wtorek, 22 września 2009

Widzę że wywołałam sporo kontrowersji ostatnią notką J cieszę się że tak większość z Was moje blogowe koleżanki zrozumiało jej sens J

Sprawę ślubu tego kolegi zostawię już bez komentarza, jego ślub jego sprawa. Dla niektórych najwyraźniej liczy się każdy grosz nawet w takich sprawach…

Co do nas…to chyba w poprzedniej notce był przełom moich wszystkich stresów i kłopotów.

Twierdzę tak ponieważ wiele się zmieniło. Spędziliśmy miły weekend, przepełniony czułością i radością, tak jakbym wyczarowała to co chciałam aby było.

I po raz kolejny twierdzę z całą stanowczością, że sprzeczki i chwilowe konflikty są niezbędne każdemu związkowi, a chociażby dla oczyszczenia atmosfery. Jednym słowem Pan S. jest taki jak na początku naszej wspólnej drogi J a to mnie niezmiernie cieszy ponieważ takim go pokochałam niemalże od pierwszego spojrzenia.

Wrócił temat Dziecka…ale uwaga tym razem to z Jego strony. Czyżby poczuł to co ja w związku z macierzyństwem? Tego nie wiem, ale cieszę się, że podjął ten temat. Tylko że na razie musimy odłożyć tę decyzję na jakieś dwa lata co najmniej (o matkooo i ja to mówięJ ). Teraz niestety nie możemy sobie na to pozwolić, Jego firma odnosi sukcesy i pochłania prawie całą Jego uwagę (część uwagi skupia na mnie :P) a ja? Kwitnę zawodowo. Pracuję, na razie co prawda w biurze ale od stycznia zaczynam w swoim zawodzie. A Dziecko chcąc nie chcąc pokrzyżowałoby nasze plany. Jest też inny powód, musimy przygotować grunt pod wychowanie Dziecka, musimy mieć gdzie mieszkać a na razie póki co dobrze nam u swoich rodziców, gdzie (nie zawsze, ale czasem) możemy trochę odłożyć. A sprawą poprzedzającą narodziny naszego Maluszka jest Ślub, który jak każda z Was wie jest ogrooomnym wydatkiem mając na uwadze dużą rodzinę no i szerokie grono znajomych. Bo przecież nie ładnie zapraszać bez osoby towarzyszącej ( tak to miała być aluzja :P).

i wiecie co? jestem przeogromnie szczęśliwa :)

środa, 16 września 2009

Różnie to w życiu bywa, raz jesteśmy szczęśliwi a raz upadamy na pysk. Ja obecnie leżę na pysku...
Ostatnimi czasy jest nam obco, tak jak nie było nigdy, nawet kiedy się rozstawaliśmy czy kłóciliśmy. On przychodzi siedzi, nie odzywamy się do siebie i po 22 idzie do domu. Taka znieczulica. Nie wiem co jest tego powodem. Zero starań, czułości czy w ogóle bycia. Postanowiłam, że będę zachowywać się dokładnie jak On, niech zobaczy jak to jest kiedy ukochana osoba jest obojętna...
Druga sprawa... Mamy takiego kolegę, mieszka w innym mieście. Znamy się od pięciu lat ( chłopcy znali się już wcześniej).Wspólne wyjazdy na biwaki, wspólne wyjścia do pizzerii, wsparcie w chwilach smutku itepe. Kolega ten bierze ślub cywilny w październiku z kobietą z którą jest o rok dłużej niż my.I co? I poprosił Pana S. na świadka. No super przecież, tyle że zaprosił Go samego, beze mnie... Tłumacząc to tym że nie maja kasy i będzie tylko 14 osób. Kiedy Pan S. mi dziś to powiedział, poczułam się jakbym dostała z buta w pysk, w pysk na którym jak już wspomniałam w pierwszym zdaniu notki leżę... Najlepsi przyjaciele (oni), jesteśmy dobrymi znajomymi. Ja rozumiem naprawdę wszystko ale ja bym tak nigdy nie zrobiła. Oczywiście szanuję tę decyzję bo to ich ślub i ich sprawa kogo zapraszają ale... przykro mi trochę jest. On oczywiście tego nie rozumie, ale ciekawa jestem jakby On się czuł gdyby mnie koleżanka poprosiła na świadkową i zaprosiłaby tylko mnie, samą, bez Niego.
Ale może to ja jestem jakoś głupio wychowana? może to ja jestem jakaś głupia...

W sobotę mój brat jedzie ze swoim teściem do Anglii, do Scarborough. A 1 października lecą do nich mój tata, bratowa, jej mama i dzieciaki. Zostaniemy z mamą same, ale nie wykluczone że będziemy ich odwiedzać :)