czwartek, 26 maja 2011

Zespół N.

Co zrobić kiedy nic się nie układa?
- Usiąść i płakać!

Gdybym mogła to rozpłakałabym się na dobre. Nic mi nie wychodzi.
Po pierwsze miałam dziś jechać zapisać się na egzamin ale... no właśnie zawsze musi być ALE. Miał jechać instruktor, inny kursant i ja. Wstałam sobie rano (wróć - przerwałam całonocne leżenie bo sen coś mnie ostatnio nie lubi) umyłam włosy bo na tym smalcu który miałam wykarmiłabym armię Wojska Polskiego, zjadłam śniadanie, wypiłam kawkę, wysuszyłam włosy, pomalowałam się, wyszłam z psem. O 9 miałam już schodzić na dół żeby na nich poczekać a tu telefon. Dzwoni Instruktor i mówi, że ten gość co miał z nami jechać jest niedostępny (czyt. nie ma nikogo w jego domu, on sam nie odbiera telefonu), powiedział, że poczeka jeszcze chwile i najwyżej umówimy się na plac bo jakbyśmy jechali sami to musiałby mi resztę godzin wypisać.
Dzwoni za chwilę i mówi, że ten chłopak najwyraźniej zapomniał bo napisał mu smsa, że jest w szkole i nie może odebrać. Szkoda że nie pomyślał np wczoraj że nie jedzie to byśmy wzięli kogoś innego.

Po drugie... moje damskie problemy. Byłam na wizycie kontrolnej (na którą czekałam 3 miesiące). Najpierw pani doktor powiedziała, że każda kobieta ma torbiele i większość o tym nawet nie wie bo to jakby naturalna rzecz. Zapytała tylko czy na chwilę obecną planuję dzieci, bo jeżeli tak to trzeba by było coś inwazyjnego z tym zrobić ( więc wnioski są proste),ale ja nie planuję dzieci przez najbliższe 5 lat.Obejrzała moje papiery i stwierdziła, że mam się nie martwić, wytłumaczyła mi dużo (czego nawet nie zrobiła poprzednia pani doktor) i była bardzo zdziwiona, że na tak długą przygodę z torbielami nie miałam jeszcze przepisanych hormonów.
Zbadała mnie na kozie, i po lewej stronie najwyraźniej ucisnęła tę torbiel bo aż podskoczyłam z bólu. Pani poprosiła, żebym poczekała na korytarzu, potem poszłyśmy na USG.
No i tam pani doktor trochę się wystraszyła, co prawda nic nie mówiła ale jej mina dawała jednoznaczną odpowiedź. Mam dwukomorową torbiel o charakterze krwotocznym. Dostałam skierowanie na CA-125 (wyszło w normie) i receptę z hormonami, mam się zgłosić najpóźniej za 3 miesiące do kontroli, jeżeli nie będzie poprawy będziemy usuwać to ustrojstwo bo pani doktor powiedziała, że z tym nie warto czekać, tym bardziej że w rodzinie byli i są rakowcy.
Hormony mam brać od pierwszego dnia cyklu.Czyli od wczoraj (oczywiście znów mi się okres spóźnił ale tym razem nie o 8 dni jak zwykle tylko o 4). Całe szczęście to jest niższa dawka więc muszę się tylko pilnować, żeby dużo nie jeść bo z moją tendencją do tycia mogłabym zaprzepaścić mój duży sukces.
W zimie mi się przytyło ale udało mi się w dwa miesiące z 74 kg zjechać do 67 :)
Jedyna rzecz która mi się udało.

Po trzecie w końcu... On, od soboty nie rozmawiamy ze sobą. Wczoraj w końcu popisaliśmy trochę smsy, tak jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi, pożartowaliśmy, pośmialiśmy się. Ale jedna krótka chwila wystarczyła, żebyśmy się znów pokłócili. Powiedziałam co myślę i na tym skończyła się dyskusja.

Całe szczęście Mama wraca 4 czerwca, więc nie będę sama w tym pustym domu. Mam straszne problemy ze snem, po raz pierwszy w życiu przykrzy mi się bycie samej w domu. Moja psychika najwyraźniej bardzo ucierpiała na tym wszystkim co się wydarzyło miesiąc temu. No właśnie dzisiaj mija miesiąc odkąd Łukasz nie żyje. Ja od tamtej pory mam problemy ze snem, z jedzeniem, ze spokojem wewnętrznym. Ciągle mam wrażenie, że nie jestem w domu sama. W dzień jest dobrze, ale kiedy przychodzi wieczór wpadam w przygnębienie, patrzę co chwilę na przedpokój jakby to mi miało dać gwarancję, że jestem sama i nic mi nie grozi. Mam okropne sny (jeżeli już uda mi się usnąć). Raz mi się śniło, że kłóciłam się z jakąś obcą mi dziewczyną i coś jej powiedziałam, ona wyszła do łazienki i długo z niej nie wychodziła. Postanowiłam to sprawdzić, kiedy weszłam do łazienki zobaczyłam ją martwą w wannie, przez resztę snu płakałam, że przeze mnie się zabiła.
A ostatnio chyba przeszłam samą siebie. Śniło mi się, że jest noc, jestem sama w domu i nie mogę spać. Nagle drzwi od łazienki zaczęły się otwierać i zamykać, więc wstałam żeby je zamknąć. Wróciłam do pokoju, ale za chwilę znów to samo. Więc wstałam i chodziłam po domu z pytaniami czego ktoś ode mnie chce. Wróciłam do pokoju i zastawiłam drzwi pufą, drzwi się uchyliły, znów zapytałam "czego ode mnie chcecie?" . Usłyszałam pukanie do drzwi i zawołałam "proszę" do pokoju wszedł Dupek, w ciemnych spodniach i bluzce w paski. Ja ze strachem zapytałam co on tu robi tak jakby on nie żył, jakbym miała tego świadomość. On podszedł do mnie, złapał mnie za dłonie i ze spokojem spojrzał głęboko w oczy mówiąc"przepraszam, bardzo cię przepraszam". Ja zaczęłam płakać i przytuliłam go, ze szczęścia że go widzę i z żalu że nie żyje. On poszedł ze mną do łóżka, utulił mnie do snu i znikł. Kiedy się obudziłam z tego upiornego snu, przez chwilę zastanawiałam się czy to jawa czy sen.
Dziś z kolei oka nie zmrużyłam, po prostu nie mogłam spać. Pewnie minie dużo czasu zanim wszystko wróci do normy, o ile w ogóle wróci.

Musiałam się gdzieś wygadać- wypisać, nie każdemu mogę powiedzieć o wszystkim co czuję, lub po prostu nie każdemu chcę o tym mówić. Czyżby blog był pewnego rodzaju terapią dla mnie i mojej psychiki?

wtorek, 10 maja 2011

eLka na drodze.

Dziś przekonałam się na własne oczy jak traktowani są kursanci prawa jazdy podczas ruchu drogowego. Dotychczas myślałam, że to mity kiedy słyszałam, że kierowcy z prawkiem w portferze poniżają i lekceważą kursantów. Szkoda, że tak bardzo się myliłam.
Sytuacja numer 1.
Wjechałam w drogę w moim mieście gdzie idzie procesja z drogą krzyżową, więc żeby się stamtąd ewakuować wjechałam za radą instruktora (super człowiek, prawdziwy nauczyciel) na parking przy chodniku i chciałam tyłem wycofać w prawo, żeby uciekać z tego rejonu. Wysuwam się zdecydowanie tak, że z daleka widać mnie wyraźnie. Nagle słyszę klakson z samochodu z tyłu - taksówkarz najwyraźniej się gdzieś zagapił bo zdążył wyhamować z metr od tyłu samochodu, którym kierowałam. Gość mnie obtrąbił i pojechał dalej.
Tyle, że mój instruktor bardzo nie lubi dyskryminacji kursantów i pan taksówkarz się pomylił i za dosłownie 15 minut jechaliśmy boczną ulicą miasta i po przeciwnym pasie jechał właśnie pan taksówkarz. Instruktor delikatnie skierował moją kierownicę do środka jezdni. Jakież to miłe było zobaczyć wystraszonego pana taksówkarza, który następnym razem przejeżdżając przy nas uciekał na pobocze :)
Sytuacja numer 2.
Jadę przez miasto w którym będę miała egzamin, jadę samochodem oznakowanym jako kurs prawa jazdy. Dojeżdżam do skrzyżowania gdzie ja mam pierwszeństwo, po mieście jeździmy 50 km/h więc tyle jadę a z drogi podporządkowanej wjeżdża sobie dosłownie mi przed maską "pan Rysiek" ( bo tak go sobie nazwałam takich pseudo kierowców) i jeszcze bezczelnie śmieje mi się w twarz, że jedzie głupia kursantka.
Sytuacja numer 3.
Także dziś, najzwyczajniej w świecie zgasł mi samochód ( jestem kursantem więc może mi się to zdarzyć). A "pan Rysiek" jadący za mną nie dość, że mnie wyprzedził tam gdzie nie mógł to jeszcze otrąbił.
Sytuacja numer 4.
Gwóźdź programu - kierowca tira tzw. "pan Rychu". Wracam już z owego miasta po którym uczyłam się jeździć i z naprzeciwka drogą krajową jedzie "pan Rychu", a dokładniej mówiąc środkiem. A robi to tylko dlatego bo widzi, że ja się go boję i uciekam autem w moją prawą stronę. Co z tego, że po swojej prawej ma on bardzo dużo miejsca, przecież można jechać sobie środkiem. To tylko tir...

Takich sytuacji z pewnością będzie więcej, tyle że co ci biedni kursanci są winni, że pozostali uczestnicy ruchu drogowego tak bezwzględnie ich traktują...


Kursant - też człowiek...

wtorek, 3 maja 2011

Strachy na lachy.

Strasznie się boję, zauważyłam, że zmieniłam się.
Boję się słów : śmierć, nie żyje, wisiał, powiesił się, odciął go, reanimował, zakopali go.
Na samo brzmienie tych słów trzęsę się ze strachu, niewiarygodne jest to jak wielki wpływ mogą mieć pojedyncze słowa na zachowanie człowieka.
Nic nie jest takie samo, a tym bardziej w świetle wszystkich okoliczności jego śmierci. Wiem, że on tego nie chciał. "Kochaj mnie i żyj tylko dla mnie" tak nie pisze osoba do swojej ukochanej, osoba która chce popełnić samobójstwo... Tak pisał do swojej dziewczyny.
Boże ja nadal w to nie wierzę, dziś o 17 minie tydzień jak pożegnał się z życiem. Mam nadzieję, że jak wróci moja mama to weźmie sprawę w swoje ręce bo jednego wujka już mi zabili i do tej pory nikt nie poniósł konsekwencji. Nie możemy pozwolić, żeby jego śmierć również nie została wyjaśniona.