środa, 23 listopada 2011

Do dupy.

Krótko, zwięźle i na temat - DO DUPY.
Tak samo jak było super, tak samo teraz jest chujowo. Od czwartku kłócimy się bez przerwy.
Dupek stracił pracę i o wszystko obwinia mnie. Cały czas mi wypomina, że ja mam pracę i że pracuję tam gdzie oboje kandydowaliśmy. Znów zaczął pić i znów zadaje miliony durnych pytań... Co najgorsze wymyśla sobie, że ja jestem zła że on nie pracuje i opowiada to do innych. Mam już tego dość. Ja nie wspomniałam ani słowem o tym, że nie ma on pracy, wręcz przeciwnie jestem szczęśliwa, że widzę go każdego dnia, że nie muszę martwić się o to czy dojedzie cały czy będzie miał wypadek. Ale on nie! on robi mi awantury i wygaduje słowa raniące bardziej niż nóż...
Skoro w ten sposób przechodzimy takie niepowodzenia to co będzie jak będzie jeszcze gorzej? Skoro oblewamy taki egzamin to czy to znaczy, że nie jesteśmy dla siebie?

Za 25 dni lecę do Polski na Święta, do mojego kochanego domu, do mojej kochanej Mamy...

W tej sytuacji chciałabym, żeby spełniło się jedno marzenie z mojej głowy...

środa, 9 listopada 2011

Mija.

Wszystko mija, kłótnia mija, zgoda mija i urażona męska duma też. Na nowo mamy zgodę. Co prawda nie było żadnej wielkiej kłótni ale jakieś tam zgrzyty obowiązkowo przeszliśmy. Mieliśmy chwilę wahania czy nie wrócić do Polski ale to na szczęście zostało tylko w naszych głowach.
W nowej pracy ciężko mi się zaklimatyzować, co prawda znałam koleżankę z którą pracuję i drugą panią z którą również pracuję. Ale znów mam barierę językową, znów ciężko mi mówić w tym obcym teraz dla mnie języku.
Teraz co prawda nie będziemy widzieć się z Dupkiem bo On na noc pracuje a ja na dzień, tęsknię za nim choć to dopiero drugi dzień bez niego ale w chwilach załamania wyobrażam sobie nasze spotkanie w piątek po 4 dniach :)
W takie dni uświadamiam sobie jak bardzo Go kocham. W takie dni nie liczą się nasze wady, wszystko co złe. Liczy się On, liczę się ja i że zaniedługo będzie weekend :)
Żyjemy sobie razem, mieszkamy sobie razem i to chyba największe nasze szczęście. 
Ostatnio w ogóle mam słodki czas, całowałabym Go, przytulała, dbała jednym słowem ZJADŁA :)

wtorek, 1 listopada 2011

Kolejny pierwszy listopada.

Kolejny taki dzień, kolejny pierwszy listopada. Ten dzień przypada jutro. Dla mnie to już nie jest taki sam dzień, niby zdarza się co roku, niby za każdym razem przeżywamy go tak samo, a jednak dla mnie ten dzień jest bardziej bolący niż zawsze. Pierwszy raz tego dnia będę czuć wielką pustkę.
Każdego roku szłam na cmentarz z Mamą lub z Tatą, Każdego roku spotykałam się na cmentarzu z rodziną z Ostródy, każdego roku przychodził wujek, Mamy brat, każdego roku na cmentarzu stałam z Łukaszem. Tego roku nie będę stała na cmentarzu bo jestem w Anglii, tego roku nie będzie mnie tam z Łukaszem, bo Łukasz nie żyje... A ja dalej o nim myślę. Tam pewnie jest mu lepiej, nie jest straszony i ma spokój. Ale co z nami? co z ludźmi, którzy żyją, z którymi tego dnia się spotykał na cmentarzu?
25 października minęło pół roku od kąd nie żyje. Tak to czuje jakby to wczoraj wieczorem zadzwonił wujek z wiadomością, że Łukasz nie żyje. Została zachwiana nasza tradycja, coroczna od wielu wielu lat.

Kiedyś się spotkamy, kiedyś tam u góry będziemy obchodzić pierwszego listopada.