środa, 29 czerwca 2011

"czilałt"

Ja: (Dupek leży 50 cm ode mnie) No chodź tu!
Dupek: No toć leże tu.
Ja: Nie leżysz tu, leżysz tam.
Dupek: (Położył rękę bliżej mnie) już jestem tu.
Ja: Nie! tu jesteś tam, twoja ręka leży tu, ty leżysz tam.
_____________________________

Ja: (kaszlę)
Dupek: Wiesz twój pokój jest za mały.
Ja: to idź do kuchni :D
Dupek: Nie ty idź :D
_____________________________

Czasem potrafimy jednak być zabawni :D
_____________________________

Proszę wszystkie koleżanki które mają bloga na blogspocie o udostępnienie funkcji komentowania "Nazwa/Adres URL", bo u niektórych nie mogę komentować :/

środa, 22 czerwca 2011

Radość w obozie zwycięzcy :)

Zdałam egzamin na prawo jazdy :)

Dziś dostępna tylko na receptę, ale raczej nieosiągalna :)

Odpoczywam, wyrzucam stres :)

środa, 1 czerwca 2011

Nie jestem płazem. Nie kumam!

Po prostu nie kumam.

Niby ładnie pięknie, myślałam, że się rozumiemy. Zawsze lepiej szło mi pisanie niż mówienie, więc postanowiłam napisać do niego list, w którym wszystko wyjaśnię odnośnie mojego wyjazdu, po raz enty wytłumaczę mu moją nie za ciekawą sytuację finansową i zaproponuje mu, że jak tylko skończy mu się praca żeby do mnie przyleciał. Skoro w zimie i tak nie ma roboty to przecież można zawiesić działalność, przyjmować zamówienia na wiosnę a w Anglii w ten czas trochę zarobić.

Swój pomysł wcieliłam w życie, jeszcze specjalnie napisałam krótko zwięźle i na temat (bo wiem że nie lubi dużo czytać). W piątek dałam mu ten upiorny list.

Stwierdził, że jak wyjadę to on ode mnie odejdzie (!). Uważa, że nie chce myśleć o tym co ja robię, o czym myślę, czy mi smutno czy wesoło. Tak jakby zerwanie związku sprawiło, że nie będzie myślał. Przecież wtedy będzie myślał ze zdwojoną siłą… A co z zaufaniem i pokrewieństwem dusz? Przecież ja się nie boję o nas, znam siłę naszego uczucia i wiem, że odległość nie byłaby dla nas zagrożeniem.

Wczoraj próbowałam mu wyperswadować jak będzie wyglądało jego życie tu, a jak może wyglądać tam. Ale no, bijcie mnie w piętę! – jak grochem o ścianę.

Myślałam, że związek dwojga ludzi to partnerstwo, to wspieranie się nawzajem i snucie WSPÓLNYCH planów na życie. Dlaczego więc to ja mam zawsze rozumieć, wspierać i zadomawiać się w czyichś planach, zamiast też być rozumiana, wspierana i snująca te cholernie wspólne plany?

Dlaczego faceci są tak uparci, przecież doskonale wiedzą, że na finiszu przyznają nam rację…

No i to wpływanie na moją decyzję głupimi, psychologicznymi sztuczkami „To ile nam jeszcze zostało? Dwa miesiące?”.

A co mam zostać tu i mieszkać pod mostem? Albo żeby moja mama się wykończyła fizycznie (bo do tego mogą doprowadzić jej wyjazdy) ?

Dlaczego tak ciężko mu zrozumieć mnie? Przecież doskonale wie jak mam. Ja ciągle go rozumiem, chciałam jechać z bratem już dwa lata temu ale zostałam bo On tu przejął od ojca działalność, teraz kiedy moglibyśmy pojechać razem (bo skoro jesienią nie ma pracy to po co ma tu siedzieć) on mi wyskakuje z ogromną dotacją i mówi, że to dla nas, że nie muszę pracować. A czy mnie ktoś do jasnej-ciasnej zapytał o zdanie? Czy ja tego chcę? NIE! Ja tego nie chcę, ja też chcę się rozwijać zawodowo, finansowo i wszystkie „-owo” razem wzięte.

Ja nie jestem z tych kobiet, których przeznaczeniem jest leżeć, pachnieć i wydawać kasę męża w galeriach na pierdoły. No i mam Mamę, której teraz ja muszę pomóc i zapewnić środki do życia. A poza tym nie chce być czyimś utrzymankiem, żeby kiedyś w kłótni nie usłyszeć „ty darmozjadzie!”. A w moim mieście i okolicach nie ma dla kobiet kompletnie żadnej pracy, no chyba że byłabym : ślusarzem, spawaczem, cieślą czy murarzem.

Tak czy siak to już postanowione. W sierpniu wyjeżdżam i jak to mówi moja Mama „jeżeli macie być dla siebie to będziecie”.