poniedziałek, 27 grudnia 2010

Jest 26 grudnia godzina 23:24, więc właściwie jest już po Świętach.
Jakie były? No cóż Wigilię i pierwszy dzień Świąt zaliczam do listy 16 najgorszych Świąt mojego życia. W te dni jedynie relacja z moja Mamą trzymała mnie na nogach. Z Nim? hmm momentami mam wrażenie, że w ogóle Go nie znam a tym samym nie wiem czy go w niektórych momentach kocham. Wigilię podzieliłyśmy się z Mamą opłatkiem i zauważyłyśmy, że Święty Mikołaj w niewidzialny sposób nas odwiedził :D
Potem przyszedł On, pożyczyliśmy sobie wszystkiego dobrego i wręczyliśmy prezenty a potem się pokłóciliśmy i podejrzewam, że gdyby to nie było stratne to rzucalibyśmy w siebie czym popadnie. W pierwszy dzień Świąt leniuchowałyśmy z Mamą oglądając tv. Zapomniałam już jak to jest rozpływać się w błogim lenistwie :) Oczywiście nie obyło się bez spięcia z Nim. Szczerze mówiąc od jakichś dwóch tygodni był może tylko jeden dzień w którym się nie kłóciliśmy więc przestało mi zależeć na tym czy jest zgoda czy nie, chyba "zobojętniałam".
Dziś w drugi dzień Świąt też pozwoliłam sobie poleniuchować, wzięłam kąpiel w ozonie nadrobiłam zaległości w Farm Ville a potem obejrzałam z Nim "Miłość na wybiegu". Tak, obyło się bez kłótni. Rozmawiałam dziś też przez telefon z moim Bratem, Bratową i z Chrześniaczką i tak bardzo zapragnęłam być teraz z nimi :)

W kwietniu kończy mi się staż więc jest nadzieja na wyjazd, nie wiem jeszcze co prawda jak to się ułoży z Nim ale jest jeszcze sporo czasu więc los sam poukłada moje ścieżki.
Cieszę się, że już jest po Świętach bo jutro pójdę do pracy i zostawię wszystkie problemy w domu i odpocznę od codziennych spraw :)
Nie lubię Świąt.

Wesołego po Świętach :)

niedziela, 12 grudnia 2010

o tym pomyślę dopiero po ślubie

Siedząc w pracy i rozmyślając różne tematy często sięgam w głowie do szuflady ze wspomnieniami. Ostatnio przypomniał mi się temat pierwszego razu :D
Zawsze spotykając się z nim, bałam się jak zaczniemy ten temat, bo w końcu jedną z opcji bycia ze sobą jest pierwszy raz. W naszym przypadku oboje byliśmy dziewicami :D (no trudno aby niespełna piętnastolatka była już rozdziewiczona :D a on miał lat 17 i wcześniej żadnego poważniejszego związku). Nie chodziliśmy nie wiadomo ile długo i szczerze mówiąc chciałam po części mieć to już za sobą żeby móc stwierdzić czy to co starsze koleżanki mówiły na temat pierwszego razu jest prawdą. Planowaliśmy wyjazd pod domek i tego też się bałam szczególnie, że wcześniej żadnej rozmowy nie prowadziliśmy na te tematy. Pamiętam tylko, że na początku naszego bycia przy oglądaniu filmu on stwierdził, że on o seksie pomyśli dopiero po ślubie :D
Aleee … bo miałam mówić o rozmowie na ten temat a nie o tym jakie mamy zasady :D Którejś nocy kiedy wracaliśmy z dyskoteki gadaliśmy sobie o różnych sprawach i on powiedział , że śniło mu się że to robiliśmy. Ja oczywiście zaczęłam się śmiać bo przypomniało mi się jego stwierdzenie kiedy o tym pomyśli. Nie było żadnego namawiania, że on chce i koniec. Zapytał tylko jakie ja mam na ten temat zdanie.
____________________________________________________

Święta za dwa tygodnie. Dwa dni których bardzo się boję. Nie wiem czemu ale nie przepadam za świętami. Od zawsze od kąd pamiętam w święta płaczę no może jednego roku był wyjątek. Próbuję poczuć ten klimat, oglądam wszystkie świąteczne reklamy, słucham świątecznych piosenek i nic. Kupiłam już nawet połowę prezentów (czyli 2 :D) i dalej nic...
Chore nie?
Mamie kupiłam łańcuszek z puzderkiem na 2 zdjęcia, szefowej jako upominek kalendarz z grawerem. Jemu miałam zamiar kupić łańcuszek ale srebro tak zdrożało że jestem w ciężkim szoku, chyba kupię mu fajerwerki. No i jeszcze muszę jakieś drobiazgi dla chrześniaczki i bratanka kupić bo rodzice bratowej 21 grudnia lecą do brata mojego więc im wezmą.
W tym roku święta kojarzą mi się z wydatkiem kasy, obżarstwem i z tym, że już się martwię że kasa się kończy...

piątek, 3 grudnia 2010

czas pędzi do przodu

czas pędzi do przodu, nie do tyłu.
mijają dni a ja sobie zdałam sprawę że to już ostatni miesiąc roku.
Ostatnio przychorowałam, zapalenie zatok, w związku z czym musiałam brać antybiotyk.
Od trzech dni miałam straszne mdłości, takie że prawie pędziłam do łazienki. Dupek pomyślał, że może jestem w ciąży. Szczerze mówiąc to mogłoby być najtrafniejsze wytłumaczenie. On chyba się ucieszył myślą, że moglibyśmy być już rodzicami. Zrobiłam test, w podświadomości też chciałam żeby były dwie kreski. Ale była jedna. Nigdy nie widziałam takiego zawiedzenia w jego oczach. Najpierw posmutniał, powiedział, że miał nadzieję na dwie kreski a potem mnie przytulił i nie puszczał. Wtedy zdałam sobie sprawę, że on na prawdę chciałby już. Ale ja nie chcę traktować dziecka jako zachcianki.
Dyskusje są i owszem, ale najpierw musimy do czegoś dojść :)

Poza tym, u lekarza nie byłam, bo w dzień wizyty dostałam miesiączkę, a potem stwierdziłam, że jak mam iść pokazać to i owo i usłyszeć to co zawsze to jaki jest tego sens? a no i zostawić 130 zł. pojadę w lutym.
W pracy sezon ogórkowy, pustki. Dobrze, że wypłatę mam pewną bo jakbym była na procencie to kruchutko by było :)

czwartek, 18 listopada 2010

się żyje

Żyjemy, pracujemy i cieszymy się tym co mamy :)
Ostatnio usłyszałam pytanie "co sądzisz o tym żebyśmy pomyśleli o dziecku?". Zdębiałam...
Przecież jakiś czas temu bardzo pragnęłam dziecka, chciałam żeby już istniało. A teraz?
Chcę i nie chcę.
Boję się że być może nie podołam obowiązkowi bycia matką. Jestem cierpliwa, odpowiedzialna i wiem, że to nie zabawa ale... Dziecko wcale nie jest trudno wprowadzić na świat, schody zaczynają się wtedy kiedy trzeba to dziecko wychować, zapewnić mu byt i stworzyć ciepło domowego ogniska.
Mamy jeszcze czas na te rozmowy, oboje wiemy że najpierw trzeba się zaręczyć, wziąć ślub a dopiero potem myśleć o dziecku. Tylko kiedy my mamy to zrobić?
___________________________
Jutro jadę do lekarza na kontrolę, mam nadzieję że dowiem się, że torbiel zniknęła i jestem już zdrowa :)
___________________________
Z rzeczy przyjemniejszych, mój tatuażowy nabytek :)

piątek, 12 listopada 2010

o wyjeździe

Nareszcie jestem w domku :) przylecieliśmy przed wczoraj. Cieszę się i się nie cieszę. Zostawiłam tam moją bratanicę, brata, bratową, bratanka, tatę. Ciężko było mi się żegnać z bratanicą obie płakałyśmy w głos. W piątek zrobiłam sobie tatuaż, Dupek też. Zaszaleliśmy. Oboje mamy na wewnętrznej stronie nadgarstka i oboje mamy to samo, chiński znak szczęścia. Jego rodzice jeszcze nie zobaczyli, mam nadzieję że Go nie wyrzucą z domu :P
Więcej napiszę jutro kiedy dojdę do siebie, rozpakuję się itede :)

__________________________________
Postanowiłam, że opiszę wszystko w jednym żeby zamknąć wyjazd raz na zawsze :)
Pojechaliśmy 21 września - a właściwie polecieliśmy. Strasznie bałam się lotu - wiadomo pierwszy raz. Przy starcie, skręcaniu i lądowaniu ściskałam muskuł dupka mojego :) Pierwsze 2 tygodnie oswajaliśmy się z miastem. Zobaczyłam w końcu po roku czasu moją ukochaną - moją bratanico chrześniaczkę :) no i bratanka. Pomogliśmy się mojemu bratu przeprowadzić do nowego domu. Mieszkaliśmy z moim tatą. 3 października poszliśmy pierwszy dzień do pracy na 12 godzin. Właściwie to był taki dzień który ominęła organizacja. W ogóle nie wiedzieliśmy co robić trochę tu trochę tam.Potem przez 5 dni pracowaliśmy po 6 godzin. Ja zazwyczaj przez te dni byłam na pakowaniu czyli łapaliśmy tacki z jabłkami z taśmy, pakowaliśmy w woreczki, metkowaliśmy i po 10 sztuk do kartonu i z powrotem na taśmę, Dupek za to na patyczkach czyli obrywał ogonki z jabłek i wtykał w to miejsce patyczki.
Potem od siódmego dnia zaczęły się dwunastki, czyli 12 godzin stania i non stop praca. Nie wolno było ani się na chwilę oprzeć o blat ani postać bezczynnie. Ja zazwyczaj maczałam jabłka w czekoladzie i obsypywałam albo posypką albo malutkimi piankami marshmallow. Przy odrobinie szczęścia poszliśmy nawet razem na przerwę, bo nie wiem czemu ale tam mają taki głupi zwyczaj że rozdzielali pary - chore...
Z dniem wolnym raczej też było ciężko, bo jak mi przypadł w czwartek to Jemu w piątek. Całe szczęście mieliśmy dobrego przełożonego ds. personelu itepe, bo pozwalał nam się zamieniać więc wolne mieliśmy razem :)
Ostatnie dwa tygodnie dostaliśmy się pod skrzydła mojej bratowej kuzyna i do końca pracowaliśmy już razem bo u niego jak o 8 rano zaczęliśmy pracę to w tym samym miejscu pracowaliśmy do 20 więc nikt wyższy stanowiskiem nie mógł nas rozdzielić :) U niego maczaliśmy jabłka a toffi które tak na prawdę jest karmelem :) przynajmniej dla Anglików.
Ostatni dzień pracy czyli czwartek 4 listopada. Po południu byliśmy już w pracy a w sobotę poszliśmy zrobić sobie tatuaż :) marzyłam o nim od lat, a przy okazji Dupek się skusił, zapłaciliśmy po 20 funtów. W piątek wieczorem pojechaliśmy po wypłatę a potem poszliśmy nad morze na święto ognia. Dziwny zwyczaj a raczej okazja do wypicia :) Oni zbierają meble wynoszą je na podwórko, ulicę lub morze i palą je przy czym puszczają fajerwerki. W sobotę pojechaliśmy do mojego brata na małą popijkę :) z bratową siedziałyśmy do 2 w nocy. W niedzielę w mojej mamy urodziny wzięłyśmy moją chrześniaczkę i poszłyśmy na miasto, do kasyna, nad morze i na spacerek. Małej tak się podobało że aż nie chciała wracać do domu. W poniedziałek ostatnie zakupy i pakowanie, trochę było mi już smutno. We wtorek o 10 wyjazd na lotnisko a chwilę później pożegnanie z Małą, było mi bardzo ciężko bo nie wiem kiedy teraz ją zobaczę, obie płakałyśmy. Całą drogę na lotnisko przepłakałam.
Lot minął spokojnie i bez turbulencji. A kiedy postawiłam nogę na polskiej ziemi poczułam się jak w domu :) Wylądowaliśmy o 17:05 w Warszawie a w domu byłam dopiero koło 21 bo wyjechać z Warszawy o tej porze graniczyło z cudem.
Wczoraj byłam już w pracy a dziś odpoczywam. Jeszcze do siebie nie doszłam.
Mam nadzieję, że wrócimy tam w przyszłym roku. Rozmawialiśmy z moim bratem i z naszymi zawodami nie byłoby nam tam ciężko. Jego rodzice z wczorajszej rozmowy wywnioskowałam, że nie mieliby nic przeciwko. Zobaczymy :)
Teściowa nawet ucztę z moim ulubionym jedzeniem przygotowała :)

To by było tyle na temat wyjazdu :)

niedziela, 31 października 2010

czasem krowa może się wykoleić

Dziś zrobiliśmy sobie wolne. Ostatnio powiedziano nam w pracy że dnia wolnego przez jakiś czas nie będzie i tak przez 10 dni pracowaliśmy po 12 godzin na dobę z czego na sen było jakieś 6 godzin nawet nie bo 2 godziny zajmował nam dojazd bo autobus do pracy mamy godzinę przed rozpoczęciem pracy a do fabryki jedzie się 22 minuty, potem powrót, jakaś kolacja i zostaje 6 godzin na sen. Przez trzy dni mięliśmy zrobić 200% normy po czym będzie dzień wolny. Tym dniem miała być sobota tj. wczoraj. W piątek nie dano nam odpowiedzi czy mamy wolne czy nie, więc wczoraj poszliśmy do pracy za to dziś zostaliśmy w domu.
Okropnie boli mnie kręgosłup. Całe szczęście 5 listopada koniec pracy i 9 listopada do domu. W końcu obejrzę "M jak Miłość" :)

Dziś planujemy pójść nad morze, do kasyna i do centrum handlowego no i oczywiście gdzie? - do McDonald :)

wtorek, 19 października 2010


Czas leci prędkoo :)
Pracujemy już trzeci tydzień, non stop po 12 godzin i jeden dzień wolny. Dziś poszliśmy kupić starter do internetu i wreszcie mam prawą rękę :)
Każdego dnia jabłek, czekolady i karmelu mam pod dostatkiem :)
Chyba wypadłam z tej weny blogowej ale obiecuję poprawę :)

Buziaki :)

wtorek, 28 września 2010

żyję

Jestem, nie zapomniałam o blogu i o was :)
21 września mieliśmy wylot z Warszawy do Doncaster, lot minął lepiej niż myślałam. Strasznie bałam się jakiejś niedaj Boże katastrofy czy coś. Przy każdym wzniesieniu czy zmianie kierunku ściskałam Dupka za rękę. Potem już tylko został dojazd do Scarborough.
Miasto jest przepiękne czyt. Morze Północne jest przepiękne. Przypływ, odpływ wszystkie fale. Mogłabym tam szczerze mówiąc namiot nawet rozbić :)
Tuż za plażą jest promenada (czyli taka dłyga ulica) na której jest dużo kasyn. Można wygrać pieniądze i fanty. Razem z Dupkiem wygraliśmy takiego wielgaśnego lizaka w którym było dużo małych lizaków. Zobaczyłam moją bratanicę i widzę ją codzień, własnym oczom nie wierzę jak ona wyrosła przez ten rok :)
U Taty jeszcze nie mam internetu, będę miała na dniach dlatego dopadłam komputer brata. Teraz coś dla oczu :) widok z mostu :)

sobota, 28 sierpnia 2010

ta dam!




:) zdałam egzamin zawodowy :) udało się, widać rok czekania nie poszedł na marne :):)
Dostałam również Europass w języku polskim i angielskim :)
Kamień spadł mi z serca, że w końcu mam to z głowy :)
__________________________________

Bilet na wyjazd już kupiony, 21 września lecimy do Anglii :)
Poradziłyśmy sobie z Mamą, same, tzn z pomocą banku :)

Wszystko się powoli układa, odpukuję w niemalowane :)

niedziela, 8 sierpnia 2010

szef

Ponieważ moja szefowa jest mężatką posiadam również szefa. Bardzo ją kocha i czuć to na milion kilometrów :)
Ja: Mąż Cię kocha, strasznie to widać.
Szefowa: Noo a żebyś wiedziała jak on się martwi, wyjadę tylko z domu
i zadzwonię np kiedy stoję na przejeździe bo czegoś zapomniałam
to on odbiera z takim strachem jakby coś się stało.
Ja: Pięknie się do Ciebie zwraca, tak zdrobniale.
Szefowa: On od zawsze tylko Dominisia do mnie mówił, jak mnie przedstawia
kolegom"to jest moja żona" to oni "tak wiemy - Dominisia!". Raz
kiedyś rozmawiał z babcią i powiedział "No bo Dominika coś tam"
to tak to dziwnie zabrzmiało conajmniej jakby powiedział do mnie
"ty szmato" :D
Ja: My z moim Sebastianem też się pięknie do siebie zwracamy.
Szefowa: Jak?
Ja: "ty Dupku"
Szefowa: Wy to już wogóle iksy :P

__________________________________

Co u nas?a no żyjemy, bardzo szybko ale żyjemy :) zapracowani, zmęczeni ale spełnieni.
21 września lecimy do Anglii na półtora miesiąca :) już się nie możemy doczekać.
Mało się kłócimy, a jak już to na drugi dzień bez zbędnych fochów jest zgoda :)
W ogóle ostatnio wszystkie problemy znikły z mojego życia, aż strach się cieszyć żeby to co dobre się nie zeźliło :)

piątek, 2 lipca 2010

pozycje

Dupek: Majka niosła reklamówkę w pyszczku.
Mama: A nie kiwała się?
Dupek: Niee, bo szła na stojąco.
Ja : A to można iść leżąc?
Mama: Noo, Majka chodzi w pozycji leżącej.
Ja : Ahh to są różne pozycje chodzenia, chodzić na leżąco, chodzić
na stojąco :)

Jak to jest z tymi pozycjami? :D

środa, 30 czerwca 2010

państwo na włościach

Dziś w końcu udało mi się wyciągnąć Dupka, żeby mi pokazał jak wygląda ziemia którą jest w trakcie kupowania. W żartach mówimy, że tę ziemię kupił dla mnie :D Ziemia ta oddalona jest od naszej miejscowości o około 10 km, czyli prosto mówiąc jest na wsi. Zawsze nie było czasu albo coś a, że dziś skończył prędzej to pojechaliśmy najpierw do solarium, jako że oboje cały dzień przesiedzimy w budynku (cała praca) więc trzeba wspomóc opaleniznę, a potem właśnie pojechaliśmy na nasze włości :D przejechaliśmy połowę drogi. Wiejskie rarytasy dały nam się w nos:
Ja : Oooo czuć już dom :D
Dupek: Głupia :D

Droga do tej ziemi była przecudowna, zachodzące słońce, pola wysiane rzepakiem :) mmmm wymarzone miejsce na niedzielne wędrówki.
Ja : A kupisz mi ciągnik?
Dupek: Noo :)
____________

Ja : Jakie piękne konie, kupisz mi konia jak będziemy już tu mieszkać?
Dupek: Kupię.
Ja : Super, las trzy kroki od domu, to jeszcze kup mi nikona i mogę siedzieć
w domu :D
____________

Ja : W sumie to można by było rowerem te 10 km pyknąć, schudłabym :D
Dupek: Toć tam :)
Ja : To jak nie będę miała prawka to będę jeździć rowerem do Mamy :)
____________

Tośmy sobie pogadali, szczególnie on :)
Zakochałam się w tym miejscu w którym kupił ziemię. Była tam kiedyś mleczarnia i ten budynek nadal stoi, w środku w gratisie jest ponad 100 pustaków. Doszliśmy do wniosku że przerobimy to na dom a z tyłu za podwórkiem będzie jego warsztat i biuro :)

niedziela, 27 czerwca 2010

miłości moje

Każdy ma swoje miłości, niektórzy je rozwijają a niektórzy zostawiają uśpione gdzieś głęboko. Moją główną miłością jest sztuka makijażu. Zadziwiające jest to wiele rzeczy potrzeba, żeby stworzyć cudo które zachwyca. Uwielbiam dotykać kosmetyki, uwielbiam je wąchać. Uczucie z jakim mieszam podkład na dłoni a potem równomiernie raz przy razie rozprowadzam go na twarzy osoby którą maluję wywołuje na mojej twarzy spokojny uśmiech którym zarażam (podobno). Uwielbiam zapach podkładu Revlon i kamuflażu Kryolan, kiedy zaczynam go wąchać podobno wyglądam jak narkoman :) Chciałabym jeszcze spełnić swoje marzenie: makijażowanie do sesji zdjęciowych.

Drugą miłością ciut mniejszą jest fotografia. Od małego na wszystkich półkach widniały pudełeczka ze zdjęciami rodziny, znajomych i obcych. Chrzty, komunie a nawet i pogrzeby. Moja Mama ma tytuł mistrza fotografowania i przez wiele lat prowadziła swój zakład fotograficzny. Nic dziwnego, że i mnie ciągnie do fotografowania. Sprzęt mniejszy gości w domu a Globica stoi w piwnicy i odpoczywa.
______________________________________________
Tęsknię ogromnie za moją małą Amelką. Nie myślałam,
że będzie tak ciężko. Już 9 miesięcy odkąd wyleciała
do Anglii i do tej pory nic nie czułam , żadnego smutku.
Od piątkowej rozmowy z nią serce mi krwawi każdego
dnia. Myślałam, że będzie łatwiej.

"Tęsknota jest najdokładniejszym sposobem pomiaru siły miłości."

środa, 23 czerwca 2010

i co to ma być

Stres mam niesamowity, to już jutro. Jest gorzej niż rok temu, bo mam świadomość co oznacza kolejna oblewka... Dziś rano myślałam że umiem to co powinnam, ale... Xyz zawsze jest przeczulona i zagląda do internetu żeby sprawdzić jak mniej więcej ma wyglądać ten zawszony projekt i co? i jajko - Xyz wie tylko jak mają wyglądać wskazania i przeciwwskazania, preparaty, aparatura i przybory, metodyka i zalecenia do domu. A gdzie Tytuł projektu, założenia i diagnoza, które ilościowo tworzą prawie połowę całości pracy??? no jak to gdzie? w internecie. Dobrze, że zajrzałam tam w pracy do tego w internetu, bo mam internet w komórce a nie na przykład jutro rano albo i po egzaminie. Chciał - nie chciał noc nie moja... Ale muszę się poświęcić, nie zniosę kolejnego roku czekania i myślenia o tym głupim egzaminie. Z tego miejsca dziękuję moim dwóm nauczycielkom, za mój strach przed jutrem, gdyby miłe panie nie toczyły boju a szczególnie jedna, tego by nie było.
Trzymajcie proszę jutro kciuki od 9:00 przez 240 minut tj. 4 godziny, będę wdzięczna. Pójdę z duszą na ramieniu...
Przygotowana na najgorsze...

Dopisek 23.06.2010r. godz. 23:46
Lipa będzie, dali to czego nawet nie mieliśmy w szkole. Coś napisałam, zapisałam 6 z 7 możliwych stron. Kolejność czynności powinna być prawidłowa. Całe szczęście że nauczyłam się tych założeń i diagnozy bo chyba bym popłynęła. Z mojej klasy pisałam tylko ja i jedna koleżanka. Wyniki w ostatni piątek sierpnia więc sporo czekania przede mną. No ale cóż, teraz mogę zabrać się za książkę :) a tymczasem czekam na Mamę bo jest w drodze z Niemiec :)

poniedziałek, 21 czerwca 2010

leń

taki mały, niedzielny :) nic mi się nie chce a o nauce nie ma już żadnej mowy. Co prawda umiem już to co umieć powinnam ale lepiej jak poćwiczę te upiorne projekty niż miałabym o czymś zapomnieć w trakcie egzaminu. Chciałabym mieć to już za sobą bo chcę już zacząć czytać książkę od Niedyskretnej, tak bardzo mnie kusi, że czuję że połknę ją w 5 minut.
Pierwszy raz od jakiegoś czasu czuję, że życie mi się prostuje małymi kroczkami. Co prawda nie wszystko jest tak jakbym chciała, ale... nie od razu Kraków zbudowano :)
W pracy jest super, fakt są wybredne klientki ale i tak jest cudownie. Szefowa ze mnie zadowolona, może sobie odpocząć a przy okazji pieniążki się zarabiają. Planujemy małą rozbudowę, kosztorysy zrobione. Teraz tylko zakupy i możemy działać, puki co obowiązuje mnie tajemnica handlowa więc ciii :)
Nadal jestem na diecie. Pilnuję dni, dozwolonych produktów i wszystkich reguł doktora Dukana. Nawet weszło mi w nawyk sprawdzanie jaki produkt ile ma tłuszczu i węglowodanów :) czasem przyjdzie chwila złamania, skuszę się na jednego mojego ulubionego chipsa ale to tylko raz na parę dni :) Nadal ćwiczę i dużo się ruszam. Nawet cukru nie używam, tylko słodzik i to w minimalnych ilościach, jestem nawet skłonna odstawić słodzik :) Przed wczoraj posmakowałam herbatę Dupka (3 łyżki cukru na szklankę herbaty) - wszystko wyplułam do zlewu :)
Czuję, że to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu :) kolejne stracone kilogramy coraz bardziej utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Od zeszłego czwartku ubyło mi 3 kilo :)

Ostatnio mam hopla na punkcie FarmVille, mam już nawet krowę :) Nawet Dupka zaraziłam.

Dziś wybory prezydenckie, poszłam, postawiłam krzyżyk, mam nadzieję że wygra ten na którego głosowałam. Jak na razie w sondażach ma największe poparcie.
A Wy spełniłyście Wasz obywatelski obowiązek?? :)

Miłej niedzieli.

czwartek, 17 czerwca 2010

szesnasty

Była dziś u mnie ta długosiedząca koleżanka.Fajnie nam się gadało bo dawno się nie widziałyśmy (około tygodnia). Zjadłyśmy dukanowskie tosty z paluszkiem rybnym, pogadałyśmy i przyjechał Dupek. Jej mama zmartwiła się, że długo jej nie ma a dziś szesnasty. Koleżanka zeszła na chwilę do mamy i wróciła z powrotem. Siedzimy w ciszy patrząc w telewizor, cała nasza trójka. Nagle ona mówi:
Ona: No to ja nie będę bo ty i tak masz więcej.
Ja : ... (tu pada jej imię) ale czego mam więcej.
Ona: Nie wiem, ale ty masz więcej.
Ja : Będzie atak?
Ona: Chyba, ale więcej masz i tak to ja nie będę.
Ja : ... (jej imię) nie strasz mnie proszę bo ja nie wiem co robić.
Nagle zaczęła się trząść, ruszać rękoma i nogami, ślinić się i ruszać głową. Ja wpadłam w panikę ale Dupek zachował zimną krew i na mnie ryknął żebym się ogarnęła. Kazałam mu trzymać jej głowę, żeby się nie udusiła. Całe szczęście, że znam ją trochę, wiem że jest chora na padaczkę i że np telefon domowy ma nieaktywny i wiem mniej więcej kto mieszka w jej sąsiedztwie. Zadzwoniłam do jej sąsiadki żeby powiedziała jej mamie, że ma atak i pobiegłam po swoją sąsiadkę która jest pielęgniarką. Kiedy koleżance minął atak sąsiadka kazała ją tak zostawić aż przyjedzie jej mama. Jej mama przyjechała po nią, poczekały chwilkę aż będzie w stanie iść i pojechały.
Sama świadomość tego, że jest chora niestety nie wystarczy. Niby wiele razy rozmawiałyśmy o tym jak ja miałabym postępować na wypadek gdyby dostała ataku ale to nie wystarczy. Dziękuję Bogu że był Dupek który mnie przywołał do porządku i że ona dostała tego ataku u mnie w domu. Bo co by było gdyby dostała go w drodze do swojego domu? czy ktoś by jej pomógł? skąd by wiedzieli dokąd dzwonić? zadzwonili by na pogotowie i dopiero z tamtąd by ją zawieźli do domu, bo sprawdziliby adres w dowodzie.
Myślę, że od dziś będzie miała nauczkę, żeby szesnastego nie wychodzić z domu, bo od lutego co miesiąc szesnastego ma atak.

piątek, 28 maja 2010

Dopisek: Moje drogie, proszę o przeczytanie całego tekstu i ewentualne komentowanie tekstu pod względem ogółu, a nie pretensji i komentowanie fragmentu wyrwanego z kontekstu (tj. tego, że jako przykład podałam zachowanie niektórych kobiet w czasie sytuacji kryzysowych jak wojna np)



On : Gdyby nie ja nie istniałabyś.
Ona: Mylisz się, dużo bym zdziałała.
On : Oczywiście, wszystkie sukcesy zawdzięczasz mnie, ten dom to też moja
zasługa.
Ona: A to że ja zapieprzam jak głupia, dojeżdżam do pracy 200 km i urabiam
łokcie to się nie liczy?

No właśnie jak to jest z tymi zasługami, jak to jest z tym wszystkim?
Kobiety od dawien dawna były bardziej zaradne. Weźmy na przykład najstarszy zawód świata np w takim obozie zagłady, niektóre kobiety czy to z pobudek osobistych, desperackich czy wygodnickich wolały oddać się i mieć spokój choć na jakiś czas niż tyrać jak inni w tym mężczyźni. Obozy zagłady nie są jedynym przykładem, spójrzmy na różne kochanice królów, prezydentów czy innych premierów. Mało znanych jest przypadków ażeby mężczyźni w taki sposób ułatwiali sobie życie.
Odbiegając od sposobu załatwiania spraw przez co niektóre kobiety spójrzmy na rozwój emocjonalny, intelektualny i wszelki inny. Nie bez kozery mówi się, że mężczyzna intelektualnie równa się kobiecie o 2 lata starszej. Postawmy obok siebie 19 letnią dziewczynę i 19 letniego chłopaka. O czym każde z nich myśli? Dziewczyna myśli o tym żeby poznać fajnego chłopaka który będzie miły, zabawny itepe, który sprawi, że ona poczuje się jak księżniczka. A on? on myśli tylko o tym żeby iść z kumplami wypić, poodstawiać numery i nie przejmuje się niczym. I gdzie każde z nich zajdzie? Dziewczyna najprawdopodobniej spotka tego wymarzonego, będą się spotykać, ona dostanie pracę i będą wiedli szczęśliwe życie. Chłopak jeżeli nie trafi na kogoś kto go naprostuje trafi raz, drugi, trzeci na dołek albo co gorsza zrobi komuś krzywdę. Mamy odpowiedź na pytanie dlaczego w większości związków to mężczyzna jest starszy i dlaczego większość ludzi musi żyć w parze, bo jedno naprowadza drugie na dobrą drogę.

W Biblii napisano że bóg wyjął żebro Adama i ulepił z niego kobietę, czy aby nie było odwrotnie? Mężczyźni zazwyczaj są jak dzieci, nie od parady popularne stało się powiedzenie większości mężczyzn "Kochanie chodź już spać, bez Ciebie nie usnę". To my kobiety sprawujemy nad nimi pieczę, opiekę.
Druga sprawa jak mogłyśmy być stworzone z żeber mężczyzny skoro mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus?
Jak to możliwe żeśmy się spotkali na Ziemi i którą planetę wobec tego Bóg stworzył najpierw? Można by pomyśleć, że jeżeli oni są z Marsa a my z Wenus a spotkaliśmy się na Ziemi to na innych plantach musiało być podobnie. Może mamy swoje "innoplanetowe" odpowiedniki :)

poniedziałek, 17 maja 2010

Dupek: A jak Ci powiem, że Cię kocham?
Ja : Yyyy no to nie wiem.
Dupek: Ale jak nie wiesz?
Ja : No bo nigdy mi tego nie powiedziałeś.
Dupek: Jak nie, a przed chwilą?
Ja : Zapytałeś mnie tylko co będzie jak mi to powiesz.
Dupek: Kocham Cię.
Ja : Fajnie :)

Trochę dziwnie jak na pierwszy raz :D
A teraz jak to brzmi?

Buzi, buzi.
Dupek: Kocham Cię.
Ja : Ja Ciebie też, uważaj na siebie.
Dupek: Ok, dobranoc pa.

Tak wygląda akt pożegnania :D

poniedziałek, 10 maja 2010

:)

Byłam na dyskotece, musiałam odreagować wszystkie stresy. Wszyscy wokół mi przypominają o tych upiornych egzaminach. Nawet dobrze się bawiłam , tylko ta presja czasu mnie przybijała do podłogi. Koleżanki starały się żebym nie żałowała, że poszłam. Na początku było drętwo, najpierw wypiłyśmy trochę czystej ( u mnie w piwnicy:) ) no i w klubie po piwku na przedłużenie lepszego humoru. Jak to my oczywiście tańczyłyśmy w kółeczku, moja kuzynka i dwie koleżanki. Kurcze teraz już wiem, że nie zapomnę tej dyskoteki do końca życia :) Poznałam kogoś. Trochę dziwnie mi o tym pisać bo nigdy takie coś mi się nie przydarzyło żeby na dyskotece z obcym chłopakiem tak dobrze się dogadywać. Przyłączył się do nas, tańczył przy mojej kuzynce nie odrywając ode mnie wzroku. Trochę mnie to peszyło ale procenty w głowie nie dały po sobie poznać. Kuzynka rzucała mu się na szyję, obejmowała go a ja tańczyłam i się do niego uśmiechałam. Kurcze jakbyśmy byli w jakimś trójkącie :P On tylko tańczył w jednej ręce trzymając papierosa a w drugiej butelkę z jakimś trunkiem. Nagle znikł… „no tak koniec mojej przygody w miłosnym trójkącie” pomyślałam. Muzyka dalej grała, a my się bawiłyśmy. Nagle czuję czyjąś ciepłą rękę na moich plecach, odwracam głowę a to ten chłopak do którego moja kuzynka puszczała końskie zaloty. No więc tańczymy :) nigdy tak się nie wytańczyłam i powiem szczerze, że potrzebne mi było trochę szaleństwa. Ja jestem gadułą a w klubie było tak głośno, że nie możliwym było zamienienie ze sobą paru słów, a ten chłopak naprawdę mnie zafascynował. Wyszliśmy na dwór i przeszliśmy się parę razy dookoła klubu. Rozmowa strasznie nam się kleiła, jeszcze nigdy z nikim nie miałam takiego kontaktu od pierwszego spojrzenia. Potem wróciliśmy do środka i dalej się bawiliśmy. Kurcze nie pomyślałabym, że są tacy faceci którzy są tacy wylewni w słowa przy pierwszej rozmowie. No ale to co dobre szybko się kończy i dziewczyny chciały już iść bo było grubo po 2 w nocy, on widząc to zaproponował, że mnie odprowadzi bo jest z kolegą i też musi już iść. Tak wiem , nie znam go i mógłby mi coś zrobić ale ja przecież bronić się umiem. Odprowadzili mnie pod ratusz skąd jest przysłowiowe pięć kroków do mojego domu, wymieniliśmy się numerami telefonów. Umówiliśmy się na dziś na 17. Z reguły nie wierzę w takie związki po jednej dyskotece no i przede wszystkim nie powinnam iść ale raz się żyje. Cały dzień sobie wyobrażałam jak to spotkanie będzie wyglądało. O 14 przyszła do mnie Ola, koleżanka ze szkoły, cała w skowronkach bo umówiła się z chłopakiem którego musiała tydzień temu wystawić do wiatru z przyczyn rodzinnych. Okazało się że chłopak z którym się umówiłam (jak szalona) ma tak samo na imię jak jej kolega z dzisiejszej randki. Pogadałyśmy i poszła bo ja zaczęłam się szykować, dobrze by było gdybym wyglądała dobrze bo wiadomo może to ten będzie kiedyś moją miłością. Miejsce w którym się umówiliśmy było 15 minut spacerkiem od mojego domu. Szłam ze słoniami w brzuchu. Prawie dochodziłam do naszego miejsca kiedy zauważyłam że w wejściu do bocznej uliczki stoi właśnie On z kim? Z Olą… normalnie zdębiałam, pomyślałam sobie „coś ty głupia chciała, kolesia-gówniarza z dyskoteki?”. Postałam chwilę i Ola szła do domu, zauważyła mnie i podeszła:

Ja: Kto to był?

Ola: to był ten mój … (tu jego imię)

Ja: Aha no to idziemy do domu.

Ola: Ale dlaczego?

Ja: Bo ten Twój to ten mój!

Ola: O to skurwiel!!!

Ja: Skurwiony skurwiel! Chodź Ola idziemy.

Ola: Xyz przepraszam ja nie wiedziałam.

Ja: Olka ale co ty mnie za buraka przepraszasz? To nie ty się na dwa fronty umówiłaś.

Ola: No tak ale widziałam jak ty się dziś cieszyłaś.

Ja: Oj dobra chodź, ja jakąś tam deskę ratunkową sobie znajdę.

Ola: Ale powinnaś pójść.

Ja: A wiesz co… pójdę, jednak pójdę ale ty pójdziesz ze mną, pokażemy dziadowi że z Xyz to się nie zadziera.

Ola: no coś ty…

Ja: Chodź bo pomyślę żeś tchórz.

Poszłyśmy jak przyjaciółki pod rękę, przeszłyśmy przez park i kiedy dochodziłyśmy do schodków pojawił się on. Minę miał nie za specjalną kiedy nas zobaczył. Schował się pod daszek. Ja się z Olą pożegnałam buziakami w policzek i czekałam aż podejdzie. Policzyłam do 10 i widząc brak jego reakcji zawołałam do Oli żeby poczekała bo jednak idę z nią. Chyba się przestraszył bo zawołał mnie i podszedł. Poszliśmy na spacer. Najpierw mu wygarnęłam co o nim myślę, że nie zamierzam tracić czasu na głupoty bo mogłabym w tym momencie być w towarzystwie kogoś innego. A potem kiedy mi przeszło poszliśmy na spacer. On mi wytłumaczył, że umówił się z nią tylko dlatego żeby jej powiedzieć że nic z tego nie wyjdzie bo poznał kogoś, a on nie potrafi przez sms’a takich spraw załatwiać bo ona cały tydzień do niego pisała i po prostu chciał jej powiedzieć, że nic między nimi nie będzie. Nie myślałam, że tak się można zaangażować i to facet mimo, że nie wie czy ja mam ochotę utrzymywać z nim kontakt. Przyznaję zaszalałam tą dyskoteką bo w sumie powinnam się uczyć. Pospacerowaliśmy, porozmawialiśmy i zaczął padać deszcz. Schowaliśmy się pod daszek. I widziałam kontem oka, że on stojąc do mnie bokiem (ja do niego też) zaczął się przysuwać. Poprosiłam w duszy Boga żeby nie przyszło mu na myśl się całować bo jeszcze ktoś by zobaczył. Tak sobie rozmawialiśmy, żartowaliśmy aż w pewnym momencie on spoważniał:

On: Chciałabyś mnie poznać?

Ja: No przecież cię znam, wiem jak masz na imię, jak wyglądasz i że jesteś buraczkiem.

On: No ale nie o to mi chodzi.

Ja: No to o co ci chodzi?

On: No ty wiesz o co mi chodzi.

Ja: Helloł nie wiem, nie jestem jasnowidzem. Powiedz wprost bo dziś nie mam głowy do gry w słówka.

On: Czy chciałabyś się ze mną spotykać, być moją dziewczyną. Jak to brzmi.

Ja: Hmmm no wiesz trochę mnie zaskoczyłeś (zaskoczył mnie jak cholera, przecież nie mogę tak) Nie odpowiem ci teraz bo bym musiała odmówić, wiesz taka jest zasada :)

On: To kiedy dasz mi odpowiedź? Tylko nie karz mi długo czekać.

Ja: Dziś o 20, napiszę ci sms’a z odpowiedzią. Tylko jeżeli masz zamiar spotkać się z Olą to już od razu ci powiem żebyś spadał na drzewo.

On: Myślę że zrozumie kiedy nie przyjdę.

Ja: No dobrze to teraz możesz mnie kawałek odprowadzić bo zmarzłam a mam jeszcze dużo nauki.

Odprowadził mnie kawałek. Jeszcze chwilę pogadaliśmy i przyszło do pożegnania, oboje wykonaliśmy coś tak śmiesznego że na samą myśl jest mi wesoło. Kiedy staliśmy twarzami do siebie w odległości 1 metra najpierw on dał krok w przód i zaraz w tył, a po chwili ja zrobiłam to samo. Oboje chcieliśmy się pocałować ale oboje wiedzieliśmy, że nie możemy (mimo że na dyskotece się pocałowaliśmy) .

W domu rozmyślałam co mam mu napisać, było dużo za i przeciw. O 20 zaczął puszczać mi sygnały.

Ja: Domyślam się że te sygnały to dowód na to, że się niecierpliwisz.

On: No, mogłabyś mi już napisać ale jak jeszcze nie wiesz to poczekam.

Ja: A z Ola się spotkałeś?

On: No, właśnie pije u mnie herbatę, pozdrawia cię.

Ja: To spadaj na drzewo!

On: Żartowałem głuptasie, nie poszedłem. To jak?

Ja: Myślę że spróbować nie zaszkodzi, w sumie nie mamy nic do stracenia.

On: :) Bardzo się cieszę, na pewno mam wyjdzie :)

Ja: Mam taką nadzieję.

Tak wyglądała moja kartka z pamiętnika 9 maja 2004 roku.

W ciągu 6 lat On zyskał miano Dupka, a ja? A ja pokazałam mu co to znaczy czułość i trwały (z piorunami) związek :)

sobota, 8 maja 2010

Dialog = smsowanie?

Od zawsze pamiętam, że dialog jest kontaktem werbalnym. Słowo wypowiedziane ustami przy słowie wypowiedzianym ustami drugiej osoby oko w oko. Termin naszej rozmowy pojednawczej wyznaczyliśmy na wczoraj bo wcześniej nie było jak.
Wczoraj cały dzień miałam jak na szpilkach, czekałam wieczora bo lubię mieć jasną sytuację i albo w lewo albo w prawo. Była u mnie koleżanka, która przyszła o 17, ogólnie prawie co dzień do mnie przychodzi (!) a że jestem taka że nie umiem kłamać to kiedy dzwoni i pyta czy jestem w domu to nie potrafię skłamać - bo przecież jestem w domu i zawsze przychodzi 16-17 i siedzi do 21... Wczoraj przeczuwałam, że będzie siedzieć długo więc na okrętkę próbowałam dać jej do zrozumienia, że między mną a Dupkiem nie układa się dobrze i że dziś mamy porozmawiać i bardzo się boję. Pomyślałam, że zrozumie i niebawem powie "Dobra idę bo się zasiedziałam" ale gdzie tam. Lubię ją i to bardzo ale kiedy się przebywa z kimś kto nie jest przyjacielem tylko zwykłym znajomym to szczerze mówiąc nie ma za bardzo o czym pogadać. Przyjechał Dupek o 21, nie wiedział, że ona jest u mnie i przywiózł dwa gyrosy. Zjadł On, zjadłam ja najpierw spytałam czy chce i czy nie będzie jej przeszkadzało jeżeli przy niej zjem.
Godzina 21:20 - ona siedzi i ogląda tv.
Godzina 21:35 - to samo, my niecierpliwi bo chcemy pogadać a tu nie ma jak bo nie będę rozmawiać o sprawach osobistych przy osobach trzecich.
Godzina 21:40 - miałam wrażenie, że ona chyba nie zdaje sobie sprawy która jest godzina więc mówię "Oooo zaraz będzie Moment Prawdy bo to już za dwadzieścia dziesiąta, ciekawe co dziś będzie ciekawego" - jej reakcja? nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia.
Godzina 21:45 - reklama i co ona na to?
Ona: kurde reklama
(oglądaliśmy Hotel52).
Ja : Wiesz zawsze tak jest, że na pięć minut przed końcem dają reklamę
bo zaraz będzie koniec bo to już 21:45, a o 22 jest Moment Prawdy.
Ona: Aha

:/

Skończył się Hotel52 i wypowiedziała magiczne słowa "Dobra ja spadam".
Tyle, że magiczny urok minął kiedy zamknęła za sobą drzwi bo ani ja ani on nie mieliśmy już chęci na rozmowę... nie mówiąc o dojściu do jakiegokolwiek porozumienia. W końcu jakoś się przemogliśmy ale to i tak nie było to czego oczekiwaliśmy przynajmniej dla mnie. Przytulił mnie i na chwilę wszystkie troski odpłynęły. Kiedy odjeżdżał wszystko niby było dobrze tyle, że po mnie tego do końca nie było widać. Ale od czego są sms'y? :)

Dupek: Lubię jak jest tak jak teraz, fajnie ale coś nie taką minę miałaś. [...]
chcę żeby było zawsze dobrze między nami.
Ja : Chciałabym żebyś zrozumiał, że ja się Ciebie boję, a od niedzieli jeszcze
bardziej. Czasem jesteś innym człowiekiem.
Dupek: Już taki nie będę na prawdę.
Ja : I będziesz taki jak na początku? taki troskliwy i czuły, i ograniczysz
pewne rzeczy?
Dupek: Tak będę taki.
Ja : Mam nadzieję, że dotrzymasz słowa.
Dupek: Tak dotrzymam.

Jak widać więcej ustaliliśmy smsując. Czyli śmiem twierdzić, że w niektórych przypadkach Dialog = smsowanie.

niedziela, 25 kwietnia 2010

bo chcesz spełniać moje marzenia

Czasem lubimy sobie pomarzyć o jakiejś przyszłości. Ostatnio myśleliśmy aby otworzyć swój interes. Dupek chciał abyśmy połączyli nasze pasje, więc stwierdził że otworzy sklep ze stalą a mi w rogu postawi biurko i będę robić paznokcie :)
Ja : Marzy mi się żeby robić makijaże na różnych pokazach mody,
konkursach Miss itepe.
Dupek: Ja to mam pomysł na biznes tylko nie mam dostępu do lodówek.
Ja : A co chcesz sklep mięsny otworzyć?
Dupek: Dom pogrzebowy z kostnicą.
Ja : O matko, ty to jak coś wymyślisz....
Dupek: No co? Miałabyś kogo malować :P

Wierzę, że to zmęczenie podsuwa mu te pomysły :)
A propos zmęczenia, Dupek przyjeżdża do mnie w tygodniu koło 20 albo i później a odjeżdża koło 22. Ostatnio już się zbierał więc i ja postanowiłam spełnić jego marzenie:
Ja : Bo tydzień powinien mieć poniedziałek, wtorek, piątek, sobotę
i niedzielę.
Dupek: To i tak za dużo.
Ja : No dobra: sobota, sobota, sobota, sobota, sobota, niedziela, niedziela.
Dupek: Ej ale ja w sobotę też ciężko pracuję.
Ja : O jaaa bo dobra pięć niedziel i dwie soboty... albo już pójdę ci na rękę
niech będzie siedem niedziel :)


Poszłyśmy z Mamą do Neonetu z zamiarem kupienia pięknego Nikona i co ? poszłyśmy po aparat a wyszłyśmy z laptopem :) tak bardzo mi się spodobał, że aparat musi poczekać :) a tym bardziej, że Mama w poniedziałek jedzie do Niemiec więc będzie mogła wziąć tą Toshibę na którą już patrzeć nie mogę. A ja będę miała ten który kupiłyśmy i jestem zadowolona z zakupu, kupiłam Acera trochę mniejszego od tej Toshiby bo ma tylko 14 cali a Toshiba ma ponad 15. Niby nieco ponad jeden cal ale różnica jest kolosalna...

Miłego weekendu :)

niedziela, 18 kwietnia 2010

się myśli

Ostatnio tak sobie rozmyślałam nad tym całym życiem, nad przyjaźnią, nad miłością. Zdałam sobie sprawę, że każdy dzień jest inny i jutro nie będzie takie samo jak wczoraj. Niby sobie żyjemy, zwiedzamy, bawimy się ale jak na chwilę się zatrzymam to dociera do mnie, że kurcze - chcę czy nie chcę to czasu nie cofnę i dni zamiast się cofać lecą dalej.
Przyjaźń. Tak na dobrą sprawę przyjaciół nie mam. Mam znajomych, którzy zazwyczaj pojawiają się jak portfel mój pęka w szwach, a kiedy ja potrzebuję choćby ciepłego słowa to ich nie ma, nie mają czasu albo coś. Świadczy nawet o tym fakt, że praktycznie czas wolny spędzamy w swoim własnym towarzystwie. Po co nam znajomości, które są jak czegoś potrzebują, albo jak gdzieś mamy iść to albo nie pijemy nic (nawet soczku) albo my stawiamy, to samo z wypadami w plener. Z osób najbliższych przyjaźnią darzę Dupka i moją Mamę, tylko na nich mogę liczyć w kontaktach oko w oko, bo wirtualnie mam przecież Was. Każda z osobna wnosi jakąś cząstkę siebie do mojego życia i przyznam szczerze, że nie ma dnia żebym o Was nie myślała :)
Miłość. Miłość jest i rośnie tak jak kwiatek, jak go podlejemy - promienieje, a kiedy o nim zapomnimy - przysycha... Miłość tak naprawdę jest niezdefiniowanym do końca uczuciem. Dla niektórych miłość to prezenty, upominki, misiaki, czekoladki itepe, a dla innych miłość to czuły gest, uśmiech, ciepłe słowo. Jak ja rozumiem miłość? Miłość to przede wszystkim oparcie w drugiej osobie, to bezgraniczne nie dopuszczające do siebie innych czynników zaufanie. Miłość to ciepło na sercu i poczucie bezpieczeństwa, to uczucie, które zazwyczaj pomaga w życiu, daje magiczną siłę :)
Takie na pozór banalne przemyślenia potrafią zająć czasami i cały dzień, bo tak jak nasza psychika to co przychodzi nam do głowy podczas takich przemyśleń jest wielką wyspą tajemnic.

Udanego weekendu :)

piątek, 16 kwietnia 2010

Na początek chcę wyrazić moje oburzenie. Oburzenie tym co się dzieje w naszym państwie, a konkretnie to co się dzieje wokół pogrzebu głowy państwa i jego małżonki. Dlaczego Wawel? Co prezydent zrobił takiego dla Polski, żeby równać go z uczynkami królów, którzy tam spoczywają? Zdaję sobie sprawę, że być może narażę się co niektórym, ale w Polsce panuje wolność słowa. Że żałoba narodowa jest - to zrozumiałe, w końcu nie co dzień umiera prezydent z małżonką i to w tak straszny sposób ale żeby zaraz robić z niego króla? Przecież to w Warszawie mieści się pałac prezydencki i tam on urzędował. Są warszawskie Powązki jest Świątynia Opatrzności w której zostanie złożone ciało prezydenta Kaczorowskiego, to dlaczego tam nie może spocząć ciało prezydenta i jego małżonki? Nie chcę przypominać jego zachowania podczas zawalenia hali w Katowicach. Pytam co on takiego zrobił dla Polski że ma spocząć na Wawelu? Wobec tego ja też chcę zostać pochowana na Wawelu. Druga sprawa jakie będą koszty tego kaprysu rodziny prezydenta, trzeba przecież ich przetransportować do Krakowa, miasto Kraków z relacji telewizyjnych przechodzi rewolucję w związku z tym co ma się dziać. Nie mówię już o manifestacji jaką widziałam w telewizji zarówno pod Wawelem jak i pod oknem Papieskim. Nie twierdzę, że Kraków nie jest godzien tego ażeby pochowano tam głowę państwa, to głowa państwa nie jest godna pochówku w Krakowie. Nie zdziwiłabym się gdyby zrobili z niego świętego...
Kolejną rzeczą jaka mnie doprowadza do nerwów jest to, że na okrągło mówi się o prezydencie i jego żonie i ewentualnie o posłach PiS. Włączam telewizor i co? jedynka - prezydent, dwójka - prezydent, polsat - prezydent, czwórka - prezydent, tvn - prezydent, wszędzie indziej - PREZYDENT, już się boję że kiedy otworzę lodówkę zobaczę co? - prezydent. Przecież nie tylko oni lecieli tym samolotem. Leciało z nimi wiele wspaniałych, wykształconych ludzi. Leciał przede wszystkim wspomniany wcześniej Prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, był również aktor Janusz Zakrzeński. A gdzie mowa o załodze samolotu? o stewardessach, pilotach i pozostałych? przecież samolot sam nie poleciał, przecież to byli bardzo młodzi ludzie. Mówi się że prezydent zginął pełniąc służbę - on na służbie jest 24 godziny na dobę ( wnioskuję że gdyby dostał zawału i by zmarł to też mówiono by że umarł pełniąc służbę), według mnie to właśnie załoga samolotu zginęła pełniąc służbę, a więc tylko oni zginęli śmiercią bohaterską bo tego dnia akurat ktoś inny mógł pełnić tę ostatnią wartę. Do tej pory usłyszałam tylko dwa razy o załodze samolotu, raz na TV4 kiedy na czarnym ekranie było czarno-białe zdjęcie stewardessy i kondolencje dla jej brata a drugi raz w TVP 2 i to przez jedyne pięć minut. Napisałam w tej sprawie maila do porannego programu TVP 2 i nawet go nie pokazano, bo co? bo słowo -elity- wstawiłam w cudzysłów.
Powtórzę zatem komentarz jaki napisałam na blogu Anowi pod wpisem o Justynie Moniuszko:

w takiej sytuacji nawet najmądrzejsze słowa o tym
co się stało w niczym nie pomogą, trzeba zatem łączyć się w bólu
z rodzinami ofiar nie tylko "elity" RP ale również załogi samolotu
bo w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy równi...

niedziela, 11 kwietnia 2010

nie chcę

Od dawien dawna mam pewien dar... Otóż jakkolwiek to zabrzmi w pewien sposób wiem co się stanie, czuję że coś będzie złego i czasem nawet wiem dokładnie co będzie, potrafię to określić przed czasem. I powiem jedno coraz bardziej się tego boję, bo nie chcę już tego mieć.Bardzo często kiedy np coś mnie od rana męczy, takie dziwne uczucie w brzuchu zdarza mi się powiedzieć coś co na pozór kompletnie nie ma sensu, minie godzina, dwie - i to właśnie się dzieje. Zawsze przed każdą kłótnią z Mamą, czy z Nim wiem to, wiem że się pokłócimy. Ale na to przestałam już zwracać uwagę.
Najgorsze jest to, że parę razy zdarzyło mi się przewidzieć katastrofę a co za tym idzie śmierć...
Pierwszą taką sytuacją było 11 grudnia 2008. Strasznie źle się czułam pamiętam te dni jak dziś, jakoś tak mi było nieswojo.
12 grudnia 2008. Od rana pomyślałam o moim wujku (bracie mojego Taty). Około godziny 15 zadzwonił Taty telefon i kiedy tylko usłyszałam imię mojego Taty wypowiedziane przez Babcię pomyślałam "Grzesiek nie żyje" ale po chwili się zganiłam za tą myśl. Tata odłożył słuchawkę i schował twarz w dłoniach, po chwili powiedział "Grzesiek nie żyje..."

Druga sytuacja miała miejsce dziś. Mama dziś wraca z Anglii lot o 8:15. O 8:50 miałam wyjeżdżać ze znajomym taksówkarzem na lotnisko. O 8:00 dzwoni Mama żeby poinformować mnie, że lot jest opóźniony i póki co informacja jest, że odbędzie się o 16.Myślę "ok to sobie jeszcze pośpię" nie włączałam telewizora. Napisałam tylko Dupkowi sms'a, że lot jest opóźniony, oczywiście Dupek sobie ponarzekał, że znów wieczór będziemy mieli zajęty na co odpisałam mu "Przepraszam, że przeze mnie musisz się wkurzać ale to nie moja wina, że sprawdzają czy samolot jest sprawny żeby jakiejś katastrofy nie było" i pomyślałam "coś się dzisiaj złego stanie", nagrałam sobie "Teraz albo nigdy!" na płytę dvd, zadzwoniłam do Taty żeby powiedzieć mu o przesunięciu lotu (bo odstawił Mamę na lotnisko i pojechał do siebie bo znajomy nie miał czasu czekać do odprawy) i włączyłam sobie serial. O godzinie 10:40 dostałam sms'a od Taty "Dziś pod Smoleńskiem rozbił się PL samolot rządowy i zginął prezydent z żoną i jego świtą tj.ok.130 osób. Dlatego samolot opóźniony. Oglądaj dziś wiadomości!"
Stanęłam jak wryta. Biegiem włączyłam telewizor a tam na każdym kanale o tragedii. Przypomniały mi się słowa sms'a jakie wysłałam Dupkowi "to nie moja wina, że sprawdzają czy samolot jest sprawny żeby jakiejś katastrofy nie było".
Podobnych sytuacji było o wiele więcej ale te dwie najbardziej zapadły w mojej pamięci. Od dziś coraz bardziej boję się samej siebie...
Zadzwoniłam do Mamy, jak na razie wylot zaplanowany jest na 14:30. Oczywiście jak zwykle moja wyobraźnia nie zapomina o mnie i uruchamiają się różne katastroficzne myśli... Boże proszę, żeby Mama doleciała cała i zdrowa...

piątek, 9 kwietnia 2010

Złość

Jak daleko człowiek jest w stanie się posunąć ażeby wyładować swoją złość? Jak powinien zareagować człowiek w obliczu wyboru między kimś kogo miał całe życie, a kimś z kim tworzy rodzinę? czy musi wybierać? czy nie lepiej nie doprowadzać do takiej sytuacji kiedy dwa takie same charaktery nie dają za wygraną? Gdzie w takiej sytuacji jest rozmowa? oczywiście rozmowa przed, zanim dojdzie do katastrofy... W moim mniemaniu rozmowa jest złotym środkiem, oczywiście rozmowa w samym zalążku oka cyklonu. Dobrze jest wyjaśnić sobie to i owo, ustalić reguły gry i trzymać się ich bez wyjątku czy to ukochana/y czy to rodzic. Potem każde jest zadowolone i nie ma najmniejszego problemu.
Ale kiedy jedna osoba tutaj mam na myśli ta starsza trzyma się reguł, wszystkich traktuje tak samo, na równi a druga pokazuje wyższość swoją i swoich korzeni to gdzie tu mowa o zgodzie. Z pustego to i cierpliwy nie naleje... Cierpliwość kiedyś się kończy i wkrótce ta druga, starsza osoba zaczyna mówić i robić to co chce. Potem dochodzi do kłótni, niesnasek i na samym końcu Tragedii... przez duże "Te".
I potem co ma zrobić osoba dla której jedna jest od urodzenia, a druga dzieli z nim/nią życie? kogo ma wybrać? Jak ma zareagować? Zwłaszcza wtedy kiedy ta osoba z którą dzieli życie ma Asy w rękawie np dzieci czy inne ważne czynniki? Jak daleko jesteśmy w stanie posunąć się w momencie kiedy musimy wybrać to mniejsze zło? Pamiętajmy, że nie zawsze panujemy w tym momencie nad sobą, swoimi słowami i emocjami... Jedni uciekają w spokój, próbują załagodzić, inni? wybierają tą która ma Asy w rękawie a tej drugiej karzą (no właśnie jak ująć to słowo żeby w pełni oddawało sens) cenzuralnie mówiąc wynosić się... I co wtedy? tej wygnanej pęka serce, nie spodziewała się tego że zejdzie za wszystko co dla niego/niej w dzieciństwie zrobiła pójdzie w niepamięć, przecież nie chciała żeby wybierał/a chciała żeby wszystko zostało wyjaśnione... Nie wie co myśleć a tym bardziej co robić a jeżeli jest powiedzmy w obcym mieście a co gorzej np w obcym kraju, gdzie ma iść? pod most? i wtedy ten, który ogólnie został przyjęty za wroga staje się kompanem, nawet z narażeniem własnego bytu...
A jak ma zachować się osoba, która została wybrana? powinna - no właśnie co powinna? tego nie wiem ale na pewno nie powinna dalej iść w zaparte, że odchodzi bo już ma dość. A czego ona ma dość? tego, że ktoś za nią skoczył w ogień? Wtedy zazwyczaj wychodzi kto jest kim...

czwartek, 1 kwietnia 2010

listy

Musiałam gruntownie posprzątać mój kochany, przytulny, zasyfiony pokój. Mama wrobiła mnie w kanał, przed wyjazdem do mojego brata jedynego zarządziła gruntowny remanent szafy z ubraniami. Ubrania owszem wywaliła ale przyszła jej znajoma i koniec ze sprzątaniem. Zaczął się Wielki Tydzień a że wypada ogarnąć mieszkanie na Święta podjęłam to wyzwanie :) poprzebierałam ubrania, niepotrzebne popakowałam w wory i do piwnicy. Powyciągałam kartoniki spod łóżka, umyłam okno, odkurzyłam i wyprałam dywan H2O mopem. Przy układaniu ubrań na mojej półce znalazłam taki karton po butach a w nim stare jakieś gazety, pamiątka z mojego chrztu i moje skarby :) Listy od mojego Dupka jakie mi pisał kiedyś na dobranoc. Całkiem o nich zapomniałam... Kiedyś On miał telefon na abonament a ja nie zawsze miałam coś na koncie żeby pisać więc tuż przed odejściem do domu każde z nas siadało z kartką zastawione zeszytami ( żeby żadne od siebie nie ściągało :P ) i pisaliśmy sobie listy na dobranoc i wręczaliśmy je sobie przy pożegnaniu :) Wczoraj przed snem poczytałam sobie je i powiem dwa wyrazy : słodko i śmiesznie :) The Best of w skrócie :
1."... jesteś super boska i w ogóle...";
2."...chciałbym znowu piątek bo wtedy jest łikend i jesteśmy dłużej razem...";
3."może wygramy w tego lotka i będziemy prędzej tak na prawdę razem...";
4."Kocham Cie nad życie i do czego tylko można";
5."Myszeńko moja najukochańsza na całym świecie śpij słodziutko i śnij o czym tylko zapragniesz czyli o mnie :)"; (skromność ponad wszystko :P )
6."nie chcę Cię stracić bo wtedy nie wiem co _ _ _"; (dosłownie trzy kreski :P)
7."...musimy trochę jeszcze poczekać!!! weś ej.";
8."CHCĘ BYĆ Z TOBĄ I KONIEC KROPKA"; (po słowie kropka narysowana wielka kropa długopisem :P )
9."Chcę się z Tobą gilgotać i wszystko i nigdy nie będziemy Kacprem i Sylwią!!!";
10."Kochana moja świnko :) Myszko to znaczy :)+";
11."...i nigdy Cię nie opuszczę i na starość nie będę flirtował jak ten Kisiel w "M jak Miłość" ";
12."Kocham Cię i bez Ciebie moje życie jest bez sensu w ogóle nie do życia";
13."Kocham Cię do łez"; ( czy ja wszystkich ludzi muszę doprowadzać do łez? :))

Po przeczytaniu tych listów miłosnych przypomniałam sobie co mnie jeszcze w Nim urzekło - bezpośredniość cokolwiek to znaczy :P
Słodki Dupek :)

niedziela, 21 marca 2010

Mądrala

Dość o problemie ze strażą miejską bo im więcej o tym myślę tym większą mam ochotę zrobić coś w tym kierunku, jakiś list do burmistrza czy co.
Kawałek mnie tu nie było, rzecz jasna - brak czasu. W pracy bieganina tym bardziej iż kwalifikacja dobiega powoli końcowi, ostatnie trzy dni (poniedziałek - środa) będą najcięższe, dotrą spadochroniarze no i kobiety. Najśmieszniejsze jest to, że szef w piątek po pracy oddał listę tych co się nie stawili policji więc zapewniam - będzie się działo. Tyle o pracy...
W piątek mama poleciała do Brata mojego jedynego. Będzie tam miesiąc bez pięciu dni, a co za tym idzie? święta Wielkanocne spędzę sama. Nie jest to radosna perspektywa ale to nie tylko moja mama :)
Ostatnio mam hopla na "Teraz albo nigdy!" na VOD są wszystkie odcinki więc mam co robić :)
Czasem gramy sobie w milionerów online, śmiechu przy tym co nie miara.
Ja : Najdłuższy równoleżnik to : równik, zwrotnik raka czy zwrotnik
koziorożca? (dobrze wiedziałam chciałam sprawdzić czy on wie)
Dupek: Sprawdź w googlach dupku, ten co jest najprostszy.
Ja : Wszystkie są najprostsze.
Dupek: To ten co jest po środku.
Ja : Równik?
Dupek: No przecież mówię, słuchaj mnie to milion wygrasz.

Jejciu jaki on jest mądry...

Ja : Który z podanych był pierwszym premierem Izraela?
Dupek: Zaznacz Be bo ten A ma takie nie pasujące nazwisko.
Ja : Zabiję Cię poprawna odpowiedź była A!
Dupek: A co ty zaznaczyłaś?
Ja : No Be tak jak mówiłeś bo ten A miał nie takie nazwisko.
Dupek: Mówiłem A zaznacz bo ten Be miał nie takie nazwisko. Jak ty słuchasz.

No i kto tu ma rację?

wtorek, 9 marca 2010

Ciężkiejest życie z córką alkoholika.

Alkoholizm, inaczej uzależnienie od alkoholu. Niewątpliwie jedno z najgorszych uzależnień na świecie. W Polce nadużywających alkohol jest około 16% społeczeństwa. Najczęściej objawia się brakiem kontroli nad spożywanym alkoholem. Wówczas życie samego alkoholika jak i jego współlokatorów zamienia się w piekło. Sam uzależniony coraz częściej sięga po alkohol, znajduje sobie pretekst byle jaki do kłótni i odreagowuje na rodzinie, natomiast rodzina alkoholika tzw. współuzależnieni coraz częściej boją się o to czy delikwent wróci do domu trzeźwy czy pijany.
Zazwyczaj zaczyna się niewinnie, jedno dwa piwa, jeden dwa kieliszki czy jedna dwie lampki wina. Często uzależnienie zaczyna się w pracy, jeden, drugi, trzeci raz a szczególnie wtedy kiedy jest się osobą na stanowisku z pozycją, kiedy z góry wiadomo, że można sobie pozwolić. Po latach taki człowiek jest już chodzącą przechowalnią alkoholu. Nie pracuje, żeruje na rodzinie i jedyne marzenia jakie w głowie ma to kolejne procenty.Pod wpływem alkoholu pojawia się znęcanie psychiczne na rodzinie a kiedy żona nie wytrzymuje i zaczyna się stawiać dochodzi przemoc fizyczna, pobicie, duszenie, poniżanie, awantury. Często świadkami takich poczynań są dzieci, niczego nie winne dzieci, które przeżywają tę traumę przez resztę życia nawet wtedy kiedy żona/matka dorośnie do tego aby pozbyć się intruza z życia swojego i swoich pociech. Potem dzieci alkoholików każdego dnia rozpamiętują to co było kiedyś, to że tatuś bił mamusię, dusił ją, wielokrotnie spał na schodach pod drzwiami, nie raz pomylił drzwi swojego domu z drzwiami sąsiadów i uderzał w nie pięściami. I mimo że to już przeszłość to one widzą to każdego dnia. Potem mają swoje życie, swoich znajomych którzy nie mają nic wspólnego z alkoholizmem, a mimo to widzą w nich potencjalnych alkoholików. Wówczas żadne wyjście towarzyskie nie ma sensu, bo kiedy towarzystwo w pizzeri wypije po tradycyjnym piwie to dziecko alkoholika automatycznie widzi to co się działo kiedyś. Zazwyczaj towarzystwo nie rozumie takiej osoby i nie próbuje nawet wczuć się w jego sytuację bo - po prostu nigdy nie mieli styczności z takim życiem. Potem dochodzi do kłótni między dzieckiem alkoholika a kimś kto jest kimś więcej niż znajomym, bo wypił trzy piwa a nie dwa, że chciał wypić w tygodniu jedno piwo po pracy, że w wolnym czasie chce wypić piwo. Tylko szkopuł tkwi w tym, że ten ktoś bliski również nie rozumie osoby, która przez dwadzieścia dwudziestych pierwszych swojego życia widziała pijanego ojca bijącego matkę... Dla takiego dziecka osoba pijąca choć jedno piwo jest powodem do wstydu, jest powodem który sprawia, że czuje się ono gorsze od pozostałych ludzi mających pełne rodziny, spokojne życie wolne od stresów odnośnie tego, że nie starczy na chleb, mieszkanie, rachunki itepe.
Przez to, że wiem z autopsji jak się czuje dziecko alkoholika nie zawaham się stwierdzić, że jesteśmy odrębną częścią społeczeństwa, słabszą i bardziej podatną na cierpienia...

sobota, 6 marca 2010

paw :)

Moja kochana sunia jest już po operacji, umówione byłyśmy z panią doktor na czwartek (tj. wczoraj) na 18:00. Poszłyśmy z Mamą (bo wróciła w środę). Pani doktor dała jej głupiego jasia i po 5 minutach Majka była jak kłoda z językiem na wierzchu. Kiedy po nią wróciłyśmy Majka przywitała nas w gabinecie, wróciłyśmy do domu i Majka położyła się do łóżka. Pani doktor powiedziała że nie widziała tak dzielnego i zadbanego psa co sprawia, że każdego razu patrząc na nią rosnę co najmniej 30 centymetrów :) Majka miała wycinanego tłuszczaka, nowotwór, czyszczone zęby i obcinane paznokcie, dodatkowo pani doktor wszyła jej tampon bo strasznie krwawiła. Najgorsza była noc. Całą noc musiałam czuwać nad tym żeby nie lizała sobie rany więc o 4:40 zrezygnowana zaniosłam ją do mamy do łózka bo o 6 musiałam wstać do pracy. Po pracy pojechałam z nią do pani doktor do kontroli i musiałam kupić jej ubranko żeby zakryć ranę bo Majka już sobie zerwała jeden szew. Teraz Majka leży sobie w swoim ubranku na podłodze i pilnuje kości którą dostała w nagrodę za wytrwałość :) Nie myślałam, że pies może być tak bardzo dzielny.

A w pracy? ten Taki Ktoś się ode mnie odczepił, widzi jak sobie radzę. Wesoło jest i to strasznie :) no ale to dobrze przynajmniej nie zamulam w domu i wiem że żyję :)
X: Nazwisko matki?
Y: ............. (tu pada nazwisko)
X: Jakie erzet?
Y: yyyyy erzet samo.

:P

środa, 3 marca 2010

niecodzienna codzienność

Niby jest tak codziennie, a jednak inaczej. Wstaję rano, ubieram się, jem i coś tam robię. No od wczoraj chodzę na tą kwalifikację wojskową.No i tu się zaczyna mój problem, bo mam przecież pracę (co prawda na miesiąc ale cicho!) a mimo to nie piszę "Super, w końcu zaczęła się kwalifikacja wojskowa" tylko piszę "chodzę na kwalifikację..." W ogóle tydzień zaczął mi się fa - ta - lnie! W niedzielę pokłóciliśmy się z Dupkiem Żołędnym i to tak na Amen. Wkurzył mnie niesamowicie więc musiałam powiedzieć co myślę, a że jemu to nie pasowało to sobie poszedł, yyy tzn ja go poprosiłam żeby sobie poszedł. Wczoraj pierwszy dzień na kwalifikacji, schrzaniłam cztery książeczki wojskowe ale Pan Major podszedł do tego z luzem, kazał mi się nie martwić i bez stresu. Przecież mam prawo się pomylić, jestem tam pierwszy raz, tym bardziej kiedy chodzi sobie Taki Ktoś od pomieszczenia do pomieszczenia i marudzi, że czas nas goni! Wczoraj cały dzień Dupek mnie przepraszał sms'owo i słownie osobiście, ale nie! tak nie będzie, ja się nie dam "zawiniłeś - pokutuj! nie będziesz mi w ten sposób pogrywał!"
No ale dziś był przełom! Cały dzień szło mi dobrze, ani razu się nie pomyliłam aż... Przyszedł owy Taki Ktoś pochodził po sali, pozrzędził że nie mamy czasu i poszedł. A ja co? a ja się pomyliłam :) ale spokojnie, dostałam rozkaz policzenia do stu, na nowo przepisałam książeczkę i gitara. Ale! Po skończonej naszej pisaninie kiedy czekaliśmy na resztę orzeczeń lekarskich przyszedł ten Taki Ktoś ze swoim neseserem, usiadł na krześle, odpalił papierosa, spojrzał na mnie podejrzliwie, zakręcił arogancko głową i rzekł:
"Ty mówisz, że nie ma pracy? Moja sąsiadka niedawno skończyła taką szkołę jak ty i pracuje w Warszawie. Wynajmuje kawalerkę i zarabia 2 tysiące najmarniej. Ale ona szukała i w Poznaniu i w Olsztynie. No ale ty byś musiała zostawić mamusię."
I w tym momencie widziałam/słyszałam oczami/uszami wyobraźni jak strzelam mu po twarzy i posyłam najpiękniejszą i najwredniejszą w jednym wiązankę słowną jaką kiedykolwiek udało mi się sklecić. Myślałam, że rozniosę całą salę ewidencji! Przepraszam co to ma znaczyć? Po co on w ogóle takie coś powiedział, kto go prosił o zdanie w tej kwestii. Powiedział to przy wszystkich, przy Panu Majorze i przy Pani Protokolantce. A co ja niby nie szukam? z 50 CV rozesłanych i rozniesionych, milion kilometrów wydeptanych. Co mogłam odpowiedzieć, powiedziałam grzecznie, że żeby zrobić taki krok trzeba mieć co najmniej na dwumiesięczny czynsz bo pod mostem nad Wisłą mieszkać się raczej nie da no i nie mogę tak całkiem, całkiem zostawić mojej Mamy, bo stan po operacji nowotworu złośliwego nie jest stanem idealnym i wszystko jest możliwe.

W ogóle ostatnio jestem depresyjna, wieczorami często płaczę, zamartwiam się wszystkim, nawet tym co będzie za 3-4 miesiące...no i tęsknie za moją Amelką, tę - sknię jak cholera!

P.S. Cholera musiałam napisać jeszcze raz bo za pierwszym razem napisałam,
nacisnęłam "Publikuj" a tu klops, notka była - notki nie ma...

czwartek, 25 lutego 2010

odwieczny problem

Dziś z Majką jest lepiej. Wczorajsze zastrzyki pomogły. Resztę wczorajszego dnia Majka przespała. Dziś w zasadzie większość dnia też spała z małymi przerwami na jedzenie, picie i wariacje :) Bo Moja Majka to mała psotka jest. Guz też jest mniejszy o co najmniej połowę co mnie naprawdę uspokoiło, bo przyznam szczerze, że zmartwiłam się tak jakby to było moje dziecko ale każde jej machnięcie ogonkiem i każda psotka sprawia, że serce się samo uśmiecha :) A teraz sobie słodko śpi na mojej poduszce :)

Dziś próbowałam dostać się w Biurze Pracy aby się podpisać jako bezrobotna, ponieważ w marcu nie będę miała czasu, ale jak zobaczyłam tłum ludzi czekających to postanowiłam odłożyć to na jutro :)

Mamy odwieczny problem! problemem tym jest - PILOT! tak, tak jeden zwykły, siwy z kolorowymi guziczkami pilot. Zawsze któreś z nas go walnie, a potem jest akcja SZUKAĆ PILOTA :) Ale zawsze potem wychodzi na mnie :P I tak dziś była kolejna akcja :) Kiedy Dupek przyjechał ja sobie leżałam i oglądałam "Hotel 52". Poszedł z psem, wrócił i położył się koło mnie, tak się złożyło że akurat na pilocie. Reklama - więc chciałam przełączyć a pilota ni ma :) więc zaczęliśmy szukać. Wiercił się i kręcił, podniósł się:
Ja : Dupek no gdzie jest jest pilot!
Dupek: O Jezu nie wiem! zawsze gdzieś go walniesz a potem szukasz. Tu jest!
Dlaczego go schowałaś pod kołdrą?
Ja : Bo mu zimno było :)


środa, 24 lutego 2010

Dlaczego ona?

Wczoraj wyszłam z łazienki i widzę Majkę wymiotującą. Myślę sobie "No tak najadła się tych orzechów i kasztanów a teraz spawa". Posprzątałam i reszta dnia minęła spokojnie, nawet chipsy wyciągała od Dupka. Dziś obudziłam się, poszłam się ubrać i w tym czasie Majka pobiegła za mną i czekała pod drzwiami. Wychodzę z łazienki patrzę na nią a na jej sutku mega mega guz wielkości pięści...Co prawda ma guzki małe od sierpnia i pani weterynarz powiedziała, że puki rośnie i da się wycisnąć problemu nie ma ale ten guz dziś rano był twardy i nawet nie dał się rozmasować. Zaczęłam płakać... nie wiedziałam co mam zrobić. Akurat zadzwoniła Mama, powiedziałam jej jak jest i kazała dziś iść z Majką do weterynarza i nie patrzyć na koszty. Po rozmowie z Mamą uspokoiłam się i zajrzałam do internetu. Trafiłam na stronę, poczytałam i się wystraszyłam... Kątem oka zauważyłam, że moja poduszka się trzęsie. Spojrzałam na Majkę i zobaczyłam jak cała się trzęsie i co jakieś 4 sekundy zaciska brzuszek i zwija się biedniutka z bólu. Nic nie zapiszczała, leżała cichutko na mojej poduszce i zwijała się z bólu. Nic nie jadła, nawet szynki nie tknęła co u niej jest bardzo dziwne, nawet wodę na siłę jej wpychałam namaczając pyszczek. A do otwarcia Kliniki były jeszcze trzy godziny. W końcu usnęła, pospała ponad dwie godziny i powoli poszłyśmy do Kliniki. Oczywiście Majka jak tylko zobaczyła schody prowadzące w dół od razu zrobiła w tył zwrot ale jakoś zeszłyśmy. Pani doktor jak zwykle była bardzo miła. Pomacała guza i pozostałe sutki, zmierzyła Majce temperaturę. Miała 41 stopni gdzie górna granica bezpiecznej ciepłoty ciała psa wynosi 38,5 stopnia. Weterynarz powiedziała, że jest to guz gruczołu mlekowego i potwierdziła moje przypuszczenia, ma on podłoże nowotworowe. Podwyższona temperatura świadczy o stanie zapalnym i może być znaczącym czynnikiem do przeistoczenia się go w nowotwór złośliwy. Dała dziś Majce dwa zastrzyki i w sobotę mam przyjść po następne dwa, no chyba że będzie coś się działo to mam niezwłocznie przyjść.Najpierw zniwelujemy stan zapalny a potem Majka będzie miała operację.
Kurcze pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Majka nigdy tak poważnie chora nie była, uroiła sobie ciążę, wyrwała sobie paznokieć, miała rozwolnienia i inne pierdoły ale nigdy nie było możliwości że może ona nie przeżyć.
Nie umiałabym sobie chyba poradzić gdybym nie daj Boże musiała ją uśpić (bo już nie byłoby ratunku a każdy nowy dzień przynosiłby jej ogromny ból) albo gdyby umarła.
Pamiętam że nigdy nie mogłam mieć na stałe zwierzaka. Mam uczulenie na każdą sierść no i zawsze rodzice byli przeciwni. Co prawda mój brat często i gęsto przynosił na noc bezpańskie koty, kąpał je, karmił i wypuszczał na drugi dzień. Miałam też przez jakiś czas psa i kota w domu ale był on mojej cioci. Zawsze chciałam żeby był w naszym domu nasz przyjaciel, prawdziwy przyjaciel, który by się w naszym domu wychowywał i był pełnoprawnym członkiem naszej rodziny.
Kiedyś mojej Mamy znajoma zapytała czy chcemy pieska, jamnika, bo jej córki suczka jest szczenna i lada dzień urodzi i po sześciu tygodniach będę mogła go wziąć. Mama się zgodziła, powiedziała że jak pies będzie już w domu to i ojciec się ugnie. Z niecierpliwością czekałam na mojego kochanego pieska. Kiedy nadszedł czas kiedy pies miał do nas trafić poszłyśmy do tej znajomej mojej Mamy i już w progu powiedziała nam, że niestety ale jej córka tak bardzo chce tego pieska, że ja muszę poczekać na następny rzut. Weszłam do pokoju i na fotelu zobaczyłam moją Majkę. Była taka mała a uszy miała jak kłapouchy :) Pamiętam tylko słowa Mamy "Góra dwa tygodnie i pies będzie Twój". W ogóle to miała nazywać się Roksi :) ale tam gdzie była najpierw nazwali ją Majka. Po dwóch tygodniach w naszym progu stanęła Mamy znajoma z Majką na rękach i powiedziała "Przychodzę z nią wychodzę sama". Okazało się, że nie było komu wychodzić z psem i załatwiła się na balkonie. Jeden z wnuków poszedł na balkon myślał, że to czekolada i to zjadł... Pominę fakt że kiedy była mniejsza nikt z jej nie pilnował i pies spadł z balkonu z pierwszego piętra. No i została :) Ojciec zobaczył ją dopiero rano... i zakochał się w niej :) Od ośmiu lat i sześciu miesięcy Majka jest w naszym domu, jest członkiem naszej rodziny.
Nie może nas zostawić, nikt by tego nie dał rady przeżyć. Wiem ona żyje, będzie miała operację i będzie z nami jeszcze długo długo. Tylko ten strach o nią i widok jej cierpienia robi swoje. Nie myślałam że ona jest taka dzielna, nigdy nie piszczała, nie lamentowała kiedy ją coś bolało. Nawet wtedy kiedy wyrwała sobie pazurka, nawet dziś kiedy brzuszek zaciskał jej się z bólu.
Teraz śpi na mojej poduszce, regeneruje siły do walki z choróbskiem.
Damy radę i psychicznie i finansowo. Dziś za dwa zastrzyki wyszło 40 zł ale jak to powiedziała moja Mama i pani doktor "Zdrowie psa ważniejsze od pieniędzy", zapłacę jak wróci Mama.
Musiałam trochę się wygadać żeby nie płakać i nie wkręcać sobie głupot. Cholera no strasznie ją kocham i strasznie się o nią martwię.



poniedziałek, 22 lutego 2010

okres i pedicure

Tak dostałam okres. Dwa dni po czasie to oznacza, że coraz częściej jestem nieregularna, a co za tym idzie? - trzeba odwiedzić panią ginekolog, a tym samym wydać 120 zł za wizytę. Oznajmiłam mu ten fakt sms'em :)
Ja : Nie będziemy rodzicami.
Dupek: A co rano dostałaś?
Ja : No ale chyba w nocy, obudził mnie ból brzucha. Poszłam do łazienki
patrzę a tam krew, najpiękniejsza krew na świecie :)
Dupek: No :)
_______________________

Jest sobie taki przyrząd do ścinania martwego, zbitego naskórka z pięt, dużych palców u stóp i zewnętrznej części stopy. Przyrząd ten nazywamy - ostrze Omega. Stopy trzeba najpierw namoczyć, a dokładniej mówiąc zmiękczyć naskórek poprzez kąpiel stóp w soli zmiękczającej lub też podczas kąpieli całego ciała. Dupek siedzi w cieplutkiej wannie i bombluje się w Ozonomatic'u, ja kończę myć mu plecy (zazdroszczę mu bo ja przez tydzień mogę zapomnieć o kąpieli) nagle Dupek pyta :
Dupek: Zrobisz mi stopy tą gilotyną?
:P On chyba powinien zostać kosmetyczką :D

Po osuszeniu stopy i ścięciu naskórka Omegą należy wyrównać naskórek frezarką, pumeksem lub tarką. Ja to zrobiłam tarką.
Dupek: Ajjj weź bo to gilgocze.
Ja : Ejże no przecież Ty nie masz tu gilgotek.
Dupek: No ale mnie to gilgocze.
Ja : Zobacz ile ciasta ci ze stopy jeszcze schodzi, sypiesz się stary :P

środa, 17 lutego 2010

Majka ma focha

Jak już wiecie mam jamniczkę, ma na imię Majka. Wczoraj poszłam z nią na dwór rano, tzn koło 12 :) Majka ostatnio jest coraz bardziej niegrzeczna, szczeka na ludzi przechodzących spokojnie obok i nie słucha kiedy się ją prosi żeby tego nie robiła. Nigdy taka nie była. No i wczoraj szło starsze małżeństwo i zmierzali w kierunku klatki w której mieszkam. A Majka jak tylko ich zobaczyła od razu zaczęła z krzykiem do nich lecieć ( Majka nie wychodzi na smyczy). Wołam Majka i Majka a Majka ma mnie gdzieś.
Zachowałam spokój, weszłyśmy do mieszkania i byłam zmuszona dać jej klapsa w tyłek i wygłosić reprymendę, a co by było gdyby szła straż miejska. Po części jest w tym mojej winy, ponieważ powinna wychodzić na smyczy. Jest jednak jeden problem, Majka nie umie wychodzić na smyczy...
No i Majka się obraziła. Kiedy dzwoniła Mama i opowiadałam jej o tym Majka wiedziała, że o niej mowa i wiecie co - odwróciła głowę w drugą stronę ale w tak perfidny sposób że aż mnie to rozśmieszyło. Co więcej, poszłam do Urzędu Skarbowego i kiedy wróciłam do domu nawet nie wyszła na przedpokój sprawdzić kto przyszedł i się przywitać tylko leżała na łóżku i jak zobaczyła że to ja znów odwróciła głowę. Zawsze kiedy przychodzę do domu jest szał radości ogon jej lata na 380 stopni, mało tyłkiem głowy swojej nie uderzy, a tu ... olewka. Pomyślałam "poczekaj jak będziesz chciała się przeprosić". Po trzech godzinach jej przeszło, najpierw zaczęła się czołgać po kołdrze w moją stronę i drapać mnie po ręce. Kiedy pogłaskałam jej głowę zaczęła się świńska godzina, wygłupy, wariactwa itepe w wydaniu Majki :P
Wiecie co, ja nawet nie wiedziałam, że zwierzęta potrafią tak się obrażać :)
_____________________________

Dupek: Co teraz będzie ?
Ja : Kulisy "M jak Miłość"
Dupek: No tyle to ja wiem, ale potem.
Ja : "Ekspres reporterów" albo wanna z ciepłą wodą i świeczkami.
Dupek: A co to za film?

No nie! :]
______________________________

Byłam dziś w kościele na 7 rano ha! :)

wtorek, 16 lutego 2010

Jakbyś przyszedł mi w takim garniturze do ołtarza to bym Cię wygnała.

Wczoraj oglądaliśmy "M jak Miłość" i stworzyliśmy obraz Jego ubioru na nasz ślub :) Para bohaterów poszła do galerii wybrać garnitur i na wieszakach wisiały czerwone i jasne garnitury.
Dupek: O fuj czerwony garnitur kto to nosi, po co to w ogóle produkują.
Ja : Jakbyś przyszedł mi w takim garniturze do ołtarza to bym Cię wygnała.
Dupek: Jo tam :]
Ja : hehe albo w niebieskim.
Dupek: Albo w zielonym.
Ja : Tia w różowym takim żarówiastym i w czarnej koszuli.
Dupek: I w białych skarpetkach :]
Ja : I w czarnych butach.
Dupek: I w za krótkich spodniach przed kostki :P
Ja : I do tego zielony taki żarówiasty krawat :]

W związku z powyższym wszystko ustalone, mój Dupek do ołtarza pójdzie w :
Różowym intensywnym garniturze, czarnej koszuli, zielonym żarówiastym krawacie, za krótkich spodniach, białych skarpetkach i czarnych butach :]

niedziela, 14 lutego 2010

Drogi pamiętniku


Drogi Pamiętniku

Jestem na łóżku w szpitalu, doktor mówi że będą mnie operować i mogę tego nie przeżyć. Potrzebuje nowego serca, potrzebuje również kogoś kto mógłby mnie wesprzeć w tych trudnych momentach, ale mój chłopak jeszcze nie przyszedł.
______________________
Drogi Pamiętniku


Operacja skończona, doktorzy mówią, że wszystko poszło zgodnie z planem, że się udała, ale ja nadal potrzebuje kogoś kto mnie mógłby wesprzeć w tych trudnych chwilach, ale jego cały czas nie ma.
______________________
Drogi Pamiętniku

Minął już tydzień, wyszłam ze szpitala, wszystko ze mną w porządku, mój chłopak nadal nie przyszedł, nie odbiera telefonu, więc teraz postanowiłam do niego pójść, bo bardzo się tym przejmuję.
______________________
Drogi Pamiętniku

Byłam u niego, długo waliłam w drzwi ale nie było nikogo, weszłam do środka, drzwi były otwarte i na stole była kartka papieru na której było napisane:

"Kochanie, wybacz mi, że nie mogłem Cię wesprzeć
w tych trudnych momentach, a wiem że tego potrzebowałaś.
Chciałem zrobić Ci prezent, moje serce już dla mnie nie bije,
ale jestem szczęśliwy że mogę Ci je dać, że nadal żyję w Tobie ..
Kocham Cię .."


Tekst który od 4 lat wciąż tkwi mi w głowie.
Szczęśliwych Walentynek, jakiekolwiek miałyby one być...

wtorek, 9 lutego 2010

Mama znów pojechała do Niemiec. Musiała. Teraz będzie sama z babką, babka nie ma rodziny, jest sama i Mama będzie pierwszą Polką u niej w domu. O wyjeździe dowiedziałyśmy się w czwartek więc od tego czasu wszystko na wariackich papierach. Latanie po lekarzach załatwianie recept, robienie zakupów, pakowanie... Wczoraj od rana musiałyśmy dużo rozmawiać, my jesteśmy lelochy, każda za sobą tęskni, więc rozmowy były konieczne. I żeby się pocieszyć wymyślałyśmy co zrobimy z pieniędzmi, które przywiezie :)

A ja załapię małą robótkę :) Co prawda na 18 dni i to z umową na dzieło ale kasa zawsze się przyda. Będę pracować za Mamę na kwalifikacji wojskowej, bo Mama już od ponad 30-tu lat związana jest z wojskiem. Tak zastanawiałam się nad moją rodziną i stwierdzam, że zdecydowanie mundurowi górą :P Dziadek od mojego ojca był milicjantem, Ojciec i wujkowie też. Babcia od Mamy dawała śluby, wujek jest kapralem, no i Mama w ewidencji :) Normalnie armia! :)

Dziś Dupek ma urodziny. My zawsze pytamy się co kto chce dostać bo wolimy uniknąć niechcianego prezentu.
Ja : Dupek co chcesz na urodziny?
Dupek: Nic nie chce.
Ja : Jak nic nie chcesz to są Twoje urodziny, musisz coś chcieć!
Dupek: E tam, dzień jak każdy inny.
Ja : Nie jak każdy inny, to jest Twój dzień, Twoje urodziny. Urodziny
są raz w roku. To jest dzień wyjątkowy a nie zwykły!
Dupek: No może.
Ja : Nie może tylko na pewno! Więc co chcesz dostać na urodziny?
Dupek: Ciebie chcę!
Ja : Mnie już masz, więc musisz chcieć coś innego :P

Po kilku dniach rozmyślań czego może chcieć w niedzielę oglądaliśmy na czwórce film o wilkach i kiedy zobaczył te małe szczeniaczki wieczorem napisał "Może pieska, no że od Ciebie by był"i to ma być owczarek lub husky (na którego Go namawiam).
Pomyślałam "ok w końcu się zdecydował". Ale...!
Wczoraj kiedy o tym rozmawialiśmy wyjaśnił mi dlaczego "że od Ciebie", otóż chciał od dawna takiego psa ale różne opinie słyszał na ten temat "no więc jak zobaczą że dostałem go Ciebie na urodziny to nie będą gadać", że niby co złego to Xyz?...
ci faceci!

Dopisek:

No i dziś nasza miesięcznica :) to już 69 wspólnych miesięcy wspólnie spędzonych :)

środa, 3 lutego 2010

Nauki czas zacząć.

Tak, właśnie tak. Muszę zacząć się uczyć. Już w czerwcu mam poprawkę. Muszę powtórzyć wszystkie zabiegi na twarz, ciało i kończyny. Muszę umieć wszystko co jest potrzebne żeby zaliczyć tak jak sobie obiecałam 28 sierpnia, na możliwie jak największą ilość punktów. Na szczęście wiem już jak wygląda ten egzamin i wiem jak mam napisać. Jedno powiedzenie jest w 100% trafne co do tego egzaminu "Nadgorliwość gorsza od faszyzmu", chciałam zabłysnąć wiedzą a najwyraźniej za dużo napisałam a jak jeden nauczyciel uczy tak, a drugi inaczej to na pewno musiałam spaść na pysk. Zabrakło głupich 3% teraz dam z siebie wszystko i będzie procent o wiele więcej niż trzeba.
Dlatego mimo iż do czerwca jeszcze 4 miesiące ja już zacznę powtarzać godzinkę dwie dziennie wtedy będę na bieżąco i będę spokojniejsza :)

________________________

Z innej beczki. Jedząc dziś obiad doszłam do wniosku, że jestem pokręcona.
Ja : Mamo jakieś dziwne te ziemniaki, nie smakują mi.
Mama: Takie kupiłaś.
Ja : No ja wiem ale ostatnio mam pochrzaniony smak.
Mama: Ty w ogóle jesteś pochrzaniona.
Ja : A wiesz, że coś w tym jest. Te podziugane ziemniaki mi nie smakują
ale te niepodziugane tak... dziwne nie.

Ale zaraz, zaraz nie tylko ja w tym domu jestem pochrzaniona. Np moja jamnisia (czyt. pies) jak się ją podniesie nad wanną to pływa na sucho :P A Mama ? ona już w ogóle jest pochrzaniona, jak nie śpiewa przez sen to ogląda tv, jak nikt. Leci jej ulubiony serial na Polsacie i jest jakaś ważna dla fabuły serialu scena:
Mama: Kurcze, a dlaczego ja nie oddycham?
Patrząc obiektywnie na ogół zdarzeń : Jak ja mam być tu normalna? :)
Ale wiecie co? Kocham to pochrzanienie w moim domu, przynajmniej jest wesoło :)

poniedziałek, 1 lutego 2010

Alleluja Lunatycy

Mama: Dzisiaj śpiewałam "Alleluja".
Ja : Jak? Kiedy?
Mama: No w nocy jak spałam. Śpię i śpiewam, no przez sen śpiewałam.
I obudził mnie mój własny śpiew, i chcę się zacząć śmiać a nie
mogę bo dalej śpiewam. Tak jakby coś kazało mi śpiewać.
I sobie myślę "ale jestem nienormalna".

Z tym śpiewaniem to chyba rodzinne bo ja swojego czasu nie śpiewałam przez sen ale cyrki odstawiałam równie zabawne. Co więcej, chodziłam przez sen. Któregoś razu wstałam z łóżka, wzięłam kołdrę za róg i poszłam na balkon. Przełożyłam jedną nogę przez balustradę i już chciałam przekładać drugą nogę ale Mama w porę mnie powstrzymała. Innym razem usiadłam na łóżku i wskazałam mamie na wersalkę mówiąc "Wyłącz ten telewizor", potem wskazując na półkę z pościelą kazałam wyjąć bluzkę w kwiaty bo zaraz idę do kościoła.Pominę już sytuacje kiedy rozmawiałam przez sen, a to potrzebowałam krzesełka, a to "Czarodziejkę z Księżyca" oglądać. Mój ojciec kiedyś w nocy wstał otworzył pufę i chciał do niej nasikać (że niby to sedes :P), dobrze że Mama nie spała bo by był problem :)
Fakt wygląda to przezabawnie ale czasem mogą być tego całkiem przykre konsekwencje. Mojej koleżanki brat kiedyś rano wstał z łóżka, wziął z kuchni największy tasak i szedł z nim na własnego ojca.
Skąd to lunatykowanie się bierze?

Dopisek:
Apropo tematu, dziś rozmawiałam z mamą i mówi tak:
Mama: Jak nie miałam 18 lat i mój starszy brat odjeżdżał z przepustki do wojska,
pociąg odjeżdżał nocą i on się ze mną chciał pożegnać. Ja usiadłam na
łóżku i złapałam za siennik od łóżka i powiedziałam "tu odsunąć deski,
tam leżą kartofle" i położyłam się na drugi bok i dalej spałam. Obudził
mnie śmiech brata i rodziców. Zdziwiona patrzę na nich co się dzieję a
oni mnie pytają "to co z tymi kartoflami?"

piątek, 29 stycznia 2010

ah ten facet :) jak on to robi że mnie tak rozbraja :)

Czasem jednak facet potrafi powiedzieć coś miłego i mądrego :P Dupek mój rozmawiał z moją Mamą o jednej kobiecie, takiej która była przeciwna Nam.
Mama : no Panie S. jak ja mogę wybierać jej z kim ona ma być a z kim nie
to jej życie i to ona będzie z Tobą żyła a nie ja.
Dupek : No właśnie to tak jakby ona wybierała Pani buty.

:] przyrównanie mężczyzny do butów :)
____________________

Niesłychanie zaskakujące jest zaangażowanie mojego mężczyzny w omawiany temat :) na mojego sms'a o treści: "Za niedługo Walentynki :)" odpowiedział: "No. Żeby w sobotę nie padało bo dach chcę kłaść" :)
____________________

Ja : Chcesz mi dać buźki?
Dupek: Nie bo chce mi się siku.
:)
____________________

Kiedyś umówiliśmy się na grzybobranie, jechaliśmy z Jego rodzicami i siostrą. Przyjechał po mnie:
Dupek: A wędkę wzięłaś?
Ja : A po co mi wędka?
Dupek: No bo jedziemy na grzyby.
Ja : Dupek wędkę się bierze na ryby.
Dupek: Ty się nie znasz na grzybobraniu :P

:] to na ryby co się bierze? :)

____________________

Aż wreszcie najbardziej rozbrajająca rozmowa:
Ja : Dupek i zobacz co ja z tego mam? nigdy kasy nie mam i w ogóle
nic nie mam. Anecie matka prezenty jakie robi mimo że nie musi.
Dupek: Rybko nie płacz, kiedyś my też będziemy mieli pieniążki i nie będzie
żadnych problemów.
Ja : Tak nie wiem kiedy, nawet jak będę miała 40 lat to i tak będę taką
sierotą i co wtedy będzie?
Dupek: Rybka nie dygaj i tak Cię będę bzykał :P

:] w tym momencie padł pospolity brecht a ja przestałam płakać.

____________________

Czy Wasz facet pierze przez sen? :)
Wieczór przed Bożym Ciałem wypiliśmy po piwku, pogadaliśmy i poszliśmy spać. Rano Dupek się budzi, krząta po mieszkaniu i zaczyna się zbierać do domu - Msza z rodzinką obowiązkowa. Patrzę na jego bluzę którą ma zamiar podnieść a ona caluśka mokra...
Ja : Dupek a co ta bluza taka mokra?
Dupek: Kurcze nie wiem...
Ja : A Ty nie nasikałeś mi w pokoju?
Dupek: No ty chyba chora jesteś.
Po obrzędach w kościele i obiadach rodzinnych tego samego dnia pojechaliśmy ze znajomymi na wyprawę do miasta dalej no i m. in. do McDonalda. Siedzimy na tylnich siedzeniach i podczas kiedy nasi znajomi sobie rozmawiali Dupek mówi:
Dupek: Wiesz jak ta moja bluza ładnie pachniała?
Ja : Dupek a może Ty ją prałeś przez sen?
Dupek: A wiesz że to jest całkiem możliwe :)

Szkoda, że przy okazji prania nie uprał mi spodni i kilku innych ubrań :)

_____________________

W nocy:
Ja : Dupek cholera jasna chrapiesz (kuksaniec w jego żebra)
Dupek: Jak chrapię jak rozmawiam z Tobą.
Po chwili:
Ja : Dupek śpisz?
Dupek: Nie śpię.
Po chwili:
Ja : Dupek śpisz?
Dupek: chrrrrrrrrrrrrrrrrrr....

_____________________

Jednak facet jest kobiecie niezbędnie potrzebny :) a chociażby do tego aby lepszy humor był. No dobra nie tylko do tego ale najważniejsze że potrafi właśnie to :)

_____________________

poniedziałek, 25 stycznia 2010

a jednak Cię tam nie ma...
a już zaczęłam się cieszyć, no cóż najwyraźniej mój plan musi się spełnić.
Wczoraj myślałam, że umrę, w ogóle ostatnio całymi dniami umierałam.Przez kilka dni umierałam ze strachu, nie tyle takiego strachu, że ono mogłoby się pojawić ale ze strachu, że sobie nie poradzę w roli matki. Tak kochane, miałam obawy że mogę być w ciąży. Ale nie jestem. Wczoraj rano umierałam z rozpaczy bo dostałam miesiączkę, a muszę przyznać że już się zaczęłam cieszyć. Resztę wczorajszego dnia umierałam z bólu... Wieczoru nie chcę pamiętać.
Ciężka jest rola kobiety w życiu. Najpierw ciągnięcie za warkocze przez kolegów w szkole, potem pojawia się dziwna ciecz zwana miesiączką i już nie jesteśmy dziewczynkami tylko dorastającymi kobietkami i co miesiąc umieramy z bólu. W końcu przychodzi miłość i inne nieszczęścia, pożycie seksualne, podobno pierwszy raz najbardziej boli (według mnie dużo zależy od nastawienia partnera jeżeli jest wyrozumiały to wcale nie musi boleć) no i obawa przed ciążą. Jeżeli już jesteśmy w ciąży to zmartwienie "czy dam radę". Mdłości, wymioty, zawroty głowy, zachcianki pokarmowe aż w końcu poród. Cesarka czy naturalny, podobno jeden pies oba potworny ból przynoszą. Potem macierzyństwo aż w końcu starość i śmierć. Po drodze zdrady, złamane serce i wiele wiele innych głupot. Nie wspomnę o wizytach u kosmetyczek, fryzjerek i innych specjalistek od wyglądu.I faceci narzekają na życie? Taki tylko wstanie czasem się umyje ( czasem nie) ubierze się, włosy umyje, umoczy siusiaka gdzie nie gdzie i zadowolony z życia.
To niesprawiedliwe, kobiety zgoda mogą okresować co miesiąc ale to ich powinno boleć!

P.S. Zgubiłam mózg gdzieś na podłodze i nie chce mi się go szukać, stąd ten harmider w notce.

Pa!

sobota, 23 stycznia 2010

Czy Ty tam jesteś? - od paru dni zadaję sobie to pytanie. Niby to tylko pare dni ale dla mnie to aż pare dni, tym bardziej, że wiem że jest taka możliwość żebyś tam był/a. Jeżeli tam jesteś to nie byłoby wielkiej tragedii, bo przecież od dłuższego czasu o Tobie myślę, ale... z drugiej strony wywrócił/a byś moje życie jeszcze bardziej do góry nogami niż jest ono wywrócone i przyszłość którą sobie tak ładnie zaplanowałam delikatnie mówiąc szlak by strzelił, bo Ciebie przewidziałam trochę później. Nie myśl sobie, że ja Ciebie nie chcę, bo chcę i to bardzo ale nie sądzisz chyba, że teraz jest odpowiedni czas na Twoje pojawienie się.
Jesteś tam czy Cię tam nie ma? Czy Ty mnie słyszysz? Odpowiedz?!