czwartek, 19 listopada 2009

chyba niepotrzebnie. chyba niepotrzebnie to zrobiłam. Dlaczego ja często najpierw plotę ozorem, a potem dopiero myślę?
Tydzień temu złożyłam pewną propozycję na tę sobotę, na tę pojutrze. I co? dziś wymiękam. najzwyczajniej w świecie dopadł mnie strach. Przecież tyle lat to najwyższy czas...
Mam nadzieję, że nie będę żałowała tej decyzji.
Pan S. zapewnia mnie, że nie ma się czego bać bo mnie kocha i wszystko będzie dobrze. Ale jestem mu wdzięczna za to, że dał mi możliwość wycofania się. Rozumie mnie i na nic nie naciska a z resztą to nie On wpadł na ten głupawy pomysł tylko ja. Ale trzeba brać swoje czyny i decyzje na własne barki i stawić wszystkiemu czoła. Mam nadzieję, że się nie zawiodę...

chaotycznie, tajemniczo... no właśnie- jak?

piątek, 13 listopada 2009

Od zawsze miałam problemy z historią w szkole, nie lubiłyśmy się na wzajem :) zawsze miałam parę (krótko mówiąc 10) jedynek i zawsze wychodzilam na trójkę. Bo ja jak wiedziałam, że trzeba się uczyć to to robiłam, żeby jakoś te świadectwo wyglądało :) no i któregoś zakończenia semestru starałam się na 3 na półrocze (bo 2 na świadectwie było dla mnie klęską- w liceum się to zmieniło :P ale mniejsza o to :)). W tym celu musiałam pisać sprawdzian z całego semestru i dostać z niego conajmniej 4 żeby mieć tę tróję. Pisało nas wtedy chyba pół klasy w tym koleżanka, której mama zna nauczycieli... Ściągałyśmy równo od siebie, miałyśmy praktycznie to samo, bo nie ma to jak praca zbiorowa :) Przyszedł dzień w którym historyk sprawdził testy i czyta mój numerek i mówi "nie zaliczone!". Myślę sobie "spoko Ona też nie zaliczyła", no ale czyta jej numerek i mówi "no gratulacje Z. zaliczyłaś" (przyjmijmy umownie że nazywa się ona Z.). Dostałam szału (mało powiedziane) i mówię:

Ja: co?! Ona zaliczyła? to niemożliwe!!

Historyk: możliwe napisala na 5 i tym oto sposobem ma 3 na semestr. Xyz

gdybyś się nauczyła to też byłabyś teraz szcześliwa (ten nauczyciel

uwielbiał sobie z nas żartowac ale tym razem przegiol!)

Ja: Jakim prawem ona zaliczyla a ja nie, jeżeli od siebie ściągałyśmy!

( :) wredziocha byłam (: )

Z.: Xyz zamknij się no!

Ja: nie postawi mi pan tej trójki na semestr?????

Historyk: Nie i koniec dyskusji. (śmiech)

Ja: a założymy się?

Historyk: ja nie muszę się zakładać bo ja to wiem.

Ja: zobaczymy na koniec lekcji!

Wiedziałam że jestem na wygranej pozycji więc oparłam głowę o ręce i zaczęłam płakać :P wiedzialam, że on sprawdza ćwiczenia z historii więc zaczęłam je szybko uzupełniać, żeby nie miał na mnie żadnego haka. Po 15 minutach płakania zaczęłam się aktorsko zanosić :) wszyscy mówili "Panie P. niech pan postawi jej tą trójkę, jak nie za test to chociażby za te łzy" on przez jakies 10 minut zaprzeczał. Po chwili mówi:

Historyk: Xyz dlaczego płaczesz? czy coś cię boli?

Ja: tak, dusza mnie boli bo marnuje się tu mój intelekt ( :P z grobową miną)

Historyk: A masz ćwiczenia uzupełnione?

Ja: MAM!!!

Historyk: no to pokaż musisz zasłużyć na tę trójkę.

Wstałam, podeszłam do biurka i rzuciłam mu tymi ćwiczeniami mówiąc "PROSZĘ". przejrzał i mówi:

Historyk: No proszę, ładnie się przyłożyłaś do przepisania ze starych ćwiczeń :)

Ja: gdzieżbym śmiała tak oszukiwać, sama osobiście je przepisałam yyy tzn

uzupełniłam.A może Z. pan sprawdzi ćwiczenia? (takim ironicznym tonem,

choć dobrze wiedziałam że nie ma uzupełnionych)

Historyk: no dobrze, Z. daj swoje ćwiczenia (przegląda, przegląda, a ja mu

bacznie patrzylam na ręce.nagle znalazł nie uzupełnione i tylko

spojrzał na mnie czy ja widzę bo chciał to przeoczyć)

Ja: no proszę nie uzupełnione, chyba trzeba postawić jedynkę :)

(banan od ucha do ucha :))

Z.: Xyz zamknij się!!!

Ja: co zamknij się? takaś przykładana, a niedość że ściągasz na bardzo ważnym

teście to jeszcze ćwiczeń nie uzupełniasz.Panie P. to jak będzie z tą trójką

moją?

Historyk: Dobra maz tą trójkę i zejdz mi z oczu :)

Ja: nie ma sprawy i tak dzwoni dzwonek na przerwę...a swoją drogą

to wygrałam.

Cała klasa sikała ze śmiechu podczas tej szopki :) ale o swoje trzeba walczyć i nie wolno wykorzystywać znajomości rodziców.

** ** **

Od zawsze lubiłam chemię, biologię, matematykę i język angielski. Któregoś roku również w gimnazjum miałam problemy rodzinne i nie za bardzo mogłam przyłożyć się do chemii, ale chemica dała mi szansę i wzięła mnie do odpowiedzi na czwórkę. Cała uradowana powtórzyłam sobie reakcje spalania i ustałam pod tablicą, traf chciał, że równiż na czwórkę odpowiadała ta sama Z. co na hitorii pisała ze mną test. Pani dała nam polecenie napisania dwóch reakcji spalania (spalania, pół spalania i spalania całkowitego) mogłyśmy sobie wybrać same pierwiaski. Miałyśmy na to 20 minut. Obie w tym samym czasie i pierwiastki nie mogły się powtarzać. Ja swoje napisałam sama, bez niczyjej pomocy i czekałam aż pani mnie oceni a Z. stała pod pustą tablicą i udawała że myśli. 5 minut przed dzwonkiem chemica zaczęła sprawdzać moje i pierwszy przykład był bezbłędnie, natomiast w drugim miałam minimalny błąd, zamiast dużego wpółczynnika w jednej reakcji to napisałam mały i chemica automatycznie skreśliła mnie i postawiła trójkę. Zadzwonił dzwonek na przerwę, wszyscy wyszli. Została tylko chemica, Z. no i ja. Chciałam zobaczyć jak Z. będzie odpowiadała. Ominę fakt, że chemica mnie chciala wyprosić ale miałam prawo zostać i zostałam.

Chemica: no Z. skup się przecież wiesz. jak musisz napisać w pierwszym

spalaniu: dwutle....

Z.: dwutlenek węgla???

Chemica: tak Z. dwutlenek węgla i co plu.....

Z.: plus.

Chemica: a w drugim?

Z.: yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy....yyyyyyyyyyyyyyyyyy

Chemica: tle...

Z.: tlenek?

Chemica: tak :) tlenek wę....

Z.: tlenek węgla??

Chemica: tak i tu masz co? węg....

Z.: Węgiel???

Chemica: Tak Z. bardzo ładnie na semestr masz czwórkę.

Wstałam, wyszłam z klasy, trzasnęłam drzwiami i zeszłam poczekać na tą Z. na dole. Dzieczyny z mojej paczki czekały ze mną. Nic jej nie chciałam zrobić tylko chciałam zapytać dlaczego tak się głupio zachowuje bo ja naprawdę zasługiwałam na czwórkę. Przez nasze niedopatrzenie wyszła szybko ze szkoły i zaczęła nam uciekać, więc my zaczęłyśmy ją gonić, a po 8 lekcjach byłyśmy wymęczone. Biegniemy i krzyczymy "Z. cholero zaczekaj!". po minucie ciężkiego biegu kiedy prawie ją doganiałyśmy jednej koleżance pękł lub rozpiął się zamek plecaka i wszystkie książki runęły na ziemię, na środku chodnika w dość ruchliwej okolicy...myślałam, że się posikam ze śmiechu :) aż musiałam usiąść bo nie dałam rady śmiać się na stojąco :)

nawet teraz jak to piszę śmieję się sama do siebie :)

Kurcze fajnie tak powspominać gimnazjum, powiem Wam że do takiego gimnazjum jakie miałam z taką klasą ( z którą pomimo 9 lat chodzenia do jednej klasy zgraliśmy się dopiero w trzeciej klasie gimnazjum) mogłabym chodzić wiecznie :)

Trochę się rozpisałam :) mam nadzieję, że dotrwałyście :)

DOPISEK:

Muszę coś sprostować! co do pierwszej sytuacji. Nie płakałam dlatego żeby płaczem wymusić lepszą ocenę tylko dlatego bo cholera to chyba nie jest normalne i SPRAWIEDLIWE jeżeli jakiś nauczyciel wywyższa uczennicę i stawia jej lepszą ocenę tylko dlatego że zna jej rodziców mimo że owa uczennica NIC NIE UMIE.

Złe oceny na świadectwie (np 2 czy 3 jeżeli chodzi o gimnazjum) dla mnie wyglądały źle na świadectwie, nikt nigdy nie wtrącał się do tego jak ja się uczę, uczyłam się zawsze dla SIEBIE.

To tak dla wyjaśnienia.


A i dialogi tu umieszczone nie są naciągnięte tylko prawdziwe, takie jakie były. Daleko mi do zmyślania żeby być fajnym czy się popisać. W myśl zdania z ramki o mnie "Jestem sobą - jestem KIMŚ!" :)

niedziela, 1 listopada 2009

"Bóg daje życie a nie owe życie odbiera, nawet jeżeli stoimy nad grobem, powinniśmy wiedzieć że są oni wśród nas."

Pierwszolistopadowo...
Pouro, szaro i zimno. Taki dzień jak co roku skłania nas do refleksji, refleksji nad własnym życiem, własnym postępowaniem i własnym systemem wartości. Każdego dnia gnamy w wyścigu szczurów by być bliżej pieniądza, a tymczasem życie przemija i płynie jak rzeka, nie zawraca tylko płynie dalej. A my co robimy ze swoim życiem? czy kiedy stanę w obliczu śmierci będę mogła powiedzieć : zrobiłam wszystko aby uszanować swoje życie?
Dziś naszły mnie takie właśnie myśli kiedy stałam nad grobami moich bliskich. Czy ja będę potrafiła tak radzić sobie z życiem jak moja mama kiedy kiedyś mi jej zabraknie? bez rodziców... nigdy nie straciłam bardzo bliskiej osoby (za wyjątkiem cioci Alicji która nie była moją prawdziwą ciocią ale traktowała mnie jak najbliższą osobę w swoim życiu, miałam 6 lat kiedy zmarła) więc szczerze mówiąc nie wiem jak to jest kiedy się kogoś traci, ale widziałam wiele razy jak w gronie moich bliskich odszedł ktoś kochany i podejrzewam że jest to najgorsze uczucie na świecie.

Dziś spotkałam się z rodziną, było mi jakoś tak raźniej a zarazem smutno. Widziałam przez okno dwie biegające dziewczynki wielkości mojej Bratanicy, strasznie zatęskniłam...