czwartek, 25 lutego 2010

odwieczny problem

Dziś z Majką jest lepiej. Wczorajsze zastrzyki pomogły. Resztę wczorajszego dnia Majka przespała. Dziś w zasadzie większość dnia też spała z małymi przerwami na jedzenie, picie i wariacje :) Bo Moja Majka to mała psotka jest. Guz też jest mniejszy o co najmniej połowę co mnie naprawdę uspokoiło, bo przyznam szczerze, że zmartwiłam się tak jakby to było moje dziecko ale każde jej machnięcie ogonkiem i każda psotka sprawia, że serce się samo uśmiecha :) A teraz sobie słodko śpi na mojej poduszce :)

Dziś próbowałam dostać się w Biurze Pracy aby się podpisać jako bezrobotna, ponieważ w marcu nie będę miała czasu, ale jak zobaczyłam tłum ludzi czekających to postanowiłam odłożyć to na jutro :)

Mamy odwieczny problem! problemem tym jest - PILOT! tak, tak jeden zwykły, siwy z kolorowymi guziczkami pilot. Zawsze któreś z nas go walnie, a potem jest akcja SZUKAĆ PILOTA :) Ale zawsze potem wychodzi na mnie :P I tak dziś była kolejna akcja :) Kiedy Dupek przyjechał ja sobie leżałam i oglądałam "Hotel 52". Poszedł z psem, wrócił i położył się koło mnie, tak się złożyło że akurat na pilocie. Reklama - więc chciałam przełączyć a pilota ni ma :) więc zaczęliśmy szukać. Wiercił się i kręcił, podniósł się:
Ja : Dupek no gdzie jest jest pilot!
Dupek: O Jezu nie wiem! zawsze gdzieś go walniesz a potem szukasz. Tu jest!
Dlaczego go schowałaś pod kołdrą?
Ja : Bo mu zimno było :)


środa, 24 lutego 2010

Dlaczego ona?

Wczoraj wyszłam z łazienki i widzę Majkę wymiotującą. Myślę sobie "No tak najadła się tych orzechów i kasztanów a teraz spawa". Posprzątałam i reszta dnia minęła spokojnie, nawet chipsy wyciągała od Dupka. Dziś obudziłam się, poszłam się ubrać i w tym czasie Majka pobiegła za mną i czekała pod drzwiami. Wychodzę z łazienki patrzę na nią a na jej sutku mega mega guz wielkości pięści...Co prawda ma guzki małe od sierpnia i pani weterynarz powiedziała, że puki rośnie i da się wycisnąć problemu nie ma ale ten guz dziś rano był twardy i nawet nie dał się rozmasować. Zaczęłam płakać... nie wiedziałam co mam zrobić. Akurat zadzwoniła Mama, powiedziałam jej jak jest i kazała dziś iść z Majką do weterynarza i nie patrzyć na koszty. Po rozmowie z Mamą uspokoiłam się i zajrzałam do internetu. Trafiłam na stronę, poczytałam i się wystraszyłam... Kątem oka zauważyłam, że moja poduszka się trzęsie. Spojrzałam na Majkę i zobaczyłam jak cała się trzęsie i co jakieś 4 sekundy zaciska brzuszek i zwija się biedniutka z bólu. Nic nie zapiszczała, leżała cichutko na mojej poduszce i zwijała się z bólu. Nic nie jadła, nawet szynki nie tknęła co u niej jest bardzo dziwne, nawet wodę na siłę jej wpychałam namaczając pyszczek. A do otwarcia Kliniki były jeszcze trzy godziny. W końcu usnęła, pospała ponad dwie godziny i powoli poszłyśmy do Kliniki. Oczywiście Majka jak tylko zobaczyła schody prowadzące w dół od razu zrobiła w tył zwrot ale jakoś zeszłyśmy. Pani doktor jak zwykle była bardzo miła. Pomacała guza i pozostałe sutki, zmierzyła Majce temperaturę. Miała 41 stopni gdzie górna granica bezpiecznej ciepłoty ciała psa wynosi 38,5 stopnia. Weterynarz powiedziała, że jest to guz gruczołu mlekowego i potwierdziła moje przypuszczenia, ma on podłoże nowotworowe. Podwyższona temperatura świadczy o stanie zapalnym i może być znaczącym czynnikiem do przeistoczenia się go w nowotwór złośliwy. Dała dziś Majce dwa zastrzyki i w sobotę mam przyjść po następne dwa, no chyba że będzie coś się działo to mam niezwłocznie przyjść.Najpierw zniwelujemy stan zapalny a potem Majka będzie miała operację.
Kurcze pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Majka nigdy tak poważnie chora nie była, uroiła sobie ciążę, wyrwała sobie paznokieć, miała rozwolnienia i inne pierdoły ale nigdy nie było możliwości że może ona nie przeżyć.
Nie umiałabym sobie chyba poradzić gdybym nie daj Boże musiała ją uśpić (bo już nie byłoby ratunku a każdy nowy dzień przynosiłby jej ogromny ból) albo gdyby umarła.
Pamiętam że nigdy nie mogłam mieć na stałe zwierzaka. Mam uczulenie na każdą sierść no i zawsze rodzice byli przeciwni. Co prawda mój brat często i gęsto przynosił na noc bezpańskie koty, kąpał je, karmił i wypuszczał na drugi dzień. Miałam też przez jakiś czas psa i kota w domu ale był on mojej cioci. Zawsze chciałam żeby był w naszym domu nasz przyjaciel, prawdziwy przyjaciel, który by się w naszym domu wychowywał i był pełnoprawnym członkiem naszej rodziny.
Kiedyś mojej Mamy znajoma zapytała czy chcemy pieska, jamnika, bo jej córki suczka jest szczenna i lada dzień urodzi i po sześciu tygodniach będę mogła go wziąć. Mama się zgodziła, powiedziała że jak pies będzie już w domu to i ojciec się ugnie. Z niecierpliwością czekałam na mojego kochanego pieska. Kiedy nadszedł czas kiedy pies miał do nas trafić poszłyśmy do tej znajomej mojej Mamy i już w progu powiedziała nam, że niestety ale jej córka tak bardzo chce tego pieska, że ja muszę poczekać na następny rzut. Weszłam do pokoju i na fotelu zobaczyłam moją Majkę. Była taka mała a uszy miała jak kłapouchy :) Pamiętam tylko słowa Mamy "Góra dwa tygodnie i pies będzie Twój". W ogóle to miała nazywać się Roksi :) ale tam gdzie była najpierw nazwali ją Majka. Po dwóch tygodniach w naszym progu stanęła Mamy znajoma z Majką na rękach i powiedziała "Przychodzę z nią wychodzę sama". Okazało się, że nie było komu wychodzić z psem i załatwiła się na balkonie. Jeden z wnuków poszedł na balkon myślał, że to czekolada i to zjadł... Pominę fakt że kiedy była mniejsza nikt z jej nie pilnował i pies spadł z balkonu z pierwszego piętra. No i została :) Ojciec zobaczył ją dopiero rano... i zakochał się w niej :) Od ośmiu lat i sześciu miesięcy Majka jest w naszym domu, jest członkiem naszej rodziny.
Nie może nas zostawić, nikt by tego nie dał rady przeżyć. Wiem ona żyje, będzie miała operację i będzie z nami jeszcze długo długo. Tylko ten strach o nią i widok jej cierpienia robi swoje. Nie myślałam że ona jest taka dzielna, nigdy nie piszczała, nie lamentowała kiedy ją coś bolało. Nawet wtedy kiedy wyrwała sobie pazurka, nawet dziś kiedy brzuszek zaciskał jej się z bólu.
Teraz śpi na mojej poduszce, regeneruje siły do walki z choróbskiem.
Damy radę i psychicznie i finansowo. Dziś za dwa zastrzyki wyszło 40 zł ale jak to powiedziała moja Mama i pani doktor "Zdrowie psa ważniejsze od pieniędzy", zapłacę jak wróci Mama.
Musiałam trochę się wygadać żeby nie płakać i nie wkręcać sobie głupot. Cholera no strasznie ją kocham i strasznie się o nią martwię.



poniedziałek, 22 lutego 2010

okres i pedicure

Tak dostałam okres. Dwa dni po czasie to oznacza, że coraz częściej jestem nieregularna, a co za tym idzie? - trzeba odwiedzić panią ginekolog, a tym samym wydać 120 zł za wizytę. Oznajmiłam mu ten fakt sms'em :)
Ja : Nie będziemy rodzicami.
Dupek: A co rano dostałaś?
Ja : No ale chyba w nocy, obudził mnie ból brzucha. Poszłam do łazienki
patrzę a tam krew, najpiękniejsza krew na świecie :)
Dupek: No :)
_______________________

Jest sobie taki przyrząd do ścinania martwego, zbitego naskórka z pięt, dużych palców u stóp i zewnętrznej części stopy. Przyrząd ten nazywamy - ostrze Omega. Stopy trzeba najpierw namoczyć, a dokładniej mówiąc zmiękczyć naskórek poprzez kąpiel stóp w soli zmiękczającej lub też podczas kąpieli całego ciała. Dupek siedzi w cieplutkiej wannie i bombluje się w Ozonomatic'u, ja kończę myć mu plecy (zazdroszczę mu bo ja przez tydzień mogę zapomnieć o kąpieli) nagle Dupek pyta :
Dupek: Zrobisz mi stopy tą gilotyną?
:P On chyba powinien zostać kosmetyczką :D

Po osuszeniu stopy i ścięciu naskórka Omegą należy wyrównać naskórek frezarką, pumeksem lub tarką. Ja to zrobiłam tarką.
Dupek: Ajjj weź bo to gilgocze.
Ja : Ejże no przecież Ty nie masz tu gilgotek.
Dupek: No ale mnie to gilgocze.
Ja : Zobacz ile ciasta ci ze stopy jeszcze schodzi, sypiesz się stary :P

środa, 17 lutego 2010

Majka ma focha

Jak już wiecie mam jamniczkę, ma na imię Majka. Wczoraj poszłam z nią na dwór rano, tzn koło 12 :) Majka ostatnio jest coraz bardziej niegrzeczna, szczeka na ludzi przechodzących spokojnie obok i nie słucha kiedy się ją prosi żeby tego nie robiła. Nigdy taka nie była. No i wczoraj szło starsze małżeństwo i zmierzali w kierunku klatki w której mieszkam. A Majka jak tylko ich zobaczyła od razu zaczęła z krzykiem do nich lecieć ( Majka nie wychodzi na smyczy). Wołam Majka i Majka a Majka ma mnie gdzieś.
Zachowałam spokój, weszłyśmy do mieszkania i byłam zmuszona dać jej klapsa w tyłek i wygłosić reprymendę, a co by było gdyby szła straż miejska. Po części jest w tym mojej winy, ponieważ powinna wychodzić na smyczy. Jest jednak jeden problem, Majka nie umie wychodzić na smyczy...
No i Majka się obraziła. Kiedy dzwoniła Mama i opowiadałam jej o tym Majka wiedziała, że o niej mowa i wiecie co - odwróciła głowę w drugą stronę ale w tak perfidny sposób że aż mnie to rozśmieszyło. Co więcej, poszłam do Urzędu Skarbowego i kiedy wróciłam do domu nawet nie wyszła na przedpokój sprawdzić kto przyszedł i się przywitać tylko leżała na łóżku i jak zobaczyła że to ja znów odwróciła głowę. Zawsze kiedy przychodzę do domu jest szał radości ogon jej lata na 380 stopni, mało tyłkiem głowy swojej nie uderzy, a tu ... olewka. Pomyślałam "poczekaj jak będziesz chciała się przeprosić". Po trzech godzinach jej przeszło, najpierw zaczęła się czołgać po kołdrze w moją stronę i drapać mnie po ręce. Kiedy pogłaskałam jej głowę zaczęła się świńska godzina, wygłupy, wariactwa itepe w wydaniu Majki :P
Wiecie co, ja nawet nie wiedziałam, że zwierzęta potrafią tak się obrażać :)
_____________________________

Dupek: Co teraz będzie ?
Ja : Kulisy "M jak Miłość"
Dupek: No tyle to ja wiem, ale potem.
Ja : "Ekspres reporterów" albo wanna z ciepłą wodą i świeczkami.
Dupek: A co to za film?

No nie! :]
______________________________

Byłam dziś w kościele na 7 rano ha! :)

wtorek, 16 lutego 2010

Jakbyś przyszedł mi w takim garniturze do ołtarza to bym Cię wygnała.

Wczoraj oglądaliśmy "M jak Miłość" i stworzyliśmy obraz Jego ubioru na nasz ślub :) Para bohaterów poszła do galerii wybrać garnitur i na wieszakach wisiały czerwone i jasne garnitury.
Dupek: O fuj czerwony garnitur kto to nosi, po co to w ogóle produkują.
Ja : Jakbyś przyszedł mi w takim garniturze do ołtarza to bym Cię wygnała.
Dupek: Jo tam :]
Ja : hehe albo w niebieskim.
Dupek: Albo w zielonym.
Ja : Tia w różowym takim żarówiastym i w czarnej koszuli.
Dupek: I w białych skarpetkach :]
Ja : I w czarnych butach.
Dupek: I w za krótkich spodniach przed kostki :P
Ja : I do tego zielony taki żarówiasty krawat :]

W związku z powyższym wszystko ustalone, mój Dupek do ołtarza pójdzie w :
Różowym intensywnym garniturze, czarnej koszuli, zielonym żarówiastym krawacie, za krótkich spodniach, białych skarpetkach i czarnych butach :]

niedziela, 14 lutego 2010

Drogi pamiętniku


Drogi Pamiętniku

Jestem na łóżku w szpitalu, doktor mówi że będą mnie operować i mogę tego nie przeżyć. Potrzebuje nowego serca, potrzebuje również kogoś kto mógłby mnie wesprzeć w tych trudnych momentach, ale mój chłopak jeszcze nie przyszedł.
______________________
Drogi Pamiętniku


Operacja skończona, doktorzy mówią, że wszystko poszło zgodnie z planem, że się udała, ale ja nadal potrzebuje kogoś kto mnie mógłby wesprzeć w tych trudnych chwilach, ale jego cały czas nie ma.
______________________
Drogi Pamiętniku

Minął już tydzień, wyszłam ze szpitala, wszystko ze mną w porządku, mój chłopak nadal nie przyszedł, nie odbiera telefonu, więc teraz postanowiłam do niego pójść, bo bardzo się tym przejmuję.
______________________
Drogi Pamiętniku

Byłam u niego, długo waliłam w drzwi ale nie było nikogo, weszłam do środka, drzwi były otwarte i na stole była kartka papieru na której było napisane:

"Kochanie, wybacz mi, że nie mogłem Cię wesprzeć
w tych trudnych momentach, a wiem że tego potrzebowałaś.
Chciałem zrobić Ci prezent, moje serce już dla mnie nie bije,
ale jestem szczęśliwy że mogę Ci je dać, że nadal żyję w Tobie ..
Kocham Cię .."


Tekst który od 4 lat wciąż tkwi mi w głowie.
Szczęśliwych Walentynek, jakiekolwiek miałyby one być...

wtorek, 9 lutego 2010

Mama znów pojechała do Niemiec. Musiała. Teraz będzie sama z babką, babka nie ma rodziny, jest sama i Mama będzie pierwszą Polką u niej w domu. O wyjeździe dowiedziałyśmy się w czwartek więc od tego czasu wszystko na wariackich papierach. Latanie po lekarzach załatwianie recept, robienie zakupów, pakowanie... Wczoraj od rana musiałyśmy dużo rozmawiać, my jesteśmy lelochy, każda za sobą tęskni, więc rozmowy były konieczne. I żeby się pocieszyć wymyślałyśmy co zrobimy z pieniędzmi, które przywiezie :)

A ja załapię małą robótkę :) Co prawda na 18 dni i to z umową na dzieło ale kasa zawsze się przyda. Będę pracować za Mamę na kwalifikacji wojskowej, bo Mama już od ponad 30-tu lat związana jest z wojskiem. Tak zastanawiałam się nad moją rodziną i stwierdzam, że zdecydowanie mundurowi górą :P Dziadek od mojego ojca był milicjantem, Ojciec i wujkowie też. Babcia od Mamy dawała śluby, wujek jest kapralem, no i Mama w ewidencji :) Normalnie armia! :)

Dziś Dupek ma urodziny. My zawsze pytamy się co kto chce dostać bo wolimy uniknąć niechcianego prezentu.
Ja : Dupek co chcesz na urodziny?
Dupek: Nic nie chce.
Ja : Jak nic nie chcesz to są Twoje urodziny, musisz coś chcieć!
Dupek: E tam, dzień jak każdy inny.
Ja : Nie jak każdy inny, to jest Twój dzień, Twoje urodziny. Urodziny
są raz w roku. To jest dzień wyjątkowy a nie zwykły!
Dupek: No może.
Ja : Nie może tylko na pewno! Więc co chcesz dostać na urodziny?
Dupek: Ciebie chcę!
Ja : Mnie już masz, więc musisz chcieć coś innego :P

Po kilku dniach rozmyślań czego może chcieć w niedzielę oglądaliśmy na czwórce film o wilkach i kiedy zobaczył te małe szczeniaczki wieczorem napisał "Może pieska, no że od Ciebie by był"i to ma być owczarek lub husky (na którego Go namawiam).
Pomyślałam "ok w końcu się zdecydował". Ale...!
Wczoraj kiedy o tym rozmawialiśmy wyjaśnił mi dlaczego "że od Ciebie", otóż chciał od dawna takiego psa ale różne opinie słyszał na ten temat "no więc jak zobaczą że dostałem go Ciebie na urodziny to nie będą gadać", że niby co złego to Xyz?...
ci faceci!

Dopisek:

No i dziś nasza miesięcznica :) to już 69 wspólnych miesięcy wspólnie spędzonych :)

środa, 3 lutego 2010

Nauki czas zacząć.

Tak, właśnie tak. Muszę zacząć się uczyć. Już w czerwcu mam poprawkę. Muszę powtórzyć wszystkie zabiegi na twarz, ciało i kończyny. Muszę umieć wszystko co jest potrzebne żeby zaliczyć tak jak sobie obiecałam 28 sierpnia, na możliwie jak największą ilość punktów. Na szczęście wiem już jak wygląda ten egzamin i wiem jak mam napisać. Jedno powiedzenie jest w 100% trafne co do tego egzaminu "Nadgorliwość gorsza od faszyzmu", chciałam zabłysnąć wiedzą a najwyraźniej za dużo napisałam a jak jeden nauczyciel uczy tak, a drugi inaczej to na pewno musiałam spaść na pysk. Zabrakło głupich 3% teraz dam z siebie wszystko i będzie procent o wiele więcej niż trzeba.
Dlatego mimo iż do czerwca jeszcze 4 miesiące ja już zacznę powtarzać godzinkę dwie dziennie wtedy będę na bieżąco i będę spokojniejsza :)

________________________

Z innej beczki. Jedząc dziś obiad doszłam do wniosku, że jestem pokręcona.
Ja : Mamo jakieś dziwne te ziemniaki, nie smakują mi.
Mama: Takie kupiłaś.
Ja : No ja wiem ale ostatnio mam pochrzaniony smak.
Mama: Ty w ogóle jesteś pochrzaniona.
Ja : A wiesz, że coś w tym jest. Te podziugane ziemniaki mi nie smakują
ale te niepodziugane tak... dziwne nie.

Ale zaraz, zaraz nie tylko ja w tym domu jestem pochrzaniona. Np moja jamnisia (czyt. pies) jak się ją podniesie nad wanną to pływa na sucho :P A Mama ? ona już w ogóle jest pochrzaniona, jak nie śpiewa przez sen to ogląda tv, jak nikt. Leci jej ulubiony serial na Polsacie i jest jakaś ważna dla fabuły serialu scena:
Mama: Kurcze, a dlaczego ja nie oddycham?
Patrząc obiektywnie na ogół zdarzeń : Jak ja mam być tu normalna? :)
Ale wiecie co? Kocham to pochrzanienie w moim domu, przynajmniej jest wesoło :)

poniedziałek, 1 lutego 2010

Alleluja Lunatycy

Mama: Dzisiaj śpiewałam "Alleluja".
Ja : Jak? Kiedy?
Mama: No w nocy jak spałam. Śpię i śpiewam, no przez sen śpiewałam.
I obudził mnie mój własny śpiew, i chcę się zacząć śmiać a nie
mogę bo dalej śpiewam. Tak jakby coś kazało mi śpiewać.
I sobie myślę "ale jestem nienormalna".

Z tym śpiewaniem to chyba rodzinne bo ja swojego czasu nie śpiewałam przez sen ale cyrki odstawiałam równie zabawne. Co więcej, chodziłam przez sen. Któregoś razu wstałam z łóżka, wzięłam kołdrę za róg i poszłam na balkon. Przełożyłam jedną nogę przez balustradę i już chciałam przekładać drugą nogę ale Mama w porę mnie powstrzymała. Innym razem usiadłam na łóżku i wskazałam mamie na wersalkę mówiąc "Wyłącz ten telewizor", potem wskazując na półkę z pościelą kazałam wyjąć bluzkę w kwiaty bo zaraz idę do kościoła.Pominę już sytuacje kiedy rozmawiałam przez sen, a to potrzebowałam krzesełka, a to "Czarodziejkę z Księżyca" oglądać. Mój ojciec kiedyś w nocy wstał otworzył pufę i chciał do niej nasikać (że niby to sedes :P), dobrze że Mama nie spała bo by był problem :)
Fakt wygląda to przezabawnie ale czasem mogą być tego całkiem przykre konsekwencje. Mojej koleżanki brat kiedyś rano wstał z łóżka, wziął z kuchni największy tasak i szedł z nim na własnego ojca.
Skąd to lunatykowanie się bierze?

Dopisek:
Apropo tematu, dziś rozmawiałam z mamą i mówi tak:
Mama: Jak nie miałam 18 lat i mój starszy brat odjeżdżał z przepustki do wojska,
pociąg odjeżdżał nocą i on się ze mną chciał pożegnać. Ja usiadłam na
łóżku i złapałam za siennik od łóżka i powiedziałam "tu odsunąć deski,
tam leżą kartofle" i położyłam się na drugi bok i dalej spałam. Obudził
mnie śmiech brata i rodziców. Zdziwiona patrzę na nich co się dzieję a
oni mnie pytają "to co z tymi kartoflami?"