Była dziś u mnie ta długosiedząca koleżanka.Fajnie nam się gadało bo dawno się nie widziałyśmy (około tygodnia). Zjadłyśmy dukanowskie tosty z paluszkiem rybnym, pogadałyśmy i przyjechał Dupek. Jej mama zmartwiła się, że długo jej nie ma a dziś szesnasty. Koleżanka zeszła na chwilę do mamy i wróciła z powrotem. Siedzimy w ciszy patrząc w telewizor, cała nasza trójka. Nagle ona mówi:
Ona: No to ja nie będę bo ty i tak masz więcej.
Ja : ... (tu pada jej imię) ale czego mam więcej.
Ona: Nie wiem, ale ty masz więcej.
Ja : Będzie atak?
Ona: Chyba, ale więcej masz i tak to ja nie będę.
Ja : ... (jej imię) nie strasz mnie proszę bo ja nie wiem co robić.
Nagle zaczęła się trząść, ruszać rękoma i nogami, ślinić się i ruszać głową. Ja wpadłam w panikę ale Dupek zachował zimną krew i na mnie ryknął żebym się ogarnęła. Kazałam mu trzymać jej głowę, żeby się nie udusiła. Całe szczęście, że znam ją trochę, wiem że jest chora na padaczkę i że np telefon domowy ma nieaktywny i wiem mniej więcej kto mieszka w jej sąsiedztwie. Zadzwoniłam do jej sąsiadki żeby powiedziała jej mamie, że ma atak i pobiegłam po swoją sąsiadkę która jest pielęgniarką. Kiedy koleżance minął atak sąsiadka kazała ją tak zostawić aż przyjedzie jej mama. Jej mama przyjechała po nią, poczekały chwilkę aż będzie w stanie iść i pojechały.
Sama świadomość tego, że jest chora niestety nie wystarczy. Niby wiele razy rozmawiałyśmy o tym jak ja miałabym postępować na wypadek gdyby dostała ataku ale to nie wystarczy. Dziękuję Bogu że był Dupek który mnie przywołał do porządku i że ona dostała tego ataku u mnie w domu. Bo co by było gdyby dostała go w drodze do swojego domu? czy ktoś by jej pomógł? skąd by wiedzieli dokąd dzwonić? zadzwonili by na pogotowie i dopiero z tamtąd by ją zawieźli do domu, bo sprawdziliby adres w dowodzie.
Myślę, że od dziś będzie miała nauczkę, żeby szesnastego nie wychodzić z domu, bo od lutego co miesiąc szesnastego ma atak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz