wtorek, 27 października 2009

Jestem.
Trochę mnie nie było.
Trochę czasu nie miałam.

Za dużo tego wszystkiego, za szybko żyję. Praca dom, dom praca i masa innych obowiązków. Myślałam że jak będę sama to będę miała więcej czasu, a jak jest? nie mam tego czasu na nic. Teraz jestem chora. Jestem na zwolnieniu do końca tygodnia. Czuję się jakbym miała grypę lub anginę a tymczasem jak to określił dziś lekarz " astma i alergia dają o sobie znać" na gorączkę dostałam antybiotyk a na alergię Loratadynę. I wiecie co? wcale się nie smucę tym, że jestem chora. Mogę teraz pospać. A śpi mi się idealnie, jak tylko położę głowę do poduszki od razu usypiam nawet w dzień, co zawsze było dla mnie trudnością, mam tak od jakiegoś ponad tygodnia. Dziś rozmawiałam z moim lekarzem na temat mojego problemu z jajnikami (dla niewtajemniczonych powiem, że nie pęka mi pęcherzyk Graafa i z tego robi się Torbiel). Bo kurcze pani ginekolog powiedziała, że mam obserwować moje boleści i kiedy będzie bolało ale nie w związku z owulacją czy miesiączką mam przyjechać. I tu powstaje dylemat : Kiedy ból nie jest związany z miesiączką czy owulacją?przecież niektórym kobietom ból towarzyszy na tydzień przed miesiączką, jak mam odróżnić ten ból kiedy za każdym razem boli tak samo? I lekarz rozwiał moje wątpliwości, w związku z owulacją: owulacja przypada miej więcej w 14 dniu przed rozpoczęciem kolejnego cyklu miesiączkowego; natomiast w kwestii miesiączki to może boleć nawet przez 5 dni przed miesiączką. Teraz wiem już kiedy mam się bać :) Jestem przynajmniej spokojna bo ostatnio tak samo bolało mnie kiedy trafiłam do szpitala z tym, że teraz to był lewy jajnik a nie prawy. Najwyraźniej znowu pękł... W grudniu pojadę do Olsztyna do pani ginekolog, będę przynajmniej spokojniejsza.I tu szok w rozmowie z lekarzem:

Lekarz: Jest jedno skuteczne wyjście z Twojego problemu.
Ja: Jakie?
Lekarz: CIĄŻA.
Ja: yhm akurat teraz mogę sobie na to pozwolić.(ironia)
Lekarz: Mówię jak jest, pomyśl o tym.

:)

Poza tym wszystko bez zmian. Nie mam ostatnio weny do pisania stąd między innymi moja dwutygodniowa nieobecność.

poniedziałek, 12 października 2009

Tydzień zdecydowanie zaczął się fatalnie. Wstałam niby wyspana i pełna werwy. Godzina 6:00 ostateczna pobudka, do 6:15 w łazience higiena i te sprawy. 6:20 śniadanie w postaci słodziutkiej herbatki, chwila makijażu i czesania. 6:30 na dwór z psami ( tak mam teraz dwa psy: swojego jamnika i kundelka mojej bratowej mamy) i tu się zaczęło. Panienki miały kaprys pogrymasić i powkurzać mnie długim szukaniem miejsca na siku i kupę. Takim oto sposobem do pracy wyszłam o 6:43 zamiast o 6:35. Jak na złe żaden samochód nie chciał mnie przepuścić przez pasy, a nie mam w zwyczaju wymuszać pierwszeństwa :) tak więc stałam jakieś 3 minuty na przejściu dla pieszych aż jedna kobietka zlitowała się i mnie przepuściła.
Do pracy dotarłam na 7:02 ale na szczęście pana Prezesa jeszcze nie było więc mi się upiekło :)
W pracy jakoś wszyscy przez pierwsze 4 godziny mieli takiego muła że nawet nie podejrzewałam, że i mi się udzieli. Z pracy wyszłam o 15 i wylądowałam na poczcie, gdzie cholera no! godzinę stałam w kolejce do okienka, pół godziny spędziłam przy okienku bo miałam swoje i Brata rachunki a zanim pani kasjerka wklepała te głupie numerki to ludzie patrzyli na mnie z dziką chęcią morderstwa, na poczcie zostawiłam 1500 zł... Jeszcze do TESCO po papier toaletowy :) W domu wylądowałam około 17.

Tęsknię... Jak jasny gwint, za moją Niunią kochaną, za moim kochanym dzieckiem (chrzestnym ale to zawsze dziecko) . Wczoraj pojechaliśmy do mieszkania brata przepalić trochę w grzejnikach (żeby nie zapomniały jak się pracuje :)) i najprościej mówiąc zaczęłam płakać jak bóbr, pokój Małej wypełniony jej "najukochańszymi" zabawkami, misiami, lalkami i radyjkiem które zawsze jej grało nad uchem kiedy usypiała...Nie sądziłam że ta rozłąka będzie tak bardzo bolała...

Z Mamą rozmawiam co dzień, na szczęście rozmowy międzynarodowe nie są aż takie drogie. Już tylko 7 i pół tygodnia.

A ja i Pan S.? dobrze :) narzekać nie będę :)


Buźka :)