poniedziałek, 30 marca 2009

W sobotę zmarła mojego Taty ciocia (mojej Babci bratowa) :( jakaś plaga pogrzebów spadła na moją rodzinę (od strony Taty)... Ponoć była tam policja i pogotowie, o wszystkim dowiedziałam się dopiero dziś. A co dziwniejsze, wujek Taty (mąż zmarłej cioci taty a mojej Babci brat) leży już od kilku miesięcy w szpitalu na oddziele paliatywnym z nowotworem i może to dziwnie zabrzmieć ale prędzej spodziewalibyśmy się Jego zejścia aniżeli śmierci Taty ciotki. Dziś przyszedł wujek A. i A.powiadomić nas o tym i o szczegółach pogrzebu a wujek Z. ma tak smutny opis na nk, że żal aż czytać... Co prawda wszyscy są dorośli ale to było tak nieoczekiwane ...
Na tę okazję mój Tata się upił, poszedł pierw do lekarza, potem do Babci i do swojego brata i po prostu się zważył. Rozumiem jego posunięcie, choć go nie popieram. To nie jest najlepsze wyjście z sytuacji ale alkoholik widzi tylko taki sposób...Bo pozwolę sobie podsumować:
29 grudnia 2008 chowaliśmy Taty ciocię ( siostrę mojej Babci, miała niewiele ponad 50 lat)
15 grudnia 2008 chowaliśmy jednego z Taty braci (miał 46 lat). Leżał przez niedzielę, pociągnął za sobą swoją teściową, zmarła w styczniu.
01 kwietnia pochowamy Taty ciocię (mojej Babci bratową). Leżała przez niedzielę, kogo pociągnie za sobą? :-(
Co za pech wisi nad moją rodziną? i to wszyscy od strony Taty...

Zmieniając temat. Dziś miałam pierwszy dzień praktyk, szczerze mówiąc dużo dziś się nie napracowałam, przez tę wiadomość i przez małą ilość klientek... D. puściła mnie już przed 15, ale jutro zostanę do końca bo jak to wygląda.

Mojego Mężczyznę strasznie boli kręgosłup, podejrzewam, że jest to spowodowane tym wypadkiem w pracy, bo głowa też go pobolewa. Kupił mi dziś też wałówkę na jutrzejsze praktyki : Kubusia i jogurt truskawkowy no i dał kieszonkowe na bułkę do jogurtu :-) Kochany on potrafi być :)

Jak już robicie te funtesty o sobie to my z Miśkiem zrobiliśmy taki prościutki quiz' ik :)



środa, 25 marca 2009

Chyba szaleję :) kolejna notka w tym tygodniu i to trzeci dzień pod rząd :)
Jak już wiecie jestem na ostatnim semestrze szkoły policealnej dla dorosłych na kierunku Technik Usług Kosmetycznych, w czerwcu mam egzamin zawodowy, ale żeby móc przystąpić do owego egzaminu muszę odbyć praktykę zawodową (140 godzin).Ciężko w moim mieście o praktyki, nikt nie chce przyjmować. Na początku chciałam bardzo dostać się do kobiety, która prowadzi gabinet już 22 lata, a tym samym jest solidną kosmetyczką ale ta pani powiedziała mi, że się sparzyła na jednej praktykantce i nie przyjmuje już. Trochę szczerze mówiąc się podłamałam ale stwierdziłam, że taka mała porażka nie jest w stanie stanąć mi na drodze :) dziś ruszyłam w miasto :) i zaczęłam od tej strony miasta w której jest mało gabinetów i miałam zamiar zakończyć poszukiwania w tej części miasta w której jest dużo salonów :) poszłam do pierwszego gabinetu i ...Znalazłam praktyki :) w Studiu stylizacji paznokci, wizażu i usług kosmetycznych w moim mieście :) taka młoda, sympatyczna dziewczyna, 2 lata ode mnie starsza prowadzi to studio :) znam ją z wiedzenia bo chodziła do tego samego gimnazjum co ja :) więc ten problem mam z głowy :) aż mam lepszy humor, sama sobie załatwiłam te praktyki, bez czyjejś łaski SAMA OSOBIŚCIE :):)
Planowo praktyki powinnam mieć od 6 kwietnia do 8 maja, ale z racji tego że od 6 kwietnia mam zacząć staż co znaczy, że w tygodniu będę mogła na praktyki chodzić na 15 do 17, praktyki zaczynam od poniedziałku 30 marca, żeby nadrobić trochę godzin, jakoś to pogodzę :) Ważne, że mam załatwione :)
Jak widzicie notka dziś tryska optymizmem :)
Ewa i Agnieszka na swoich blogach podjęły temat kolejności, tego co ma być w życiu po sobie :) ja chyba nie mam kolejności w tej kwestii. Owszem kiedyś była kolejność,standardowa: najpierw szkoła, wykształcenie, dobrze płatna praca, ślub i dziecko, ale z czasem stwierdziłam, że jakakolwiek kolejność nie ma sensu, bo nigdy w życiu nie jest tak, jak to sobie zaplanujemy. Chciałabym bardzo na pewno dokształcić się w swoim zawodzie, mieć swój własny interes (jestem tego coraz bardziej pewna), natomiast co do pierwszeństwa ślubu czy dziecka to nie ma znaczenia, nie dążę do tego planu za wszelką cenę. Różni ludzie mają różne gusta i różne poglądy.Gdyby dziecko teraz się pojawiło nie byłoby to dramatem, same dobrze wiecie (bo dość niedawno o tym pisałam) bardzo chciałabym mieć dziecko, miałabym jakąś część mnie w takim kochanym Maluszku :) Niektóre dziewczyny strasznie rozpaczają kiedy okazuje się, że są w ciąży, ja nie widzę w tym nic złego, przecież dziecko to cud :)
Nie mówię tu już o aborcji, bo taka opcja nigdy nie przeszłaby mi przez myśl. Kiedyś na religii jak jeszcze chodziłam do liceum, ksiądz pokazał nam film przedstawiający proces aborcji.Straszne... płakałam na tej lekcji. Pokazane było poprzez USG jak to dzieciątko się broni przed tą "ssawką", jak bardzo chce żyć. Widziałam też to co wyjmują, a to rączkę, a to nóżkę, a to główkę i to wszystko takie maluśkie :( przecież to morderstwo, a dziecko się nie prosi na świat...
Moja Mama niedawno odpowiadała mi pewien incydent z przeszłości.A mianowicie, jak ja byłam mała miałam jakiś roczek moja Mama była w ciąży i o tym jeszcze nie wiedziała normalnie miesiączkowała i nawet nie przyszło jej do głowy że może być w ciąży. Z racji tego, że ma tyłozgięcie szyjki macicy straciła to dziecko, dowiedziała się o tym dopiero wtedy kiedy źle się poczuła. Lekarz stwierdził, że trzeba to dziecko usunąć z jej organizmu i wyglądało to tak jak aborcja, a dziecko było już na tyle rozwinięte, że miało rączki, nóżki malutkie ale były. Zabieg był koszmarem, lekarz po kolei wszystko mówił "no to teraz wyjmujemy rączki,...teraz wyjmujemy główkę a teraz nóżki, korpusik i po robocie". Kiedy mi to opowiadała łzy leciały mi same, nawet nie poczułam, że płaczę.
Ja bym nigdy nie podjęła decyzji o tym żeby usunąć ciążę nawet gdybym miała 15 lat. Wiele dziewcząt w tym wieku jest zmuszonych poddać się zabiegowi przez własnych rodziców.
Odkąd na religii obejrzałam ten film myślę, że powinni pokazywać go każdej kobiecie która zdecyduje się usunąć dziecko, jeszcze przed samym zabiegiem...może to wpłynie w jakikolwiek sposób na ich decyzję.

Trochę chaosu w mojej notce, ale tak jakoś wyszło.

wtorek, 24 marca 2009

Kreativ Blogger

Tym oto sposobem, dzięki Agnieszce, zostałam zmuszona do napisania kolejnej notki :)
Hmmm pierwszy raz biorę udział w tego typu zabawie i ciężko mi będzie ponieważ mało mam linkowych przyjaciół a niektóre z Was już mają Kreativ Blogger za sobą :) Postaram się coś tu natworzyć :)

Moje zobowiązania: (przepisane z bloga Agnieszki :))
1. Oddaję głos i ujawniam kto mnie wyróżnił
2. Umieszczam logo na swoim blogu
3. Typuję osoby, które chcę wyróżnić
4. Wyróżniam adresy typowanych blogów
5. Powiadamiam typowane osoby w komentarzu na ich blogach.






No to zaczynamy :)

Po pierwsze to M. :) moja kochana M. :) znamy się od 26 sierpnia 2008 :) a ja czuję jakby to była wieczność. Zbliżyło nas do siebie to że mamy ten sam problem z którym borykamy się praktycznie co dnia. Zrozumie mnie tylko ten kto przechodził to samo i M. to właśnie ta osoba. Dziękuję... Co do bloga, nie piszesz wprost i ze szczegółami ale ten kto Cię zna wyczyta wszystko między wierszami :)

Po drugie to Ania, Aneczka :) młoda osóbka którą życie doświadczyło a mimo to dostrzega radosne strony życia. Lubię czytać jej notki bo dają mi swojego rodzaju inne, lepsze spojrzenie na świat. Wiem, że jeżeli ktoś kto równie dobrze jak ja doświadczył życia potrafi się uśmiechać to przecież ja też potrafię :)

Po trzecie to Magdalena :) młoda mama, żona i kobieta która dzielnie walczy z chorobą i nie daje za wygraną. Dlatego czuję ją jak bratnią duszę bo moja Mama walczy z tą samą chorobą. Mama miała 4.5 roku temu operację, nowotwór złośliwy, co nie znaczy że się wyleczyła, to choroba na całe życie. Czytając notki Magdaleny inaczej patrzę na życie, łatwiej mi myśleć o chorobie Mamy. Dziękuję Magdaleno.

Po czwarte i ostatnie to Blondyneczka :) za to że jest :) z jej notek można wynieść tyle co z niejednej lekcji filozofii na swój sposób :)


Miałam w planach wyróżnienie Vanilli, Agnieszki i Ewy ale one już były typowane :) Więc poprzestanę na tych czterech wyróżnionych :)

Buziaczki :*

poniedziałek, 23 marca 2009

pomysł na tytuł?

Jestem sobie :)
Poniedziałek, ja jakoś czuje jakby był czwartek :) taki jakiś dziwny dzień. W ogóle ostatnio mam tak zmienne nastroje, że szok i na pewno jakiś swój udział w tym ma miesiączka...jak ja tego nie lubię. Na szczęście odpukać w tym miesiącu nie umieram :)
Ap ropo zmiennych nastrojów nawet mój stosunek do mojego Mężczyzny się zmienia jak w kalejdoskopie, przez jakiś czas byłam "nie podłączona" do tego co się dzieje. Od soboty natomiast bym go tuliła, całowała i w ogóle :) jakaś pokręcona jestem.
Od 6 kwietnia idę na staż :) to już pewne na 100%.Jestem po dwóch szkoleniach teraz tylko czekać na 6 kwietnia. Nareszcie, bo ileż można siedzieć w tych czterech ścianach... :)

Ostatnio, a dokładnie wczoraj strasznie się zawiodłam na pewnej bliskiej mi osobie i tą osobą nie jest pan Mężczyzna. Być może nie było to w pełni świadome, ale zabolało jak cholera. Jak wiecie, zastanawiam się co zrobić ze swoim życiem po szkole i stażu, wyjechać lub zacząć pracować na siebie w swoim gabinecie.W zeszłym tygodniu zaczęłam rozważać głębiej możliwość zostania tu i spróbować z tym gabinetem i ewentualnie jak mi tu nie wyjdzie - wyjechać. Powiedziałam o tym właśnie tej osobie, wspólnie szukałyśmy na allegro sprzętu i pełnego wyposażenia gabinetu, doszłyśmy do wniosku, że dobrze będzie jak skorzystam z możliwości wykupu za grosze sprzętu z likwidacji czyjegoś gabinetu. A wczoraj usłyszałam jak w rozmowie (nie ze mną) mówiła, że zmieniam zdanie jak rękawiczki i że jestem pokręcona, że miałam wyjechać a się wycofuję i po co mówię cokolwiek jak potem zmieniam zdanie...nie było to mówione w żartach, było całkiem poważnie. Nie zdawała sobie sprawy, że ja mogę coś słyszeć, powtarza się sytuacja sprzed dwóch lat. A prawda jest taka, że ja jeszcze tak na prawdę nie wiem czego chcę w tym momencie, dlatego jest ten staż i mam nadzieję że uda mi się podjąć jakąś decyzję, a poza tym nie po to się uczę żeby dorabiać kogoś, tylko żeby do czegoś dojść. Na prawdę nie wiem co robić, myśleć i czuć...

Poza tym wszystko się wyklarowało, to całe moje marudzenie :)

wtorek, 17 marca 2009

przed ślubem:
Ona: Cześć!!!
On: No nareszcie, już tak długo czekam!
Ona: Może chcesz, żebym poszła?
On: Nie! Co ci przyszło do głowy?
Ona: Kochasz mnie?
On: Oczywiście o każdej porze dnia i nocy!
Ona: Czy mnie kiedyś zdradziłeś?
On: Nie! Nigdy! Dlaczego pytasz?
Ona: Chcesz mnie pocałować?
On: Tak, za każdym razem i przy każdej okazji!
Ona: Czy byś mnie kiedykolwiek uderzył?
On: Zwariowałaś? Przecież wiesz, jaki jestem!
Ona: Czy mogę ci zaufać?
On: Tak.
Ona: Kochanie...
Siedem lat po ślubie: czytaj od dołu w górę :))
To nas czeka? =)


Jakie to jest chore, jednego dnia humor dopisuje, a drugiego czujemy że nie ma po co żyć.
Taka już kolej rzeczy :)
Obecnie z panem Mężczyzną odpoczywamy od siebie, gdyż owy pan Mężczyzna pracuje na drugą zmianę więc nici ze spotkań.
Może to i dobrze, czasem trzeba odpocząć, pobyć samemu, żeby zatęsknić i być może cokolwiek zrozumieć.
Jakieś błogie lenistwo mnie ogarnęło, taka zmęczona jestem, a uczyć ani mi się śni...
Tak rozważam dwie możliwości co zrobić ze swoim życiem po szkole. Biorę po uwagę wyjazd (czy też powrót) do Londynu lub otworzenie swojego interesu. Jeżeli patrzyć na mój ukochany Londyn to śledzę już od dłuższego czasu tamtejszy rynek, zapotrzebowanie na pracowników, z moim zawodem znajdę coś dla siebie. Nawet zapomniałam o tym co spotkało nas kiedy pojechaliśmy tam pierwszy raz. Po prostu czuję ogromny pociąg do tego kraju.
Ale z drugiej strony marzę o własnym gabinecie, co prawda pomoc od naszego państwa nie jest za wysoka i nie za niska, tak mowa o pożyczce bezzwrotnej z urzędu pracy.Ale patrząc na sytuację rynkową w Polsce obawiam się że nie przetrwam roku tym bardziej, że gabinetów kosmetycznych u nas od zatrzęsienia...Pożyczka ta jest bezzwrotna, pod warunkiem, że utrzymam się przez co najmniej rok i wtedy nie będę musiała zwracać tych pieniędzy.
Jestem w wielkiej kropce.

niedziela, 15 marca 2009

Miłość, Szczęście i inny chłam. [negatywnie dziś]

Czym jest Miłość?
Miłość to wieczne cierpienie.
Miłość to poniżanie się dla ukochanej osoby.
Miłość to coś czego tak na prawdę nie ma,
coś sadomasochistycznego.
Miłość to wszelki splot najczęściej przykrych wydarzeń,
które z pewnością gdyby owej nieistniejącej miłości nie było,
nigdy nie zdarzyły by się.
Co więcej w większości przypadkach życie bez Miłości
jest łatwiejsze.

Czym jest Szczęście?
Szczęście to chwilowy stan ducha, pozwalający
na chwilę odetchnąć od trudów dnia codziennego.
Szczęście zazwyczaj trwa krótko, pojawia się nagle
i równie nagle znika, może i szybciej...

Czym jest życie?
Życie to wieczna tułaczka w poszukiwaniu
swojego miejsca na Ziemi.
Życie to nieustanne błaganie o szacunek i akceptację.
Życie to wieczne prośby które i tak osoby nam bliskie
mają owe prośby głęboko w DUPIE.
Życie to bezsens...









Mój stan emocjonalny ? -99
powód? dużo by pisać, nie dziś...
wrócę? no pewnie, bo co mnie nie zabije to mnie wzmocni!






Tych którzy mną pomiatają - pozdrawiam.
Wzniosę się ponad...
Tych dla których jestem człowiekiem - ściskam.
Oni dają mi siłę by się podnieść...

wtorek, 10 marca 2009

dla mojej najwspanialszej

To było cztery lata temu.
Brat napisał sms'a "siemanko właśnie zostałem szczęśliwym
tatą pięknej dziewczynki" :)
I od tamtej pory wszystko się zmieniło, nic nie było już takie samo...
było lepsze :)
Moja Kruszynko w dniu Twojego święta życzę Ci
wszystkiego co dla Ciebie najlepsze.
Przede wszystkim szczęścia, jeszcze więcej zdrowia
i żeby żadne chmury smutku nie zasłaniały
Twego prześlicznego uśmiechu :)
i aby spełniły się Twoje najskrytsze marzenia
bo na pewno po swojemu już marzysz :)
100 lat Księżniczko :*



Mojej najwspanialszej bratanicy, chrześnicy i Królewnie
Ciocia xyz...





wtorek, 3 marca 2009

jakoś sobie jest.

Nie zaglądałam tu już przez czas jakiś, jakoś weny nie miałam. Zastanawiam się ostatnimi czasy czym jest szczęście, na czym ono polega i po co ono w ogóle jest. Zazwyczaj jest tak że jest miód, cud i malinka po czym zaraz coś się psuję i znów jest źle. Wiele razy prosisz kogoś żeby się zmienił, że nie można tak robić a ten ktoś swoje robi nadal. Więc na co to prosić, na co to pielęgnować i po co się starać skoro wiadomo że zaraz i tak będzie źle...to takie moje małe przemyślenia które nurtują mnie od czasu dłuższego.

U mnie? a no w miarę nawet. Żyję sobie monotonnie, wstaję rano, ubieram się, jem, oglądam telewizję i nudzę się. Wieczorem Pan Mężczyzna przyjdzie (jeżeli ma na popołudnie nie przyjdzie) koło 22 pójdzie, idę spać i tak w koło. Nawet owego szczęścia nie odczuwam, tak sobie jest bezwiednie... Owszem pożartuję, przytulę uśmiechnę się ale żaden czynnik zewnętrzny nie stymuluje mnie pozytywnie.
To nie jest tak że kapryśna xyz postanowiła po marudzić i dlatego sobie teraz z góry na dół wszystko krytykuje. Ja chyba się wypaliłam, lub nigdy się nie zapaliłam.Trudno mi to bliżej określić. Jest On czuję do Niego to co czuję i wiem że to On, to powinno mnie "rajcować", a jednak gdzieś tam w środku zgasłam, co chyba nie koniecznie jest związane z Nim.
I w ogóle ta notka nie ma sensu, więc po co ją piszę? Chyba pierwszy raz od długiego czasu mam doła, głowę moją przepełnia natłok myśli i głupich wniosków, eh...










DOPISANE 5 MARCA
Drugi dzień bez Niego, tęsknię...
a jednak jeszcze trochę się
żarzę ...

Why we hanker?
because some people are
our cocaine...