W zasadzie Święta spędziliśmy sami. Nasz długi weekend zaczął się już w piątek. Oboje mieliśmy wolne. Zakupy, porządki, mały remont łazienki i zaczęliśmy na serio przygotowania do świąt. Troszkę w kuchni troszkę na malowaniu włosów :) Choć moja Mama jest wciąż w domu mojego brata to jakoś nie odczuliśmy tej magii. Za to wypoczęliśmy i nacieszyliśmy się sobą.
Dziś już dupek pojechał do pracy, a tak mu się biednemu nie chciało...ja wracam do pracy jutro. Już czuję jaki będę miała sajgon. A wszystko przez jedną angielkę, która z nami pracuje od 10 miesięcy.Tempa jest i na dodatek śmierdzi, ale tak śmierdzi niesamowicie że całe pomieszczenie jest wypełnione tym fetorem... Na dodatek non stop trzeba jej coś tłumaczyć. Pracowała 8 miesięcy na maszynie do okrągłych transformatorów, potem 2 miesiące na kwadratowych no i z racji tego że grzebie się jak mucha w smole to menedżer poprosił czy mogłabym się nią zamienić na jakiś czas z wiadomych względów. Ona wróciła na maszynę na której pracowała przez 8 miesięcy, dzień w dzień, i ona nie pamięta jak się na tej maszynie pracuje... ehh tam szkoda słów.
Moja siostra, raczej osoba której ojcem jest również mój ojciec...Myślę, że jestem gotowa o tym mówić. Zawsze wiedziałam, że ona istnieje. Ale dopiero teraz w wieku 23-24 lat byłam gotowa z nią nawiązać jakikolwiek kontakt. Znalazłam ją na portalu społecznościowym już w sierpniu i zaprosiłam do grona znajomych, wysłałam też krótką, niezobowiązującą wiadomość. O na owszem przyjęła zaproszenie, odpisała. Wymieniłyśmy dosłownie 4 wiadomości, po czym ona zamilkła. Wysłałam jej życzenia Bożonarodzeniowe, dla niej i jej rodziny (bo jest starsza ode mnie ma męża i dziecko). Ona nic... cisza. Widuję ją często dostępną, ale widocznie nie dla mnie. Przestałam więc łudzić się, że odnajdziemy jakiś tam kontakt, przecież ja nie jestem winna tego co było w przeszłości..
Obawiam się, że muszę już skończyć pisanie na dziś gdyż Tośka non stop zaczepia moje palce i biega po klawiaturze :)