wtorek, 28 lipca 2009

I jestem :) cała, zdrowa :)
Wyjechaliśmy około 14 w zeszły poniedziałek, mieliśmy wcześniej wyjechać ale Miśkowi padła chłodnica w samochodzie i o 7 rano jechał do Olsztyna po nową.
Jechaliśmy 9 godzin, bylibyśmy wcześniej ale błądziliśmy w Katowicach.
We wtorek poszliśmy na Gubałówkę, piechotą :) i tak poszaleliśmy. Obeszliśmy wszystko dookoła i jako finisz naszej bytności tam fundnęliśmy sobie przejażdżkę wyciągiem narciarskim, po powrocie oczywiście obiad w McDonaldzie :) i resztę dnia spędziliśmy na Krupówkach.
We środę pojechaliśmy do doliny Chochołowskiej, tzn do przystanku busowego a od tego miejsca do Polany Chochołowskiej musieliśmy przejść 4 km w jedną stronę. Do tego około 30 stopni ciepła i zero cienia. Wróciliśmy późnym popołudniem więc troszkę odpoczęliśmy i ruszyliśmy na zimne piwko na Krupówki.
W czwartek planowaliśmy iść do Aqua Parku ale po dalszym namyśle wybraliśmy skocznie narciarskie. Poszliśmy z Misia Tatą bo Jego Mama i Siostra wybrały Kasprowy Wierch.
W piątek pojechaliśmy nad Morskie Oko. 9 km w jedną stronę piechotą przeszło nam migiem, ale warto było iść taki kawał. Morskie Oko jest piękne, lazurowa woda i te góry :) od razu mięliśmy banany na twarzy :) ruszyliśmy w wędrówkę dookoła wody, ale skusiła nas chęć dotknięcia śniegu hen hen wysoko. Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych, weszliśmy na górę na przeciw schroniska, widzieliśmy i dotknęliśmy śnieg :) Po powrocie na ścieżkę wokół wody ruszyliśmy na Czarny Staw. W połowie wspinaczki myślałam że odpadną mi nogi ale dotarłam :) pięknie tam :) pomoczyliśmy nogi i w Morskim Oku i w Czarnym Stawie :)
W dniu w którym byliśmy na Morskim Oku zdechł koń który ciągnął bryczkę z ludźmi. Mówiono o tym w telewizji. Widziałam te konie, widziałam co one biedne musiały znieść. Bieganie w tę i na zad 9 km w każdą stronę z pięć czy siedem razy. Momentami pod górę te konie nie były w stanie już iść.
W sobotę pojechaliśmy sami do doliny Kościeliskiej, ale z racji brzydkiej pogody przeszliśmy tylko przez Mroźną jaskinię i wróciliśmy. Potem oczywiście Krupówki :)
i w niedzielę dzień lenistwa, do 14 oglądaliśmy Londyńczyków na laptopie, potem pospacerowaliśmy i musieliśmy wcześniej wrócić bo w poniedziałek wyjeżdżaliśmy o 6 do domu więc trzeba było się spakować i zrobić kanapki.
Wyjechaliśmy wczoraj z Zakopanego o 6 rano po drodze zahaczyliśmy o Kraków, obejrzeliśmy Wawel i Sukiennice. Pod Miechowem mieliśmy niemiłą niespodziankę, taką jaką mieliśmy już kiedyś jak wracaliśmy z Olsztyna, a mianowicie, najpierw zapaliła się kontrolka ABS potem benzyna, potem opadły liczniki i wyłączył się zegar i samochód ustał...Nie było ładowania. Biegiem z Misiem szukaliśmy mechanika i przyznam że bardziej głupich ludzi jak w tej wiosce nie widziałam. Mało kto wiedział gdzie jest mechanik...tylko jedna czy dwie osoby prawidłowo nas pokierowały. Po 4 godzinach samochód był naprawiony a portfel chudszy o 400 zł.
Do domu weszłam około 0:00.
To był cudowny tydzień ale nie chciałabym go powtórzyć.Plusem było to że byłam z Nim 24 godziny na dobę, mogłam się Nim nacieszyć do woli no i krajobrazy które zobaczyłam. Z reszta... Jednak mądre jest to przysłowie "z dala od Matki i od Teściowej".Co prawda zawsze chodziliśmy sami, a to na Krupówki a to pod Gubałówkę czy pod inna górę ale... Nie będę tego szerzej komentować, powiem tylko tyle - było minęło i to się nie powtórzy. Jednak wolimy sami podróżować :)
Nie macie pojęcia jak mi teraz pusto bez Niego, przyjedzie pod wieczór, uschnę.

A jutro o 9:00 moja bratowa będzie miała cesarskie cięcie :) w końcu będzie to miała za sobą :)

zmykam :)

P.S. 3 najpiękniejsze zdjęcia natury które zrobiłam moim BENQ'iem :) sama osobiście, żeden photoshop, żadna picassa :)








Dopisek 29 lipca 2009 :)

Już jest :) mój kochany, cudowny bratanek Igor :)



:)

Ważył 3350 gram i mierzył 52 cm :) termin porodu był między 6 a 15 sierpnia ale lekarz powiedział że nie kwalifikuje Go do wcześniaków patrząc na Jego wagę :) 10 pkt Apgar :)

środa, 15 lipca 2009

Nie zawsze trzeba mówić to co się wie, lecz zawsze trzeba wiedzieć to co się mówi!

Podejrzewam że przed wyjazdem nie będę miała czasu żeby tu cokolwiek skrobnąć więc napisze dziś choć nie chce mi się jak nie wiem co... Weny nie mam ani ochoty.
wczoraj miałam urodziny, dzień jak co dzień, tylko ludzie poszaleli. Wieczorem zajrzałam na nk a tam stos i kupa życzeń :) miłe uczucie :) Na blogu z resztą to samo, dziękuję moje drogie :)
A dziś miała urodziny siostra Pana S. Poszliśmy. Kupiłam jej 3 słoneczniki z przybraniem, bo lubi. Pomyślałam, że to przecież nie jest moja rodzina ani nic i kwiaty (które ona z reszta lubi) będą najodpowiedniejsze. Był grill, kiełbasa, kaszanka, karkówka, boczek do wyboru do koloru. Osób było mało najbliżsi, rodzice, kuzynka z mężem i córeczką i my. Panowie pili zdrowie jubilatki, było dość wesoło.
- A. czyje to dziecko moje czy twoje?
- moje wujek ale pilnuj póki wnuka nie masz.
- mam nadzieję że się doczekam, mój wnuk będzie miał o niebo lepiej niż wy, moje dzieci w
porównaniu do mojego przyszłego wnuka teraz mają źle (aha jasne, dobra praca, kochający
dom czegóż chcieć więcej? zazdroszczę im)
* * *
- xyz pij polane masz, drinka chociaż.
- nie ja dziękuję.
- co abstynentka?
- tak jakby
- wujek a może już masz wnuka dlatego xyz nie chce się napić.
- jak nie wypije to też go nie będę miał. [śmiech]

to co z tym wnukiem? tak oto wyglądała rozmowa o zmniejszeniu niżu demograficznego :P

Jak sobie pomyślę o siedmiu wspólnych dniach z Miśkiem to aż mam ciarki na plecach :) dwadzieścia cztery godziny na dobę, non stop... O Bożeee mam nadzieję że się nie pozabijamy :P

Pogoda oszalała. Nagle zaczęło być parno wprost nie do zniesienia... śpię przy otwartym oknie i
w ogóle tego nie czuję... i jeszcze ta moja astma... Na zmianę tyję i chudnę, ostatnio przytyłam i wierzcie mi jest mi tak ciężko w taką duchotę że szok. Czekam aż znów schudnę choć kilogram, niby tak mało a czasem ten kilogram może ułatwić życie.

Dosyć tego mojego żalenia. następna notka najprawdopodobniej pojawi się kiedy wrócę czyli za dwa tygodnie chyba że złapie mi internet w Zakopanem :)

poniedziałek, 13 lipca 2009

Kawałek czasu mnie tu nie było, za szybko żyję :)

Praca dom, dom praca. Doba ma stanowczo za mało godzin powinno ich być co najmniej 30.

We środę 8 lipca mój braciszek miał urodzinki, dość okrągłe zresztą bo 30 :) sto lat odśpiewane, życzenia złożone. 9 lipca była nasza sześćdziesiąta druga miesięcznica, spędziliśmy ją szczerze mówiąc nijako, umęczeni po dniu pracy :)

Zastanawiałam się jak spędzimy wakacje, oczywiście ja uparłam się na Morze, nasze kochane Morze :) ale ponieważ Misiek chciał pojechać w góry bo nigdy nie był to postanowiliśmy, że nad Morze mamy bliżej niż w góry więc możemy sobie jednodniowy wypad zrobić a na wakacje pojedziemy w góry :) 20 lipca jedziemy do Zakopanego :) z Jego rodzicami i siostrą. Tak moje kochane z teściami moimi. Trochę się obawiam tego wyjazdu, atmosfery itede, ale miejmy nadzieje że wszystko pójdzie gładko.



Jutro mam wypłatę a już czuję że jej nie mam, tyle mam wydatków.


A jutro się urodzę :)

środa, 1 lipca 2009

Nad moją rodziną na prawdę wisi jakieś fatum...pech czy inne dziadostwo...
W niedzielę zmarł mojego Taty wujek (mojej Babci brat), mąż tej którą chowaliśmy 2 miesiące temu. Co prawda byliśmy na jego śmierć bądź co bądź przygotowani, bo od miesięcy przebywał na oddziele paliatywnym ale....
to już 5 osoba z rodziny, którą pochowaliśmy w ciągu 7 miesięcy...Najpierw Babci siostra, potem Taty brat, potem Taty brata teściowa, potem Babci bratowa i teraz Babci brat, kto będzie następny???
Wiecie co było najgorsze? co mnie najbardziej wściekło?? podejście rodziny Taty ( Taty rodzeństwa i mojej Babci) do tego wszystkiego...oczywiście od Taty strony byliśmy tylko my (mama, tata i ja) i Taty bratowa ale oczywiście Babcia dupska nie ruszyła bo i po co.Przejść 700 metrów to za dużo prawda, Taty brat też nie przyszedł, nie wspomnę już o siostrze Taty z Giżycka.Na pogrzeb swojej siostry Babcia też nie raczyła przyjść, była tylko na pogrzebie swojego syna bo tylko i wyłącznie jego uznawała za swojego. Mój ojciec zawsze ze wszystkim był sam, nie mógł liczyć na wsparcie rodziny, miał przecież dwóch braci i siostrę ale po co pomóc?Babcia zawsze pomagała nieżyjącemu już synowi zawsze, brała dla nich wysokie pożyczki ilekroć potrzebowali i nie narzekała że sama musi spłacać bo oni się na nią wypięli... za to Tata ile razy poszedł pożyczyć na życie to zawsze słyszał "ale ja nie mam pieniędzy". Jak można nie mieć pieniędzy pobierając rentę po mężu zasłużonym milicjancie...
Żal mam ogromny do rodziny Taty, bo on biedny wiecznie musi sobie sam ze wszystkim radzić, na pogrzebie brata sam musiał wygłosić przemówienie (wujek był chowany bez księdza) bo nie było pana do tego...

Co poza tym u mnie? u nas? hmmm ja nadal jestem na stażu do końca sierpnia, od września do końca listopada będę na tej umowie postażowej trzymiesięcznej, z jednej strony to dobrze bo będę miała najniższą krajową czyli nieco ponad 900 zł netto więc nadgonię trochę, biorąc pod uwagę wysokość stażowego które obecnie otrzymuję czyli 670 zł netto.Od stycznia mam już zaklepany drugi staż tym razem roczny w salonie kosmetycznym w którym obecnie dorabiam i się doszkalam :) więc jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli przez najbliższe półtora roku o pracę martwić się nie będę musiała :)
Co u nas? dobrze, Pan S. pracuje od rana do wieczora więc widzimy się dwie godzinki dziennie i to od 20 ale nie narzekam, cieszę się że każde z nas oprócz siebie ma również swoje życie a nie tak jak inne pary które przebywają ze sobą praktycznie 24 na dobę. Nie widzę w tym nic złego, ale my tak byśmy nie mogli chyba. Przecież nawet jak już się mieszka razem to każde idzie do pracy i ma jakiś tam czas dla siebie, dla swojej pracy. Znam jedną taką parę osobiście, on nie pracuje a ona niedawno ową pracę dostała. Wcześniej byli ze sobą 24 na dobę, nocowali to u niego to u niej co dzień a małżeństwem nie są, nawet narzeczeństwem też nie, jeżeli im tak pasowało to oczywiście proszę bardzo nie krytykuję, ale ja wiem po nas że nie moglibyśmy tak non stop. Od tego mamy wakacje kiedy gdzieś jedziemy albo weekend jak Pan S. przychodzi w sobotę koło 18 a odchodzi w niedzielę o 12, wtedy ten czas lepiej smakuje :) Owszem czasem chciałabym mieć go tylko dla siebie przez dłuższy czas ale każdy żyje swoim życiem. Tym bardziej, że on ma swoją ukochaną firmę (wcześniej Jego taty) w którą dużo pracy wkłada już od 10 lat (tak zaczął już pracować jak miał jakieś 12 lat) i nie podejrzewam żeby z niej zrezygnował co mnie ogromnie cieszy bo cenie to, że woli pracować niż gnić w domu jak co niektórzy faceci, a teraz przyszedł sezon więc zaczęły się montaże, coraz to nowe zamówienia. Idzie ciepło, więc ludzie ocieplają domy i zmieniają ogrodzenia a że Pan S. z tatą mają najdłuższy staż swojej firmy więc robią ogrodzenie za ogrodzeniem, bramkę za bramką, balustradę za balustradą itd, itp. Cieszę się bo mają zarobek, ale jak patrzę na Jego poparzone, pokaleczone i pomalowane od farby ręce to aż ściska mnie serce. Coraz mocniejszy ból kręgosłupa od dźwigania ramek, przęseł i innych pierdół a pracy jeszcze przybywa...
Ja również mam swoje życie, rano pędzę na staż potem do Salonu więc jak wychodzę z domu o 7:40 to wracam często grubo po 17 zdążę odpocząć albo czasem i nie i przyjeżdża Pan S. I wiecie co? wcale nie narzekam na to że mamy tak dużo zajęć, cieszę się bo oboje robimy to co lubimy :) owszem razem też jest fajnie pobyć ale my od tego mamy wakacje, urlop :) wtedy wiemy jak korzystać z tego czasu :) bo wiem że takie siedzenie non stop i nic nie robienie czasem może zbrzydnąć, a czasem warto za sobą potęsknić :), może to pogmatwane ale tak właśnie jest. My mamy obie rzeczy, które są baaardzo ale to baaardzo ważne w życiu : mamy siebie i robimy to co lubimy robić :) to jest to szczęście. Nawet jak często rozmawiamy o naszej przyszłości to żadne z nas nie omija pracy zawodowej, to jakby nieodłączny element życia we dwoje :)

U nas w końcu trochę ciepła zawitało. W dzień jest tak okropnie gorąco, nie do wytrzymania za to pod wieczór troszkę pogrzmi, pokropi i na powrót robi się ciepło. Niech tego ciepła będzie jak najwięcej tylko prosiłabym o odrobinę wiaterku :)
Współczuję powodzianom...anomalia pogodowe robią straszne szkody, aż żal ściska serce kiedy oglądam w telewizji wiadomości lub inne programy poświęcone tej tragedii...

Ależ się rozpisałam :) czas kończyć bo połowa z Was pewnie już pousypiała,