ja miałam lat 15 a On 17. Myślę że to chyba było nam pisane, moja mama i Jego tata w młodości "konie razem kradli" a mój ojciec z Jego dwoma wujkami razem w koszykówkę w liceum grali więc :)
Kiedyś siedzieliśmy u Niego i oglądaliśmy jego zdjęcia, napatoczyło się Jego zdjęcie z przedszkola na którym siedział na kolanach Świętego Mikołaja, patrzę i mówię:
- o Jezu!
- co się stało?
- no przecież to Ty! przecież to w Tobie się wszystkie dziewczynki w
przedszkolu kochały.
- a Ty?
- ja też :)
i co? i jesteśmy razem jak to mówią "stara miłość nie rdzewieje" :) haha
a teraz oglądam "Rozmowy w toku" i wyczekuję kiedy przyjedzie.

Muszę zacząć się uczyć, za miesiąc egzamin a w mojej głowie pustka.
Dam rade :)

Trochę ta notka taka chaotyczna jest, taka pisana pod wpływem impulsu.




:)

poniedziałek, 11 maja 2009

nasze urodzinki

-chciałabyś mnie poznać?
-przecież Cię znam, wiem jak masz na imię.
-ale wiesz o co chodzi.
-no właśnie nie wiem o co Ci chodzi, domyślam się ale wolę żebyś sam zapytał.
-czy chciałabyś być moją dziewczyną?
-mogę odpowiedzieć później? bo jeżeli mam odpowiadać teraz to moja

odpowiedź brzmiała by Nie.
-dobrze, poczekam.
po 3 godzinach i 50 sygnałach od Niego
"Domyślam się, że te sygnały oznaczają Twoją niecierpliwość i
chciałbyś już wiedzieć"
"tak chciałbym już wiedzieć."
"Myślę że nie mamy nic do stracenia i możemy spróbować."
"Bardzo się cieszę, napewno nam wyjdzie:) ."
i tak oto nam wychodzi już 5 lat :)


Szczerze to nawet nie wiem kiedy nam to zleciało. Czas leci jak szalony :)
Tak sobie myślę, że będziemy razem już do końca, zwarzając na to co
już przeszliśmy. I chyba do nas się nie tyczy to co mówią niektórzy, że
niektóre pary są po 6 lat razem i się rozstają. Ja wiem że my się nie
rozstaniemy.
Weekend minął nam pozytywnie. W sobotę padliśmy jak kawki, już o 23 spaliśmy jak niemowlaki. A niedziela...dzień błogiego lenistwa :)

Zmieniłam image :) obcięłam włosy, miałam do pasa a teraz mam prawie do
ramion. Czy żałuję? ani trochę, włosy to nie zęby - Odrosną :)

czwartek, 7 maja 2009

- Xyz idź się umyj a nie się tak drapiesz.
-po co, zeschnie, skruszy się i samo odpadnie.
-yhym oczywiście.
-czy ty sugerujesz, że jestem brudas.
-nooooooo :)
[śmiech]

i weź tu go nie kochaj :)

U nas jak widać dobrze :) pomijając fakt, że rzadko się widujemy a raczej na krótko, ale sobota już pojutrze więc sobie nadrobimy.Wczoraj zrobiłam sobie na praktykach kolczyk w nosie :) taki maciupki.Przeraża mnie myśl że za miesiąc i tydzień mam egzamin zawodowy a poziom mojej nauki jest „uśpiony”. Wypadałoby się wziąć do nauki, bo to już nie przelewki.
Wiecie w sobotę mamy nasze 5 lat i zastanawiam się co mogę podarować mojemu ukochanemu, co prawda jeden pomysł już mam ale...
Majówkę spędziliśmy razem, pierwszy raz odkąd jesteśmy razem spędziliśmy 3 mają razem. Byliśmy z Jego rodzicami w Gietrzwałdzie, znajduje się tam Sanktuarium Maryjne. Pozwiedzaliśmy, napiliśmy się wody ze źródełka i uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Przyznam szczerze, że trochę się obawiałam nastawienia Jego mamy i siostry co do mojej osoby. Miś spał u mnie z soboty na niedzielę a wiem, że Jego mamie ciężko było się przyzwyczaić do tego faktu. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne, i teściowa i szwagierka były dla mnie miłe tak jakby nic się nie stało. W drodze powrotnej zajechaliśmy do Skansenu w Olsztynku, odbywał się tam festyn majowy i tak około 18 zawitaliśmy do domu. Szczerze powiem, że zadowolona jestem z tego weekendu. A co najważniejsze zrobiłam zdjęcie o którym zawsze marzyłam, zawsze chciałam zrobić zdjęcie na którym jeden element jest wyszczególniony, czyli bardziej ostry a reszta jest na drugim planie, mogłam oczywiście zrobić normalne zdjęcie i przerobić je w Photoshopie ale jaka wtedy była by przyjemność? Tak więc udało mi się! Zwykłym aparatem cyfrowym BENQ, bez programów itepe tylko zabawa światłem i cieniem :) baaaa! W końcu córka mistrzyni fotografowania i wieloletniej fotografki :)
a oto i moje cudo którym jaram się od kilku dni :) :

:)

poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Wiosna, wiosna w koło zakwitły bzy :) + dopisek :)

Pogoda nas rozpieszcza, piękna pogoda, słonko pięknie świeci, temperatura dodatnia, kwiatki rosną :) aż chce się żyć! Nawet pominę fakt iż jestem alergikiem więc mam prosto mówiąc pozamiatane. Kicham już dwa tygodnie, z chusteczkami się nie rozstaję a oczy mam jak piłeczki ping-pong'owe...
U mnie i u mojego Mężczyzny wszystko w porządku już 7 dni się nie kłóciliśmy :) nawet nie wiecie jaka to ulga. Nawet się nie posprzeczaliśmy ANI RAZU! Zaszły pewne zmiany w naszym związku, udało mi się wytłumaczyć mu na czym warto zaoszczędzić a na co warto wydać. Mój Mężczyzna postanowił być przedsiębiorcą i dziś był z moją mamą w biurze pracy pozałatwiać pożyczkę bezzwrotną, uregulował sprawy w związku z poprzednią pracą i teraz będzie robił biznesplan. Kurczę, chciałabym żeby mu się udało, całe życie pracował, żadnych wakacji nie miał, od rana do wieczora pracował, rowerem jeździł na montaże. Dlatego będę trzymała kciuki za to żeby mu się udało!
Ostatnio mam takie zmiany nastroju, że śmiać mi się chce z samej siebie :) wiosenna chandra :) Dziś czułam taką silną potrzebę napisania tu, że było to silniejsze ode mnie, trochę ta notka chaotyczna jest ale czasem trzeba napisać coś nie do rytmu :) żeby nie było nudno.
A teraz sytuacja z sobotnich zakupów w TESCO. Otóż, poszłam z moją przyjaciółką od serca do TESCO na zakupy, miałam kupić proszek, jedzonko dla chomika i galaretkę (bo lubię jeść ją na sucho:) ) podchodzimy do kasy, przeciągnęła po taśmie moje zakupy i miałam kupić Mamie papierosy więc mówię :
-I jeszcze L&M'y light'y poproszę.
Na co ona:
-a dowód mogę zobaczyć?
I tu nastąpiło u mnie tak zwane wrycie :) oczy wyszły mi z orbit i zaczęłyśmy się krótko mówiąc brechtać, aczkolwiek dyskretnie :) Nawet nie wiecie jakie to głupie uczucie kiedy masz świadomość, że masz już 20 lat a pani w supermarkecie prosi Cię o dowód. Naturalnie pokazałam jej mój dowód i kiedy zobaczyła że mam 20 lat zdziwiła się i już nic nie mówiła. Z jednej strony to komplement, że tak młodo wyglądam :) no ale bez przesady :)

Dziś rano dawałam mojej Balbince ( mojemu chomikowi) jeść i zauważyłam że ma przyklejone ziarenko do lewego oczka, postanowiłam jej to delikatnie odczepić, kawałek mi się udało dalej sobie sama odczepiła. Ale nie to jest najważniejsze, zaczęłam jej się przyglądać i zobaczyłam że Balbinka nie ma oczka :( musiała sobie w nocy jakoś je wydłubać :( najpierw myślałam, że może jej zaropiało ale kiedy wróciłam z pracy niestety moje przypuszczenia się potwierdziły. Moja biedna, kochana Balbinka, teraz sobie smacznie śpi ale trochę mi się posmutniało... Mam nadzieję że mi nie umrze, ona taka słodziutka jest... Niby tylko taki chomik ale człowiek potrafi się tak przyzwyczaić, nawet nie pomyślałabym, że tak bardzo.





Dopisek z 28 kwietnia:
Okazało się, że Balbinka nie straciła oczka, po prostu jej zaropiało i to wyglądało jakby tego oczka nie było, a ja jestem panikarą.
Zostałam klepnięta przez Blondyneczkę do zabawy w związku z tym :)
1) Gdybyś miała spędzić jeden dzień jako gwiazda, to jaką gwiazdą chciałabyś być?
Przecież jestem gwiazdą :) ale tak na poważnie to chciałabym podobnie jak Blondyneczka być Angeliną Jolie. Ta kobieta wie jak pokierować swoim życiem, nie uderzyła jej sodówka do głowy . Jej serce jest wielkości najwyższej góry świata albo i większe. Jest dla mnie gwiazdą numer 1. A uroda achhhh chyba stała w obu kolejkach kiedy rozdawali urodę i rozum :)
2) Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość?
Na pewno będę dążyć do spełnienia marzeń swoich i moich najbliższych. Zawsze marzyłam o tym aby mieć swój dom, ukochaną pracę, męża który spełnia się zawodowo i dzieci które będą moimi najukochańszymi szkrabami :)
3) Masz tylko jeden dzień, co robisz?
Godzę się z moimi wrogami, załatwiam wszystkie niedokończone sprawy :) Leżę i pachnę :)
4) Gdybyś tak mogła zmienić jedną rzecz na świecie, co takiego zmienisz?
Wyeliminowałabym wszystkie czynniki sprzyjające zakłócaniu pokoju na świecie.
5) Powiedz coś o sobie, co wiesz tylko Ty.
Gdybym Wam powiedziała musiałabym Was zabić :) Boję się tego, że tak szybko przemija czas...
6) Co myślisz o osobie, która Cię klepnęła?
Umie klepać :) choć jest troszkę zagubiona w tym zakręconym świecie to zawsze służy mi racjonalną, obiektywną radą... Dziękuję :)
7) Co ostatnio oglądałaś w TV?
Teraz na jedynce leci "Klan" :)
8) Widziałaś ostatnio coś dziwnego?
Świat tak szybko pędzi, że nie nadążam się już dziwić :)
9) O której chodzisz spać?
Grubo po północy :)
10) Czego boisz się najbardziej?
Boję się, że nie uda mi się spełnić moich marzeń.

No dziewczynki nadstawiać tyłki będę klepać :) Klapsa dostaje:
Kasia Niunia
M.
Ania
Słodkie cappuccino

Powodzenia :):)