środa, 1 lipca 2009

Nad moją rodziną na prawdę wisi jakieś fatum...pech czy inne dziadostwo...
W niedzielę zmarł mojego Taty wujek (mojej Babci brat), mąż tej którą chowaliśmy 2 miesiące temu. Co prawda byliśmy na jego śmierć bądź co bądź przygotowani, bo od miesięcy przebywał na oddziele paliatywnym ale....
to już 5 osoba z rodziny, którą pochowaliśmy w ciągu 7 miesięcy...Najpierw Babci siostra, potem Taty brat, potem Taty brata teściowa, potem Babci bratowa i teraz Babci brat, kto będzie następny???
Wiecie co było najgorsze? co mnie najbardziej wściekło?? podejście rodziny Taty ( Taty rodzeństwa i mojej Babci) do tego wszystkiego...oczywiście od Taty strony byliśmy tylko my (mama, tata i ja) i Taty bratowa ale oczywiście Babcia dupska nie ruszyła bo i po co.Przejść 700 metrów to za dużo prawda, Taty brat też nie przyszedł, nie wspomnę już o siostrze Taty z Giżycka.Na pogrzeb swojej siostry Babcia też nie raczyła przyjść, była tylko na pogrzebie swojego syna bo tylko i wyłącznie jego uznawała za swojego. Mój ojciec zawsze ze wszystkim był sam, nie mógł liczyć na wsparcie rodziny, miał przecież dwóch braci i siostrę ale po co pomóc?Babcia zawsze pomagała nieżyjącemu już synowi zawsze, brała dla nich wysokie pożyczki ilekroć potrzebowali i nie narzekała że sama musi spłacać bo oni się na nią wypięli... za to Tata ile razy poszedł pożyczyć na życie to zawsze słyszał "ale ja nie mam pieniędzy". Jak można nie mieć pieniędzy pobierając rentę po mężu zasłużonym milicjancie...
Żal mam ogromny do rodziny Taty, bo on biedny wiecznie musi sobie sam ze wszystkim radzić, na pogrzebie brata sam musiał wygłosić przemówienie (wujek był chowany bez księdza) bo nie było pana do tego...

Co poza tym u mnie? u nas? hmmm ja nadal jestem na stażu do końca sierpnia, od września do końca listopada będę na tej umowie postażowej trzymiesięcznej, z jednej strony to dobrze bo będę miała najniższą krajową czyli nieco ponad 900 zł netto więc nadgonię trochę, biorąc pod uwagę wysokość stażowego które obecnie otrzymuję czyli 670 zł netto.Od stycznia mam już zaklepany drugi staż tym razem roczny w salonie kosmetycznym w którym obecnie dorabiam i się doszkalam :) więc jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli przez najbliższe półtora roku o pracę martwić się nie będę musiała :)
Co u nas? dobrze, Pan S. pracuje od rana do wieczora więc widzimy się dwie godzinki dziennie i to od 20 ale nie narzekam, cieszę się że każde z nas oprócz siebie ma również swoje życie a nie tak jak inne pary które przebywają ze sobą praktycznie 24 na dobę. Nie widzę w tym nic złego, ale my tak byśmy nie mogli chyba. Przecież nawet jak już się mieszka razem to każde idzie do pracy i ma jakiś tam czas dla siebie, dla swojej pracy. Znam jedną taką parę osobiście, on nie pracuje a ona niedawno ową pracę dostała. Wcześniej byli ze sobą 24 na dobę, nocowali to u niego to u niej co dzień a małżeństwem nie są, nawet narzeczeństwem też nie, jeżeli im tak pasowało to oczywiście proszę bardzo nie krytykuję, ale ja wiem po nas że nie moglibyśmy tak non stop. Od tego mamy wakacje kiedy gdzieś jedziemy albo weekend jak Pan S. przychodzi w sobotę koło 18 a odchodzi w niedzielę o 12, wtedy ten czas lepiej smakuje :) Owszem czasem chciałabym mieć go tylko dla siebie przez dłuższy czas ale każdy żyje swoim życiem. Tym bardziej, że on ma swoją ukochaną firmę (wcześniej Jego taty) w którą dużo pracy wkłada już od 10 lat (tak zaczął już pracować jak miał jakieś 12 lat) i nie podejrzewam żeby z niej zrezygnował co mnie ogromnie cieszy bo cenie to, że woli pracować niż gnić w domu jak co niektórzy faceci, a teraz przyszedł sezon więc zaczęły się montaże, coraz to nowe zamówienia. Idzie ciepło, więc ludzie ocieplają domy i zmieniają ogrodzenia a że Pan S. z tatą mają najdłuższy staż swojej firmy więc robią ogrodzenie za ogrodzeniem, bramkę za bramką, balustradę za balustradą itd, itp. Cieszę się bo mają zarobek, ale jak patrzę na Jego poparzone, pokaleczone i pomalowane od farby ręce to aż ściska mnie serce. Coraz mocniejszy ból kręgosłupa od dźwigania ramek, przęseł i innych pierdół a pracy jeszcze przybywa...
Ja również mam swoje życie, rano pędzę na staż potem do Salonu więc jak wychodzę z domu o 7:40 to wracam często grubo po 17 zdążę odpocząć albo czasem i nie i przyjeżdża Pan S. I wiecie co? wcale nie narzekam na to że mamy tak dużo zajęć, cieszę się bo oboje robimy to co lubimy :) owszem razem też jest fajnie pobyć ale my od tego mamy wakacje, urlop :) wtedy wiemy jak korzystać z tego czasu :) bo wiem że takie siedzenie non stop i nic nie robienie czasem może zbrzydnąć, a czasem warto za sobą potęsknić :), może to pogmatwane ale tak właśnie jest. My mamy obie rzeczy, które są baaardzo ale to baaardzo ważne w życiu : mamy siebie i robimy to co lubimy robić :) to jest to szczęście. Nawet jak często rozmawiamy o naszej przyszłości to żadne z nas nie omija pracy zawodowej, to jakby nieodłączny element życia we dwoje :)

U nas w końcu trochę ciepła zawitało. W dzień jest tak okropnie gorąco, nie do wytrzymania za to pod wieczór troszkę pogrzmi, pokropi i na powrót robi się ciepło. Niech tego ciepła będzie jak najwięcej tylko prosiłabym o odrobinę wiaterku :)
Współczuję powodzianom...anomalia pogodowe robią straszne szkody, aż żal ściska serce kiedy oglądam w telewizji wiadomości lub inne programy poświęcone tej tragedii...

Ależ się rozpisałam :) czas kończyć bo połowa z Was pewnie już pousypiała,


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz