poniedziałek, 10 maja 2010

:)

Byłam na dyskotece, musiałam odreagować wszystkie stresy. Wszyscy wokół mi przypominają o tych upiornych egzaminach. Nawet dobrze się bawiłam , tylko ta presja czasu mnie przybijała do podłogi. Koleżanki starały się żebym nie żałowała, że poszłam. Na początku było drętwo, najpierw wypiłyśmy trochę czystej ( u mnie w piwnicy:) ) no i w klubie po piwku na przedłużenie lepszego humoru. Jak to my oczywiście tańczyłyśmy w kółeczku, moja kuzynka i dwie koleżanki. Kurcze teraz już wiem, że nie zapomnę tej dyskoteki do końca życia :) Poznałam kogoś. Trochę dziwnie mi o tym pisać bo nigdy takie coś mi się nie przydarzyło żeby na dyskotece z obcym chłopakiem tak dobrze się dogadywać. Przyłączył się do nas, tańczył przy mojej kuzynce nie odrywając ode mnie wzroku. Trochę mnie to peszyło ale procenty w głowie nie dały po sobie poznać. Kuzynka rzucała mu się na szyję, obejmowała go a ja tańczyłam i się do niego uśmiechałam. Kurcze jakbyśmy byli w jakimś trójkącie :P On tylko tańczył w jednej ręce trzymając papierosa a w drugiej butelkę z jakimś trunkiem. Nagle znikł… „no tak koniec mojej przygody w miłosnym trójkącie” pomyślałam. Muzyka dalej grała, a my się bawiłyśmy. Nagle czuję czyjąś ciepłą rękę na moich plecach, odwracam głowę a to ten chłopak do którego moja kuzynka puszczała końskie zaloty. No więc tańczymy :) nigdy tak się nie wytańczyłam i powiem szczerze, że potrzebne mi było trochę szaleństwa. Ja jestem gadułą a w klubie było tak głośno, że nie możliwym było zamienienie ze sobą paru słów, a ten chłopak naprawdę mnie zafascynował. Wyszliśmy na dwór i przeszliśmy się parę razy dookoła klubu. Rozmowa strasznie nam się kleiła, jeszcze nigdy z nikim nie miałam takiego kontaktu od pierwszego spojrzenia. Potem wróciliśmy do środka i dalej się bawiliśmy. Kurcze nie pomyślałabym, że są tacy faceci którzy są tacy wylewni w słowa przy pierwszej rozmowie. No ale to co dobre szybko się kończy i dziewczyny chciały już iść bo było grubo po 2 w nocy, on widząc to zaproponował, że mnie odprowadzi bo jest z kolegą i też musi już iść. Tak wiem , nie znam go i mógłby mi coś zrobić ale ja przecież bronić się umiem. Odprowadzili mnie pod ratusz skąd jest przysłowiowe pięć kroków do mojego domu, wymieniliśmy się numerami telefonów. Umówiliśmy się na dziś na 17. Z reguły nie wierzę w takie związki po jednej dyskotece no i przede wszystkim nie powinnam iść ale raz się żyje. Cały dzień sobie wyobrażałam jak to spotkanie będzie wyglądało. O 14 przyszła do mnie Ola, koleżanka ze szkoły, cała w skowronkach bo umówiła się z chłopakiem którego musiała tydzień temu wystawić do wiatru z przyczyn rodzinnych. Okazało się że chłopak z którym się umówiłam (jak szalona) ma tak samo na imię jak jej kolega z dzisiejszej randki. Pogadałyśmy i poszła bo ja zaczęłam się szykować, dobrze by było gdybym wyglądała dobrze bo wiadomo może to ten będzie kiedyś moją miłością. Miejsce w którym się umówiliśmy było 15 minut spacerkiem od mojego domu. Szłam ze słoniami w brzuchu. Prawie dochodziłam do naszego miejsca kiedy zauważyłam że w wejściu do bocznej uliczki stoi właśnie On z kim? Z Olą… normalnie zdębiałam, pomyślałam sobie „coś ty głupia chciała, kolesia-gówniarza z dyskoteki?”. Postałam chwilę i Ola szła do domu, zauważyła mnie i podeszła:

Ja: Kto to był?

Ola: to był ten mój … (tu jego imię)

Ja: Aha no to idziemy do domu.

Ola: Ale dlaczego?

Ja: Bo ten Twój to ten mój!

Ola: O to skurwiel!!!

Ja: Skurwiony skurwiel! Chodź Ola idziemy.

Ola: Xyz przepraszam ja nie wiedziałam.

Ja: Olka ale co ty mnie za buraka przepraszasz? To nie ty się na dwa fronty umówiłaś.

Ola: No tak ale widziałam jak ty się dziś cieszyłaś.

Ja: Oj dobra chodź, ja jakąś tam deskę ratunkową sobie znajdę.

Ola: Ale powinnaś pójść.

Ja: A wiesz co… pójdę, jednak pójdę ale ty pójdziesz ze mną, pokażemy dziadowi że z Xyz to się nie zadziera.

Ola: no coś ty…

Ja: Chodź bo pomyślę żeś tchórz.

Poszłyśmy jak przyjaciółki pod rękę, przeszłyśmy przez park i kiedy dochodziłyśmy do schodków pojawił się on. Minę miał nie za specjalną kiedy nas zobaczył. Schował się pod daszek. Ja się z Olą pożegnałam buziakami w policzek i czekałam aż podejdzie. Policzyłam do 10 i widząc brak jego reakcji zawołałam do Oli żeby poczekała bo jednak idę z nią. Chyba się przestraszył bo zawołał mnie i podszedł. Poszliśmy na spacer. Najpierw mu wygarnęłam co o nim myślę, że nie zamierzam tracić czasu na głupoty bo mogłabym w tym momencie być w towarzystwie kogoś innego. A potem kiedy mi przeszło poszliśmy na spacer. On mi wytłumaczył, że umówił się z nią tylko dlatego żeby jej powiedzieć że nic z tego nie wyjdzie bo poznał kogoś, a on nie potrafi przez sms’a takich spraw załatwiać bo ona cały tydzień do niego pisała i po prostu chciał jej powiedzieć, że nic między nimi nie będzie. Nie myślałam, że tak się można zaangażować i to facet mimo, że nie wie czy ja mam ochotę utrzymywać z nim kontakt. Przyznaję zaszalałam tą dyskoteką bo w sumie powinnam się uczyć. Pospacerowaliśmy, porozmawialiśmy i zaczął padać deszcz. Schowaliśmy się pod daszek. I widziałam kontem oka, że on stojąc do mnie bokiem (ja do niego też) zaczął się przysuwać. Poprosiłam w duszy Boga żeby nie przyszło mu na myśl się całować bo jeszcze ktoś by zobaczył. Tak sobie rozmawialiśmy, żartowaliśmy aż w pewnym momencie on spoważniał:

On: Chciałabyś mnie poznać?

Ja: No przecież cię znam, wiem jak masz na imię, jak wyglądasz i że jesteś buraczkiem.

On: No ale nie o to mi chodzi.

Ja: No to o co ci chodzi?

On: No ty wiesz o co mi chodzi.

Ja: Helloł nie wiem, nie jestem jasnowidzem. Powiedz wprost bo dziś nie mam głowy do gry w słówka.

On: Czy chciałabyś się ze mną spotykać, być moją dziewczyną. Jak to brzmi.

Ja: Hmmm no wiesz trochę mnie zaskoczyłeś (zaskoczył mnie jak cholera, przecież nie mogę tak) Nie odpowiem ci teraz bo bym musiała odmówić, wiesz taka jest zasada :)

On: To kiedy dasz mi odpowiedź? Tylko nie karz mi długo czekać.

Ja: Dziś o 20, napiszę ci sms’a z odpowiedzią. Tylko jeżeli masz zamiar spotkać się z Olą to już od razu ci powiem żebyś spadał na drzewo.

On: Myślę że zrozumie kiedy nie przyjdę.

Ja: No dobrze to teraz możesz mnie kawałek odprowadzić bo zmarzłam a mam jeszcze dużo nauki.

Odprowadził mnie kawałek. Jeszcze chwilę pogadaliśmy i przyszło do pożegnania, oboje wykonaliśmy coś tak śmiesznego że na samą myśl jest mi wesoło. Kiedy staliśmy twarzami do siebie w odległości 1 metra najpierw on dał krok w przód i zaraz w tył, a po chwili ja zrobiłam to samo. Oboje chcieliśmy się pocałować ale oboje wiedzieliśmy, że nie możemy (mimo że na dyskotece się pocałowaliśmy) .

W domu rozmyślałam co mam mu napisać, było dużo za i przeciw. O 20 zaczął puszczać mi sygnały.

Ja: Domyślam się że te sygnały to dowód na to, że się niecierpliwisz.

On: No, mogłabyś mi już napisać ale jak jeszcze nie wiesz to poczekam.

Ja: A z Ola się spotkałeś?

On: No, właśnie pije u mnie herbatę, pozdrawia cię.

Ja: To spadaj na drzewo!

On: Żartowałem głuptasie, nie poszedłem. To jak?

Ja: Myślę że spróbować nie zaszkodzi, w sumie nie mamy nic do stracenia.

On: :) Bardzo się cieszę, na pewno mam wyjdzie :)

Ja: Mam taką nadzieję.

Tak wyglądała moja kartka z pamiętnika 9 maja 2004 roku.

W ciągu 6 lat On zyskał miano Dupka, a ja? A ja pokazałam mu co to znaczy czułość i trwały (z piorunami) związek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz