poniedziałek, 29 sierpnia 2011

:)

Aktualnie kończy mi się pięciodniowy weekend :)
Jakoś przebrnęłam przez te nocki choć przyznam, że łatwo nie było. Pierwszą noc z każdym spojrzeniem na zegarek przeklinałam czas, że tak wolno leci i gdyby nie dziewczyny z którymi pracuję chyba bym się zanudziła na śmierć. Druga noc minęła w momencie, za to dziewczynom troszkę się dłużyło ale powymieniałyśmy się dowcipami i jakoś sobie dałyśmy radę. Za to trzecia noc ze środy na czwartek była najgorsza ze wszystkich możliwych. O 6 rano takiego śpiocha złapałam, że mało brakowało a usnęłabym na stojąco, oczy miałam lepkie a nogi miękkie jak z plasteliny. Teraz już wiem, że kiedy mam nocki muszę spać dłużej niż 3 godziny na dzień...
Wczoraj mieliśmy małą imprezę u mojego brata, panowie degustowali angielską wódkę. Śmiechu było co nie miara, kolega który pierwszy wrócił ze swoją żoną i synkiem do domu w nocy zabronił żonie otwierać drzwi bo przyjdzie armia a on jest po stronie Hitlera :D
Drugi z miejsca odszedł Dupek, spać mu się biedakowi zachciało i dotarł jakoś do naszego pokoju. Potem bratowa odwiozła swojego kuzyna z żoną i dziećmi, kuzyn był zawiedziony że nie ma z kim rozmawiać bo dwaj pierwsi zniknęli a mój brat zaciekawił się komputerem.
Brat mój natomiast usnął przy komputerze, więc bratowa go tak zostawiła i poszła spać.
Dzisiaj my panie przypominamy naszym połówkom co było wczoraj bo troszkę im się zapomniało :D

Z rzeczy o nas: mamy już mieszkanko :) W sobotę 2 września o 10 jesteśmy umówieni z Landlorką na podpisanie kontraktu i przeprowadzamy się :) Będziemy płacić 80 funtów tygodniowo i BOND rozłożono nam na 6 rat po 50 funtów więc przez pierwsze 6 tygodni wyniesie nas 130 funtów.
Mieszkanko jest ładne. Od drzwi ciągnie się korytarz i na jego końcu po lewej stronie jest wejście do sypialni. Sypialnia jest taka w sam raz i ma wbudowaną w ścianę małą szafę. Na prawą stronę z korytarza jest duży salon z oknem w kształcie kukułki, jest też aranżacja na kominek. Z salonu wchodzi się do łazienki, łazienka co prawda jest malutka, jest cała w kafelkach, ma umywalkę, sedes i brodzik z prysznicem.
Z salonu wchodzi się też do kuchni. Ta też jest mała ale dla nas w sam raz. Mamy też na półpiętrze małe pomieszczonko, taką małą gracirenkę jest tam pralka dla nas i jeszcze inne graty z naszego mieszkania. Mieszkanie jest odświeżone, bo właściciele dbają o swoich lokatorów. W salonie i kuchni jest gumolit albo panele już nie pamiętam a na przedpokoju i w sypialni jest jasna wykładzina.
Umeblowanie prawie już mamy, tzn do salonu. Mamy już piękny segment, kanapę i stolik pod telewizor. Kuchnia jest umeblowana. Jak tylko podpiszę kontrakt i Landlorka już pójdzie to porobię zdjęcia i wstawię na bloga. Najważniejsze jest to, że mamy mieszkanko że wszędzie stamtąd jest blisko - do centrum, do banku i co ważniejsze do morza :)
Znajomi się już zaoferowali wczoraj do pomocy z przeprowadzką, więc kolejne spotkanie towarzyskie będzie wieczorem po przeprowadzce :)

 Dzisiaj zaliczyliśmy małą kłótnię, ale Dupek grzecznie mnie przeprosił i jest już ok :) Potem idziemy na spacer. Dzisiaj w Anglii jest Bank Holiday, czyli taki dzień kiedy wszystkie zakłady mają wolne. Dupek się zdenerwował bo chciał dziś iść na nadgodziny, które są podwójnie płatne ale zgłosiło się tylko 6 osób więc kierownikowi nie opłacało się otwierać hali.



poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Do pracy rodacy.

Weekend tak jak dobre, szybko się skończył. Szczerze mówiąc nie wiem kiedy.
Dupek dojechał cało i zdrowo. W sobotę szliśmy na chrzciny więc kiedy zajechali z bratową do domu posiedzieliśmy chwilkę i poszliśmy spać. Mogliśmy się w końcu poprzytulać.
Na chrzcinach nie zabawiliśmy długo po południu poszliśmy już do domku, chcieliśmy porozmawiać i nacieszyć się sobą.
Wczoraj za to brat zrobił nam niespodziankę i zabrał nas do chińskiego parku i nad morze, popluskaliśmy się i wróciliśmy do domku bo mieliśmy zaplanowany wieczór filmowy. No i trzeba było wypocząć bo Dupek poszedł dziś pierwszy dzień do pracy a ja mam na noc.
Brat mój zawiózł go do pracy a ja pobiegłam założyć konto w banku. Po trzech godzinach Dupek wrócił do domku, dzisiaj idzie na noc. Będzie pracował w trybie nocnym też 12 godzin. Dobre i to na początek.
Szczerze mówiąc obawiam się dzisiejszej nocy, nigdy nie pracowałam na nocną zmianę. Miejmy nadzieję, że wytrwam do rana.

Wczoraj szliśmy po parku chińskim i marzyliśmy sobie trochę. Jeżeli mam opisać szczęście to widzę je tak : my razem, nasze mieszkanko które sobie urządzamy i to jak będzie nam wspaniale kiedy pójdziemy na swoje :)

Miłego popołudnia :)

sobota, 20 sierpnia 2011

A po pracy nadszedł weekend.

Pierwszy tydzień pracy za mną (czyt. 3 dni) :)
Pierwsze wrażenie - super. Niby typowo męska robota - fabryka plastikowych części samochodowych, ale szczerze powiedziawszy bardzo mi się podoba ta praca i w porównaniu do reżimu w którym pracowałam w październiku na sezonówce - tu jest o niebo lepiej :)
Pracuję 3 dni w tygodniu po 12 godzin. Do pracy mam 14 mil więc dojeżdżam z pewnym Hindusem i z dwoma Polkami. Praca nie jest ciężka, trzeba przycinać wystające elementy z powiedzmy nakładki na poduszkę powietrzną, kontrolować jakość błyszczących elementów i obklejać je w taśmie ochronnej i masę innych podobnych czynności. Mnie osobiście bardzo ta praca się podoba bo lubię dłubać, przycinać, naklejać i wszystkie inne "ać" związane z tą pracą.
Na początku byłam w wielkim szoku. W rogu hali stoi automat gdzie można sobie kupić kawę i zanieść na swoje stanowisko, popijając ją w momencie oczekiwania na element który się ślamazarzy po taśmie.
Pracę można wykonywać nawet w pozycji siedzącej, nikt nie krzyczy, nikt nie grozi zwolnieniem. I co najlepsze pracuję tylko trzy dni po 12 godzin w tygodniu i mam taką samą płacę jak za tydzień orania w zakładzie w którym tyrałam w październiku.
Ludzie są tam bardzo mili. Pracuje tam sporo starszych ludzi, nie ma mowy o nosie na kwintę, oni są wiecznie uśmiechnięci i za każdym razem, choćby i milion razy dziennie pytają "Are You alright?". Kobiety mają tam wiele ulg, pozostali pracownicy sklejają nam kartony kiedy widzą, że karton się zapełnia. Dziś np wszystkie męskie czynności wykonywał za mnie Pan Alan, starszy pan, siwy i w okularach, a opiekował się mną lepiej niż ojciec, sprawdzał czy mam taśmę klejącą, woreczki i naklejki. Nie myślałam, że Anglicy są tak mili.
Po doświadczeniach z poprzedniego zakładu jestem bardzo mile zaskoczona :)
A najlepsze jest to, że ilekroć maszyna się popsuła to super veiser wydawał polecenie " You have to help Łoziek" Łoziek czyli Wojtek mój brat, a kiedy już podchodziłam do brata jemu zaś kazał usiąść za kawą na krześle i pilnować jak ja pracuję.
Krótko mówiąc tryskam entuzjazmem :)

Dupek mój już wylądował i jest już w drodze do mnie :) Nie mogłam po niego z bratową wyjechać bo byłam jeszcze w pracy, wynagrodzę mu to niebawem :)

wtorek, 16 sierpnia 2011

Jak ja lubię poniedziałki.

W Anglii dzisiaj święta nie ma, tak więc miasto pełne życia. Od rana humor pozytywnie nastawił mi telefon od Pani z polskiej agencji pracy w sprawie Dupka. Prosiła o bezpośredni numer do niego. Potem Dupek zdał mi relację, z której wynika, że w przyszły poniedziałek Dupek zaczyna pracę o 10:30. A co za tym idzie - w piątek się zobaczymy :) Cieszę się przeogromnie :)
Nastawiona pozytywnie i z werwą ruszyłam z Bratową i bratanicą do okulisty, dziś z kolei mała miała wizytę i przyznam się szczerze i bez bicia - nie użyłam ani razu słownika :) jestem z siebie dumna.
Popołudnie spędziliśmy na kawie u koleżanki, a potem nad morzem, gdzie mała kąpała się w ubraniach a ja zamoczyłam spodnie aż po kolana :) a miał to być taki spontaniczny wypad :)

czwartek, 11 sierpnia 2011

Praca.

Po wizycie u okulisty przyszedł czas na rozmowę kwalifikacyjną. Dziś rano zadzwoniła Menedżer z firmy do której aplikowałam z zapytaniem czy nadal jestem zainteresowana i czy mogłabym dziś się stawić na rozmowę kwalifikacyjną. Pojechałam cała w strachu, bo mój brat mnie nastraszył, że muszę się wykazać znajomością języka bo mogą mnie nie przyjąć. Poszłam jak na ścięcie. Przyszła Pani Menedżer, czekałam ja i jeszcze jeden Anglik (poznałam po wyglądzie - brzydki, rudy i zakolczykowany :D ). Oprowadziła nas po hali, pokazała wszystkie działy i stanowiska, potem poszliśmy do góry do biura dopełnić resztę formalności. Jakoś sobie poradziłam, pani była bardzo miła wszystko mi wytłumaczyła i takim oto sposobem w środę o 9:30 czekam w kantynie na Menedżer i zaczynam pracę :)
Poczyniłam również kroki w stronę pracy dla Dupka, wysłałam cv do polskiej agencji jutro doślę certyfikat. Pani pytała kiedy mógłby przyjechać, powiedziałam, że w każdej chwili więc miejmy nadzieję, że dostaniemy szybko telefon i Dupek wsiądzie w samolot i przyleci :)

Jutro muszę kupić kartę bo już prawie wygadałam 500 minut :)

P.S. Kobieta w sukience proszę o maila z zaproszeniem girl963@o2.pl

na głębokiej wodzie

Moja bratowa postanowiła mnie rzucić na głęboką wodę. W dzień po przyjeździe pojechałyśmy do dwóch firm gdzie musiałam iść sama poprosić o aplikację, to szczerze mówiąc nie było wielkim wyczynem bo zdanie "Hello I want to take application." każdy jeden potrafi sklecić. Ale dziś był już szczyt. Bratowa miała wizytę u okulisty, stwierdzając, że dobrze idzie mi jak na pierwsze dni zaciągnęła mnie ze sobą jako tłumacza. Z moją widzą i ze słownikiem ruszyłyśmy.
Okulistka: Has somebody problems with see in family?
Ja: Ma ktoś problemy ze wzrokiem?
Bratowa: Krzysiek ma.
Ja: Her brother have glasses.
Bratowa: Powiedz ze ma zeza.
Ja: o kurna jak jej zez... Wait a moment (szukam w słowniku - nie ma!) Pokaż jej zeza bo ja nie umiem. Look at her.
Bratowa: (robi zeza)
Okulistka:  Ohhh ok he has squint. :)

Okulistka: Your English is better than my Polish :D

Takim oto sposobem przebrnęłyśmy całą wizytę :)
Powoli oswajam się, że muszę myśleć bardziej po angielsku niż po polsku :)

Kocham ten kraj, kocham to miasto - Kocham Anglię i te nadmorskie mewy :) (fnaf fnafy - w języku mojego dwuletniego bratanka) :)

środa, 10 sierpnia 2011

Jestem :)

Dojechałam, przeżyłam prom. Podłączyłam się do sieci przy czym musiałam się nieźle nagimnastykować bo mój angielski aż tak dobrze się nie ma, żeby rozmawiać z rodowitą angielką o tym czy chcę kontrakt podpisać czy wole na doładowanie internet.
Jechaliśmy ponad 30 godzin w tym z prawie godzinnymi przerwami. Prom wspominam bardzo dobrze, niektórzy wymiotowali a ja czułam się jak na "fali". Kiedy płynęliśmy promem słuchaliśmy w telewizji o zamachach w Londynie, tak się też złożyło że przejeżdżaliśmy przez Londyn i na dodatek 1,5 godziny błądziliśmy po mieście ale całe szczęście jechaliśmy przed inna dzielnicę więc nic niepokojącego nie widzieliśmy.
Wczoraj byłam się już ubezpieczyć i w firmie brata po aplikację, więc mam nadzieję, że pod koniec tygodnia dostanę telefon z pracy.
Zdążyłam przyjechać a już złapałam 5 klientek na paznokcie, jestem tym mile zaskoczona.
Póki co całe dnie spędzam z bratową i dzieciakami i nacieszam się nimi za całe dwa lata :)

Dupek? Dupek ma "rysy na bani" jak to mówi Nowa od fryzjerek. Nie możemy się dogadać, na mnie jakoś nie działa ta odległość. Niestety nie zmienię tego że on mi najprawdopodobniej nie ufa.. Skoro nie ufa to po co w tym trwa? Przykro mi trochę bo przecież mieliśmy plany. Mam nadzieję, że się ogarnie i się jakoś dogadamy :)

Uciekam. Do niebawem :)

piątek, 5 sierpnia 2011

Godzina Wu.

Czas pędzi nieubłaganie, powoli zbliżam się do godziny Wu. Piszę już dziś, bo jutro nie będę miała kiedy. Plan jutrzejszego dnia, którego bardzo ściśle muszę się trzymać:
8:00 - Pobudka, tabletka, śniadanie, higiena itepe
9:00 - Jeżeli nie przyjdzie Maja na paznokcie - do banku wpłacić na ratę, do byłej szefowej na buzi, do koleżanki do zakładu pociąć grzywkę, do drogerii po szamponetki (Dupek wyblakł), po hennę i resztę potrzebnych rzeczy.
11:00 - Ola na paznokciach, co prawda tylko uzupełnienie ale godzina nie moja.
12:00 - z Mamą do banku, musimy oddać dwie niepotrzebne karty bankomatowe, skoro wyjeżdżam to po co mi dwie, do apteki.
Po powrocie wielkie pakowanie, swoją drogą ciekawe jak będzie moja jamniczka się jutro zachowywać. bo zawsze  kiedy widzi walizki ma doła :)
Przed 17 muszę podjechać do weterynarz zaszczepić psiaka.
17:00 - Marta paznokcie, calutkie więc 1,5 godz mi zajmie.
Po Marcie, ostatnia moja przejażdżka za kółkiem po mieście po prawej stronie, potem będę jeździć tylko po lewej :) No i pożegnać się z teściami, bo "chcieliby mnie zobaczyć". O 6 rano w sobotę wyjazd... Boję się pożegnania z Mamą, boję się że wpadnę w rozpacz. Dupek zostaje u mnie na noc, trzeba nacieszyć się sobą na zapas.
Co gorsza przyjadą też w sobotę rano bratowej rodzice, już sobie wyobrażam jak będą lamentować. Jak ja nienawidzę pożegnań, jakby nie można było po prostu się cmoknąć, wsiąść w samochód i odjechać.
Jak kupię tylko kartę do stiku do internetu to postaram się jak najszybciej dać znać jak zajechałam.

Do napisania :)

Bon voyage :)

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Skarby.

Jedziemy dziś nad jezioro. Przed nami w aucie, teście mojego brata i moja mama, a w anglijskim aucie bratostwo, dzieciaki i ja. Prowadzi bratowa.
Bratowa: Zobacz Wojtek (mój brat) jak ojcem zarzuca, te amortyzatory faktycznie są chu####!
Brat: No aż skacze. Jak go pociągnie to wylądują w rowie.
Ja: Eno! Panie teściu brata, wieziesz moją mamę, mój skarb.
Bratanica (6lat): Twoja mama to twój skarb?
Ja: Tak moja mama jest moim największym skarbem jako moja mama, ty jesteś moim największym skarbem jako moja bratanica i chrześnica, twój brat to mój największy skarb jako mój bratanek, twój tata to mój największy skarb jako mój brat, a twoja mama to mój największy skarb jako moja najukochańsza bratowa.
Bratowa: Jedyna!
Ja: Nie ma opcji na inną, nawet jakby jakaś się kręciła to ja jej siup i się odechce. Widzisz jestem pasem cnoty twojego męża :D
Wszyscy: [śmiech] :D

Bo skarby to skarby i już!