środa, 17 grudnia 2008

bilansowo

Jestem, żyję i jako tako daję sobie radę...
zebrało mnie na bilansowanie ostatniego czasu,notka miała się szybko nie pojawić, tak sobie powiedziałam pisząc poprzednią notatkę... W ogóle już żadna notka miała się nie pojawić...
Dziwne rzeczy dzieją się w moim życiu ostatnimi czasy. Najpierw w ostatnim tygodniu listopada straciłam pracę ponieważ nie pasowałam tam. Potem śmierć cioci mojego taty, a siostry mojej babci. Za 2 tygodnie śmierć brata mojego taty aż w reszcie wyjazd mamy na tydzień przed świętami. W między czasie spory i waśnie w szkole między nadzwyczaj cierpliwą nauczycielką a paroma osobami w klasie którym nigdy nic nie pasuje. No i te cholerne zapalenia ucha które boli jak jasny gwint.
Jak już wcześniej wspomniałam zmarł mojego taty brat (Panie świeć nad jego duszą), pogrzeb był straszny...Wspominałam już że pogrzeb będzie bez księdza? chyba tak. Otóż księdza nie było ale dzień przed pogrzebem zadzwoniła ciocia z prośbą abym zaczęła modlitwę jakąkolwiek w kostnicy, bo kostnicę otworzą od 9:00 więc na godzinę przed pogrzebem mamy być bo to najbliższa rodzina. Zaczęłam tę modlitwę ale nie dałam rady tak tego poprowadzić jak to sobie zaplanowałam, m. in. dlatego bo nikt ze mną się nie modlił, panowała głucha cisza i na głównym planie tylko mój głos.Na cmentarzu mowę miał wygłosić wujka teść ale padło na mojego tatę. Cały pogrzeb byłam przy babci, razem z drugim bratem taty podtrzymywaliśmy babcię z obu stron... Inaczej to miało wszystko wyjść ale co się stało to się nie odstanie przecież.

Wczoraj tj we wtorek moja Mama odjeżdżała do Niemiec, starałam się ze wszystkich sił powstrzymać łzy ale niestety nie dałam rady... na 45 minut przed odjazdem same popłynęły, ale już przy pożegnaniu trzymałam fason bo wiedziałam że mamie jest jeszcze ciężej zostawić nas na święta, Ona będzie tam sama a ja tu z tatą. Mam nadzieję tylko że nie będzie pił to już wtedy jakoś damy radę. Bardzo się martwię jak ta moja mama da sobie radę. Jakoś to sobie przetłumaczyłam że jakoś damy radę i szybko zleci . Nie jestem maminsynkiem ale z mamą łączy mnie swojego rodzaju więź i co prawda czasem się pokłócimy ale to jest jednak Mama...

Dziś specjalnie wstałam o 7 żeby do tego lekarza iść bo te ucho to mnie wykończy. Wchodzimy z tatą do przychodni a tu informacja na drzwiach że nasz lekarz dziś nie przyjmuje... ale spacer był.
Jakoś dziś mnie wzięło na świąteczne porządki i dekoracje :) przyozdobiłam sobie okno i aż mi się cieplej na sercu zrobiło. Tata mnie tak zaraził, kiedy przyszliśmy od lekarza zaczął sprzątać w dużym pokoju i w kuchni więc podłapałam bakcyla :)

Mam nadzieję że te święta nie będą takie straszne jak to mi się teraz wydaje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz