U mnie? a no w miarę nawet. Żyję sobie monotonnie, wstaję rano, ubieram się, jem, oglądam telewizję i nudzę się. Wieczorem Pan Mężczyzna przyjdzie (jeżeli ma na popołudnie nie przyjdzie) koło 22 pójdzie, idę spać i tak w koło. Nawet owego szczęścia nie odczuwam, tak sobie jest bezwiednie... Owszem pożartuję, przytulę uśmiechnę się ale żaden czynnik zewnętrzny nie stymuluje mnie pozytywnie.
To nie jest tak że kapryśna xyz postanowiła po marudzić i dlatego sobie teraz z góry na dół wszystko krytykuje. Ja chyba się wypaliłam, lub nigdy się nie zapaliłam.Trudno mi to bliżej określić. Jest On czuję do Niego to co czuję i wiem że to On, to powinno mnie "rajcować", a jednak gdzieś tam w środku zgasłam, co chyba nie koniecznie jest związane z Nim.
I w ogóle ta notka nie ma sensu, więc po co ją piszę? Chyba pierwszy raz od długiego czasu mam doła, głowę moją przepełnia natłok myśli i głupich wniosków, eh...
DOPISANE 5 MARCA
Drugi dzień bez Niego, tęsknię...
a jednak jeszcze trochę się
żarzę ...
Why we hanker?
because some people are
our cocaine...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz